Świętobór
Las mnie opęta. Ziemia mnie pochowa.
W żyłach popłynie krew świerkowej ciszy.
Ginące światła pomkną ku niebiosom.
Wieczór w mych myślach modły swe zapisze.
Kto zapamięta moje prześniewanie,
Jeśli nie dusza wszechmogącej kniei?
Gdzie zamieszkają wizje słońc gromowych,
Jeśli nie w leśnej, bezpańskiej zawiei?
W dębach wyryję swoje ziemskie imię
Mokrą od potu świętą głagolicą.
Ostatni pokłon oddam Wszechistnieniu.
Księżyc oświetli me stęsknione lico
I pójdę dumnie w niewiadome kraje
Jak dziecko światła, człowiek, diabeł, król.
Wyjrzyj czasami poza krańce świata.
Będę tam mieszkał – pośród gwiezdnych pól.
Dla większości poetów pisanie jest wielką pasją i – często – przyjemnością dla czytelnika. Ale osobiście najbardziej lubię, gdy poeta ma dwie pasje i jedną wyraża drugą. Dla niektórych poetów może to być język (jego modyfikacje, anagramy itd.), dla innych malarstwo (np. ekfrazy), a dla Wojciecha Świętobora Mytnika jest to słowiańska mitologia.
Lirykę W. Mytnika wyróżnia kilka charakterystycznych cech. Po pierwsze: temat – słowiańskie wierzenia, natura (iście mitologiczne jej uwielbienie), przeszłość (dziedzictwo przodków), człowiek (m.in. kwestie filozoficzne). Kocham te pogańskie światy zapomnianych cieni – pisze autor w „Znów Na Dolnośląskiej Ziemi” i każdym kolejnym wierszem to uczucie potwierdza.
Poeta nie narzuca swojej miłości do mitologii, lecz dzieli się nią, zachęca, zaprasza. Nie tylko opowiada „historie mitologiczne”, ale daje głos samym bóstwom, czyniąc je podmiotami swoich wierszy. Materializuje je, dodaje im ludzkiego rysu, dzięki czemu uzyskuje efekt uniwersalności przesłań.
Swoje uwielbienie dla natury (i gór w szczególności) pokazał m.in. w wierszu „Przebudzenie W Deszczu”, w którym połączył wszystkie bliskie mu elementy:
Deszcz na Mraźnicy.
Giewont mgły okryły.
Drzewa parują
W porannych promieniach.
Strzygi śpiewają
Pieśni odrodzenia.
Z okna świat widzę
Pełen boskiej siły.
Słowa upadłe,
Demony przeklęte
Z grobów powstają,
Z pyłu niepamięci.
Niech się człowiecza
Wolna wola święci,
Niech rządzi to, co
Ongiś było święte.
Deszcz na Mraźnicy.
Słońce z chmur przebija.
Kędyś w Przedczasu
Niebyłej godzinie
W świętej esencji,
W prapierwotnym płynie
Świat się narodził
I tragiczna Nyja.
Ja też się rodzę
W podhalańskiej ziemi,
A ze mną Nicość
W duszę się sącząca
I coś od ludzi
Dzieli mnie, odtrąca,
Choć właśnie w ludziach
Głębia mych korzeni.
Oto się budzę
W tej poddasza ciszy,
A las mię wita
Szeptem i nadzieją,
Pieśnią, przy której
Ciemności bieleją,
Której nikt jeszcze
Poza mną nie słyszy.
Duchem wykraczam
Poza ramy czasu,
Tam idę, dokąd
Wolne duchy lecą
I – wyzwolone –
Rannym światłem świecą
Ponad świeżością
Tatrzańskiego lasu.
Po drugie: forma – te wiersze nie wynikają wyłącznie z miłości do dawnych wierzeń, tu również widać fascynację poezją. Wspaniałe pod względem technicznym, dopracowane do perfekcji, jak np. „Przeobrażenie”:
Jasne widziałem tego dnia przestrzenie
I zadymione przeszłością kurhany…
Prastarych borów żywioł nie poznany
Dotknął mnie dźwiękiem i poraził tchnieniem.
Znakiem gromowym zapachniały lasy.
W czwórdzielnym wirze się przeobraziłem
I w złotym słońcu łany owionąłem.
