Rick Riordan nie zawodzi. O powieści młodzieżowej, fanfiction i wspaniałym świecie starożytnych bogów i współczesnych herosów

Pierwszy tom serii Percy Jackson i bogowie olimpijscy, czyli Złodziej Pioruna, został wydany w 2005 roku. Na polski rynek trafił w 2009, co zawdzięczamy Galerii Książki oraz wytwórni filmowej 20th Century Fox, która wykupiła prawa do ekranizacji, zdecydowana zmienić serię powieści Riordana we franczyzę i międzynarodowy hit na miarę Harry’ego Pottera. Na tym etapie wytwórnia nie miała pojęcia, co kupuje, a wyjątkowo kiepska ekranizacja, wykonana bez szacunku dla materiału wyjściowego, pogrzebała dalekosiężne plany. Na szczęście przygody Percy’ego i młodych herosów poradziły sobie bez filmu, rzeczywiście stając się międzynarodowymi bestsellerami. A im dalej w twórczość Riordana, tym lepiej.

f1f605721aaa63b57763e0794967803f

Najpierw ukazała się seria Percy Jackson i bogowie olimpijscy. Percy, syn Posejdona, wraz z grupą przyjaciół – herosów i mitologicznych postaci – staje do walki z Tytanami. Antyczne mity i opowieści zostają przeniesione na ulice współczesnej Ameryki.W Złodzieju Pioruna dwunastoletni Percy wyrusza w najbardziej niebezpieczną podróż swego życia. Wraz z Annabeth, córką Ateny, musi odnaleźć złodzieja, który ukradł broń masowej zagłady – pas Zeusa. W Morzu Potworów obóz herosów – jedyne bezpieczne schronienie dla potomków bogów i bogiń – znajduje się w niebezpieczeństwie.Percy i pozostali herosi wyruszają w podróż przez tytułowe morze, aby odnaleźć magiczny artefakt, który pomoże im ocalić przyjaciół. Mają tylko kilka dni. W Klątwie Tytana Kronos uknuł zbrodniczą intrygę zagrażającą całemu światu. Jakby tego było mało, starożytny potwór powstał z otchłani niepamięci. Jest dość potężny, by zniszczyć Olimp, i tylko Artemida wie, jak go pokonać. Ale Artemida zaginęła. Percy, jego przyjaciele i Łowczynie Artemidy mają jedynie tydzień, aby odnaleźć boginię i przywrócić porządek. Bitwa w Labiryncie to moment, w którym staje się jasne, że wojna pomiędzy bogami i tytanami jest nieunikniona. Jak poradzą sobie nastoletni herosi? Odpowiedź znajdziecie w Ostatnim Olimpijczyku.

Jak widać, powieści Riordana to książki przygodowe, pełne akcji, z domieszką tajemnicy w postaci zagadki (lub przepowiedni) do rozwikłania. Pisane są zgodnie z formułą: pojawia się zagrożenie, bohaterowie zostają przypadkiem lub celowo wciągnięci w konflikt, istnieje czasowe ograniczenie kilku dni, w których muszą poradzić sobie z niebezpieczeństwem. Ważną rolę pełni przepowiednia wieszczki delfickiej, której zadaniem jest informowanie bohaterów o niebezpieczeństwach i wysyłanie ich na misje. Stawką w grze jest nie tylko życie najbliższych, ale również równowaga całego świata. Siły mroku nie ustają w próbach zniszczenia obowiązującego ładu oraz podporządkowania sobie bogów i ludzi. Walki są brutalne, nie brakuje ofiar – jak dowodzi najnowsza powieść Labirynt Ognia, także śmiertelnych. Wartka akcja bywa wręcz przytłaczająca, ale jednocześnie jest dość czasu na to, aby bohaterowie nawiązali ze sobą relacje, poznali się i zaprzyjaźnili. Ponieważ fabuła ma charakter formuliczny i pod tym względem zawsze wiemy, co dostaniemy, tym, co naprawdę przywiązuje do siebie czytelników, są postaci. Fabuły powieści często naśladują wydarzenia mitologiczne, czy to podróż Odyseusza w Morzu potworów, czy też wyprawę Argonautów w kolejnej serii o przygodach Percy’ego i jego niezwykłych przyjaciół, czyli w pięcioksięgu Herosów olimpijskich. Problemy naszych bohaterów stają się bardziej osobiste, książki dotykają też poważniejszych tematów, takich jak rodzinne relacje, związki i zobowiązania przyjaciół względem siebie. Widać tu wyraźnie, że zakłada się, iż czytelnik będzie dorastał wraz z Percym. Rzymscy i greccy herosi stanowią niezwykle zróżnicowane i interesujące towarzystwo. Każdy z nich jest wyjątkowy i zasługuje na to, aby być bohaterem własnej historii.