Znów byłem słowem! Znów urosłem w siłę!
Nie było wcześniej głośniejszego dźwięku,
Większego boga ziemia nie widziała,
Niebieskim gniewem zadrżały odmęty…
Starczyło ducha, nie starczyło ciała…
Gęstej żywicy kleisty aromat
Wydrążył smukłe tory zamyślenia.
Miodem spłynęły rzeki prehistorii,
Grały pejzaże, wiatr się rozprzestrzeniał…
Stare żywioły zalśniły czerwienią
I archetypy z głębi wychynęły,
Miejsca rodzime przypomniały wiarę,
A obce moce w mrokach zaginęły.
W kamiennej głuszy trwały gołoborza
I tajemnicą okryły się wody…
W dniu tym ujrzałem fenomen przyrody…
Jasne widziałem tego dnia przestworza…
Autor dba o rym i rytm, co czyni te wiersze niezwykle melodyjnymi, przyjemnymi dla uszu. Mogą stać się tekstami piosenek, jak w przypadku „Upadku Arkony”, który został wykorzystany przez zespół Signum Triste (w którym poeta jest wokalistą i muzykiem), miłośników mocnego brzmienia odsyłam do posłuchania (https://www.youtube.com/watch?v=S1rpduE3MFI).
Dwa ulubione znaki interpunkcyjne Mytnika to jednocześnie dwa kolejne elementy typowe dla jego poezji: wykrzyknik podkreśla silną ekspresję, miłość i znaczenie, jakie dla autora ma dany temat, oraz wielokropek, który zdradza skłonność do kontemplacji, zachęca czytelnika do zatrzymania się i wsłuchania w siebie i naturę.
Poeta w mistrzowski sposób buduje nastrój wiersza. Klimat tych utworów to jedna z największych zalet w twórczości Mytnika. Wzbogaca leksykę, tworząc neologizmy (często pozostające w korespondencji z mitologią). Potrafi pisać i tak:
Rodzima Wiara
Hej, uparte my pogany, mimo lat tysiąca zgoła:
Wierzym w Marzę Czarnolicą! Swaróg Bóg nam i Nijoła!
W naszych domach wciąż kołacze, miody, plony i pisanki –
I na Dziady jasne znicze, i na Noc Kupały wianki!
Słońcewroty, kołomiry, swargi, bukwy, Słońcestania,
I drewniane nasze świątki z duszy możesz nam wyganiać –
Nic nie wskórasz! Nie zostawim, nie odejdziem od swej wiary!
Płonie, płonie w sercach ogień! Żyje, żyje ród nasz stary!
Iście godne my dziedzice przeszłych lat, zburzonych chramów!
Nasza wiara – świat dokoła: cisza bagien i kurhanów,
Lasu szum i zapach wspomnień w życia ostatniej godzinie.
Nie wypędzisz z nas pamięci! Nigdy Słowian ród nie zginie!
Wojciech Mytnik imponuje wyczuciem i zmysłem lirycznym, a także ogromną wiedzą mitologiczną, często zdarzało mi się szukać informacji o danym bóstwie czy miejscu kultu – i choćby to świadczy o tym, że ta poezja jest inspirująca, poszerza wiedzę, a u niektórych może nawet obudzi pasję!
Dla miłośników mitologii (zwłaszcza słowiańskiej) jest to pozycja obowiązkowa, która – po wydaniu tomiku (marzec 2015) – powinna znaleźć się tuż obok m.in. „Mitologii” A. Brucknera, a najlepiej przed nią, bo o ile wybitny slawista podzielił się z czytelnikiem swą ogromną wiedzą, o tyle Mytnik ubrał tę wiedzę w emocje i przeniósł czytelnika w głąb rzeczy.
Powrót
krzyk porannych promieni
niezrozumiane jasne sfery
bezbożna pieśń zamglonego światła
odbija się echem w leśnych ostępach
gdzieś tu mój stygnący umysł
jak utracony strumień
gwałtownej miłości
gdzieś tu me zmęczone oczy
zatapiają się
w starożytnej sztuce
w tym niekończącym się lesie
odnajduję swoją pasję
Kinga Młynarska
Wiersze poety prezentowaliśmy TU(klik).
W imieniu autora zapraszam do odwiedzin:
strona – mój pogański sen
Facebook – mój pogański sen