352x500

Z czasem Riordan rozszerzył swoje uniwersum o inne panteony. Trylogia Kroniki rodu Kane wprowadza nas w świat egipskich bogów. Rodzeństwo Carter i Sadie Kane, potomkowie potężnych egipskich magów, muszą powstrzymać starożytne bóstwa, zanim te sprowadzą zagładę na nasz świat. Magnus Chase i bogowie Asgardu wprowadza nas w świat nordyckiej mitologii. Nie ukrywam, że te dwie trylogie należą do moich ulubionych w całej twórczości Riordana. Chociaż mam też słabość do właśnie powstającego pięcioksięgu Apollo i boskie próby, gdzie nieco zmieniamy perspektywę: tym razem głównym bohaterem jest nie heros, ale sam grecki bóg Apollo, ukarany przez Zeusa za nierozważne uczynki, które znamy z Herosów Olimpijskich. Apollo zostaje uwięziony w ludzkim ciele. Musi udowodnić, że jest godny powrotu na Olimp. A przy okazji powstrzymać potężny triumwirat złych rzymskich cesarzy, którym marzy się status bogów i władza nad przeznaczeniem. W pełnej niebezpieczeństw podróży Apollo uczy się wiele o sobie i porządku świata, który dotąd podtrzymywał. Seria jest pełna wzruszeń, nieprzyjemnych prawd i traumatycznych doświadczeń. To najbardziej dojrzała odsłona twórczości Riordana, a przy tym nie brakuje jej humoru, który czyni ją także jedną z najzabawniejszych powieści autora.

Nie czytałam powieści Riordana, kiedy po raz pierwszy ukazały się na polskim rynku. Nie tylko dlatego, że nie byłam już w grupie docelowej. Nie czytałam ich pomimo tego, że znajomi w moim wieku, którzy sięgnęli po książki Riordana, byli nimi zachwyceni. Nie czytałam ich ostentacyjnie, informując cały świat o tym, że tego nie robię i dlaczego. Jako wtedy jeszcze wierna fanka Harry’ego Pottera, byłam wręcz oburzona marketingiem porównującym Percy’ego Jacksona z moją ulubioną serią o nastoletnim czarodzieju. Chociaż z bycia wierną fanką czegokolwiek wyrosłam, kiedy nauczyłam się, co znaczy krytyczna konsumpcja treści medialnych, do tej pory krzywię się, gdy widzę, że jakiegoś autora lub autorkę próbuje się sprzedać jako „następną J.K Rowling”. Głównie dlatego, że późniejsze podejście Rowling do jej serii i postaci sprawia, że łatwo zrozumieć, czemu współczesne teorie literackie postulują unieważnienie autora jako źródła intencji tekstu. Innymi słowy, Rowling stanowi świetną ilustrację tego, dlaczego autor powinien być traktowany jak martwy.

screenshot_84

Jednocześnie porównanie jakiegokolwiek popularnego tytułu z nurtu young adult z Harrym Potterem wydaje się nieuniknione. Seria Rowling wyznaczyła standard powieści młodzieżowej i odniosła sukces, jaki trudno powtórzyć. Temu sukcesowi właśnie w znacznej mierze zawdzięczamy współczesny – rozbudowany, złożony i interesujący – rynek literacki young adult, a wybitne powieści z tego nurtu, jak omawiane kilka tygodni temu na Szufladzie In Other Lands Sarah Rees Brennan, znacznie przewyższają jakościowo nawet najlepsze tomy Harry’ego Pottera. Do tego literatura fantastyczna operuje archetypami. Oryginalność w fantastyce najczęściej nie polega na niepowtarzalnych rozwiązaniach fabularnych, tylko na specyficznym dla danego autora wykorzystaniu utartego motywu. Zarówno Harry Potter, jak i Percy Jackson opierają się na tym samym modelu powieściowym: młody chłopak odkrywa, że ma niezwykle zdolności i jest predestynowany do pokonania wielkiego zagrożenia, uczy się wykorzystywać swoje moce i tym samym odnajduje swoje miejsce w świecie. To mit arturiański. Jego najoryginalniejsze wykorzystanie to prawdopodobnie powieści Mercedes Lackey, w których najczęściej miejsce chłopaka zajmuje dziewczyna. Albo gryf.

Ta cecha fantastyki sprawia także, że marketing oparty na nadmiernym eksponowaniu podobieństw raczej się nie sprawdza. Nie mam jednak wątpliwości, że doczekam się chwili, gdy kolejne powieści młodzieżowe będą reklamowane jako „następny Rick Riordan”tylko dlatego, że będą wykorzystywać motywy mitologiczne. Na szczęście w tym momencie mamy do dyspozycji coś o wiele lepszego – serię Galerii Książki„Rick Riordan przedstawia”, w której ukazała się powieść Aru Shah i koniec czasu autorstwa Roshani Chokshi. Powieści polecane przez ulubionego autora to zdecydowanie lepsza inwestycja niż te, które sprzedaje się jako następców słynnego tytułu.

Zaczęłam czytać Percy’ego Jacksona w momencie, gdy moja siostrzenica wciągnęła się w powieści Riordana, a ja sama przeprosiłam się z moją wewnętrzną nastolatką, tak jak wcześniej z moim wewnętrznym dzieckiem. Szybko zorientowałam się, że podobieństwo do Harry’ego Pottera jest w tym przypadku powierzchowne i nieistotne. Bo powieści Riordana są o wiele lepsze niż książki młodzieżowe Rowling. Potrzebowałam fanfiction, żeby kochać Harry’ego Pottera. Seria była tylko punktem wyjścia dla kolejnych historii, które sprawiały, że zakochiwałam się w Hogwarcie. Od prawie dwudziestu lat czytam Harry’ego Pottera wciąż na nowo, w wykonaniu różnych autorek, mniej lub bardziej udanym, zwykle lepszym niż to, co napisała Rowling. Rzadko wracam do samej serii. Wolę Hogwart poszerzony w sposób, który uwzględnia mnie i mój świat. I nie mam tu na myśli mugoli. Chodzi mi o ludzi, dla których podział dormitoriów i łazienek na damskie i męskie nie do końca się sprawdza, bo nie są ani dziewczynkami, ani chłopcami, a niekiedy są oboma. Ludzi, którzy na balu zastanawialiby się, kto prowadzi w tańcu w parze jednopłciowej. Ludzi, którzy wysłaliby Harry’ego na terapię dla ofiar przemocy domowej, zdymisjonowali Dumbledore’a, bo ten nigdy nie powinien był pracować z dziećmi i uświadomili Draco Malfoya, że jest w Potterze zakochany i niech coś z tym zrobi, zanim niezdrowa obsesja zacznie rzutować na dorosłe życie. Wolę Hogwart, który nie przypomina polskiej szkoły z jej domyślną, założoną, milcząco, uparcie i bezlitośnie egzekwowaną homofobią. Kiedy byłam dzieckiem, uciekałam ze szkoły do Hogwartu, a gdy zorientowałam się, że tam też nie ma dla mnie miejsca, znalazłam je w fanfiction.

Nie potrzebuję fanfiction, żeby kochać powieści Riordana, obóz herosów już jest miejscem, w którym czuję się bezpiecznie. W którym się odnajduję. Prawdziwy eskapizm to taki, który pozwala ci udawać kogoś innego – czarodzieja czy herosa – ale nigdy nie zmusza cię do ignorowania przy tym tego, kim jesteś.

Gdybym czytała Percy’ego Jacksona w 2005 czy nawet w 2009 roku, moja przygoda z popkulturą wyglądałaby zupełnie inaczej. Miałabym o wiele większe wymagania i byłabym bardziej bezkompromisowa w swoich negocjacjach z poszczególnymi tytułami. Nie oczekiwałabym, że fanfiction zaleczy każdą ranę spowodowaną przeoczeniem, wykluczeniem czy nienawiścią. Ika Willis w swoim eseju o wymownym tytule Keeping Promises to Queer Children. Making Space (for Mary Sue) at Hogwarts pisze:

Fanfiction oznacza dla mnie czerpanie przyjemności z prawdy, z oddalenia tekstu od przemocowej, kłamliwej logiki kulturowego kodu; czerpanie przyjemności polega przy tym na tym, że działamy tak, jakby te skandaliczne czyny [fanowskie przeróbki tekstów] były naturalną rzeczną do zrobienia, tak, jakby wszystkie odczytania były równie możliwe – tak, jakby nie istniały ograniczenia zabraniające widzieć queerowość w fikcji dla dzieci (Fan Fiction and Fan Communities in the Age of the Internet, s. 168).

Nie wyrastamy z fanfiction, ponieważ nie wyrastamy z potrzeb, które sprawiają, że sięgamy po fanfiction: potrzeby akceptacji, wsparcia, społecznej widoczności, poczucia bezpieczeństwa, pragnienia eskapizmu i przeżycia przygody. Odkrycie, że nie muszę już ograniczać się do fanfiction w zaspokajaniu tych potrzeb, było jednym z najważniejszym momentów w moim życiu. I jestem niewyobrażalnie wdzięczna Rickowi Riordanowi, że dał tę świadomość młodszym czytelnikom. Może dzięki niemu będą lepszymi odbiorcami popkultury, niż ja byłam.

Pod wieloma względami powieści Riordana przypominają fanfiction. Sam autor przyznaje w wywiadach, że pisał je w oparciu o bajki na dobranoc, które opowiadał swojemu synowi, oraz ćwiczenia z kreatywnego pisania dla szóstoklasistów, w których dzieci miały tworzyć opowieści o wymyślonych przez siebie herosach i heroinach, potomkach starożytnych bogów. Wprowadzanie własnej postaci do świata przedstawionego stanowi jeden z elementarnych mechanizmów tworzenia fikcji fanowskich, wyraz fanowskiego pragnienia spotkania ukochanych bohaterów popkultury. Czy Percy’ego i jego przyjaciół z obozu herosów można potraktować jako OC (original characters) w świecie greckich mitów? Owszem, ale to nie znaczy, że do tego się sprowadzają.

512772-352x500

Bohaterowie powieści Riordana są wielowymiarowi, skomplikowani, prawdziwi. Heroizm nie przychodzi im łatwo, boskie pochodzenie nie zmienia tego, kim są, nie wymazuje ich słabości czy lęków. Widać to wyraźnie, jak wielki wpływ na Riordana jako pisarza miała jego praca pedagoga. Z pierwszej ręki wie, że dzieci i nastolatki pojawiają się we wszystkich kształtach, rozmiarach i kolorach. Dzięki temu doświadczeniu każda z jego postaci staje się niepowtarzalna. Dotyczy to także dorosłych i bogów. Anegdotą jest już historia o tym, że Percy to dyslektyk z ADHD, ponieważ Riordan chciał, aby jego syn wiedział, że pomimo trudności, z jakimi się zmaga, nadal może być bohaterem. Autor doskonale wiedział, co robi. Reprezentacja ma znaczenie, ponieważ pozwala nam dostrzec nie tylko, kim jesteśmy, ale też aspirować do tego, jacy być możemy: szczęśliwi, dobrzy, pomocni, heroiczni. Rick Riordan sprawił, że mnóstwo dzieci może zobaczyć w sobie materiał na herosa. Albo nauczyć się patrzeć na innych (w znaczeniu: różnych od siebie) jak na bohaterów.

Lista tego, jak bardzo powieści Riordana odbiegają od stereotypowych popkulturowych wizerunków, jest długa. Dostajemy w nich Sally Jackson, samotną matkę, która pozostaje w przemocowym związku dla dobra syna. Nie skończyła liceum i zaszła w ciążę jako nastolatka. I jest postacią pozytywną. To się rzadko zdarza. Nic w narracji nie piętnuje jej życiowych wyborów ani tego, jaką jest osobą. Jest najlepszą możliwą matką dla Percy’ego. Co więcej, bardzo doceniam motyw zemsty na brutalnym partnerze, dokonanej przy użyciu głowy Meduzy. Sposób przedstawienia Sally zrywa nie tylko z kulturową mizoginią, ale także z martyrologiczną narracją ofiar przemocy domowej. Wśród innych wspaniałych postaci kobiecych mamy Hazel Levesque, czarnoskórą dziewczynkę, która doświadczyła biedy i rasizmu w Nowym Orleanie w okresie przed zniesieniem segregacji rasowej. Jej historia to nie tylko opowieść o tym, ile zyskał ruch praw obywatelskich w Stanach, ale również o tym, ile wciąż jest do zrobienia, bo rasizm nie został wykorzeniony z kultury. Historia Leo Valdeza to opowieść o zinstytucjonalizowanym rasizmie, który dopuszcza do sytuacji, w której osierocony meksykański chłopiec zostaje bezdomny. I pomimo wszystkiego, co go spotkało, Leo jest najbardziej pozytywną osobą w powieściach Riordana. A może właśnie przez to, co go spotkało, bo dzieci są mądrzejsze, niż chcielibyśmy przyznać. Riordan przypomina nam także, że bezdomność młodzieży to wciąż poważny problem w tak zwanych krajach rozwiniętych, i robi to z pomocą Alex Fierro, jednej z moich ulubionych postaci w jego powieściach. Alex jest genderfluid latynoską osobą, wyrzuconą z domu przez ojca, który jej nie akceptuje. Jest też potomkiem Lokiego i całą sobą wciela wszystkie cechy porządnego Psotnika. Ważną pierwszoplanową postacią jest także Lester, czyli Apollo, aktualnie nieco otyły i pozbawiony mocy, ale za to żywe zobrazowanie memu o „biseksualnej katastrofie”. I jego potomek Will, po uszy zakochany w synu Hadesa, Nico. Mroczna przepowiednia Riordana dostarcza nam najpiękniejszej i najbardziej dojrzałej historii miłosnej, jaką miałam przyjemność przeczytać – poznajemy Emmie i Jo, Łowczynie Artemidy, które zdecydowały się zrezygnować z daru nieśmiertelności i wychowywać wspólnie dziecko, zestarzeć się i umrzeć razem, bo to lepsze i prawdziwsze niż wieczne życie osobno. Nie można też zapomnieć o Franku Zhang, jednym z najpotężniejszych herosów, potomku dwóch bóstw. Frank jest otyły, nie toleruje laktozy i przypomina wszystkim, że nie trzeba być doskonałym, żeby być wspaniałym. Samira stanowi świetny przykład tego, że można być Muzułmanką i Walkirią. Przykłady można mnożyć, ponieważ postaci i związki pomiędzy nimi w powieściach Riordana nie są proste jak w fikcji, ale skomplikowane jak w życiu. Pomimo całej mitologicznej otoczki to jedne z najbardziej realistycznych powieści, jakie czytałam. Na ich kartach rozpoznaję sylwetki ludzi, których znam i kocham. Te książki opowiadają o prawdziwych problemach współczesności: bigoterii, nienawiści, rasizmie, przemocy, wykluczeniu ekonomicznym, bezdomności.W przypadku powieści Riordana nie muszę nic dopisywać, dopowiadać ani wyjaśniać, aby przełknąć gorzką pigułkę uprzedzeń,ukrytą w popkulturowej rozrywce, ponieważ takie się tu nie trafiają. Owszem, Riordan przedstawia świat takim, jaki jest, bez upiększania, ale zapewnia również, że nie zawsze taki będzie, bo są ludzie, którzy walczą z potworami i pomagają sobie nawzajem. Nie mogę także wyjść z podziwu, jak Riordan wykorzystał Złodzieja pioruna jako swoistego konia trojańskiego: pozornie przedstawił standardową historię o białym, heteroseksualnym chłopcu, aby stopniowo zastąpić go innymi bohaterami, postaciami, które rzadko mają okazję grać pierwsze skrzypce w popkulturze.

Sevendemigods

Rick Riordan jest znacznie inteligentniejszym autorem, niż można by założyć na podstawie gatunku, w jakim się wypowiada. W końcu young adult to rzekomo jeden z grzechów popełnianych wobec dobrego smaku. A jednak powieści Riordana cechują się nie tylko drobiazgowym zapleczem historycznym, czego dowodzi seria Apollo i boskie próby, która wyciąga naprawdę obskurne fakty na temat życia rzymskich cesarzy. Riordan dobrze rozumie kulturę popularną, przede wszystkim jej kody i ograniczenia. Wie, jak poruszać się w jej obrębie i jak podważać jej opresyjne założenia. Pod wieloma względami jego powieści można traktować jak środkowy palec pokazany „przemocowej, kłamliwej logice kulturowego kodu”. Riordan udowadnia, że można pisać inaczej, niż do tego przywykliśmy, i wciąż się przy tym świetnie bawić. Wystarczy nieco poszerzyć swoją perspektywę –i jako autora, i jako czytelnika. Powieści te nie stanowią pamfletu na temat społecznych i kulturowych problemów. Riordan porusza trudne kwestie, ale jego twórczość ma przede wszystkim charakter rozrywkowy. W pierwszej kolejności służy dostarczaniu przyjemności. I być może na tym polega jej rewolucyjny wymiar. Podobnie jak fanfiction, książki Riordana przypominają, że pisanie inaczej niż pod dyktando status quo to po prostu świetna zabawa. Kulturowa rewolucja rodzi się z potrzeby przyjemności.

Fanfiction na bazie powieści Riordana czytam z innych powodów niż historie pisane w fandomie Harry’ego Pottera. Czytam je, bo nie mam dość tego świata i tych postaci, a nie po to, żeby rekompensować sobie braki w serii. Bo Rick Riordan nigdy mnie nie wykluczył i jak dotąd ani razu mnie nie zawiódł.

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *