Woła mnie ciemność Agaty Suchockiej

daje-ci-wiecznosc-tom-1-wola-mnie-ciemnosc-w-iext52113786Swego czasu byłam zagorzałą wielbicielką amerykańskich powieści z wampirami w roli głównej. Zaczęło się oczywiście od Anne Rice i jej kapitalnego „Wywiadu z wampirem”, a moja natychmiastowa miłość do gotyckiego, nasyconego emocjami stylu autorki zaowocowała sięgnięciem po kolejne książki z serii Kroniki Wampirów. Z czasem zachowania bohaterów i ich motywacje stały się jednak dla mnie nie do zniesienia i porzuciłam nowsze tomy Kronik dla pyskatej Anity Blake i jej wampirzego adoratora Jean-Claude’a z popularnej serii autorstwa Laurell K. Hamilton.

Osobiście uważam Jean-Claude’a za mojego absolutnie ulubionego wampira ze wszystkich, jakie kiedykolwiek pojawiły się w literaturze. Lestat De Lioncourt, główny antybohater, a następnie bohater Kronik, dzielnie dotrzymuje mu kroku. Wciąż lubię wracać do najciekawszych części obu tych cyklów. Ta po części tkliwa, a po części okrutna lektura ukształtowała mój czytelniczy gust, a także wpłynęła na mój pisarski styl. Jakież więc było moje zdumienie, kiedy dzięki splotowi niespodziewanych wydarzeń w moje ręce trafiła książka naszej rodzimej autorki Agaty Suchockiej pt.: „Woła mnie ciemność”.

Przede wszystkim nie spodziewałam się, że wreszcie odkryję tak mocną, gotycką inspirację wśród polskich pisarzy fantastyki. Fabuła przypomina żywcem wyjętą z Kronik Rice, a bohaterowie swoimi wyborami, składającymi się na ich burzliwe życiorysy, skutecznie wskrzesili w mojej pamięci Lestata i Louisa z „Wywiadu z wampirem”. Młody Armagnac Jardineux przybywa do Londynu z ospałej Luizjany w poszukiwaniu swojego miejsca na świecie. Wcześniej mieszkał na plantacji i choć od najmłodszych lat przejawiał talent muzyczny, ojciec szykował go na swojego następcę. Na szczęście, bądź też nieszczęście, Armagnac stracił oboje rodziców i kompletnie zrujnowany finansowo trafił pod gościnny dach swojej chorowitej, starej ciotki w Londynie.

Z początku pozbawiony celu i większych aspiracji starał się oswoić z dużym, dekadenckim miastem. Coraz częściej zaglądał do kieliszka, by choć trochę się rozgrzać w zimowe, mroźne wieczory. W końcu jego zamiłowanie do gry na fortepianie sprawiło, że obudził zainteresowanie w tajemniczym, na pierwszy rzut oka majętnym, skrzypku Lotharze, który zaprosił go do muzycznej współpracy. Bohater nie miał już nic do stracenia. Potrzebował pieniędzy i tęsknił za luksusem. Niestety, układ z Lotharem wiązał się z tym, że także trafił pod opiekuńcze skrzydła jego mecenasa, bajecznie bogatego i zepsutego lorda Huntingtona. Tak właśnie rozpoczyna się historia zniewolenia przez chciwego patrona i zakazanej miłości do Lothara, z którym w końcu zaczyna łączyć go coś więcej niż wspólne koncerty i wybór odpowiedniego repertuaru na wieczór.

„Jego twarz się zmieniała, w oczach pojawiał się ogień, a nieznoszące sprzeciwu gesty i szeptane po niemiecku zaklęcia sprawiały, że nie byłem w stanie mu się przeciwstawić”.

Głównym atutem „Woła mnie ciemność” jest na pewno nieco surrealistyczna, gnuśna atmosfera dziewiętnastowiecznego Londynu, przeplatająca się z zepsuciem bywalców ówczesnych salonów zalanych morzem absyntu, nad którym unosi się chmura gęstego dekadentyzmu. Lothar i lord Huntington nie mają już większych złudzeń dotyczących moralności. Uczą się jak najwięcej brać, nie oferując zbyt wiele w zamian. Naiwny, uczuciowy Armagnac ma ich odmienić, wskrzesić dawno pogrzebaną nadzieję. Tymczasem z każdym dniem przeistacza się w bestię podobną do nich, wykwalifikowaną w odbieraniu niewinności, zataczającą wokół swoich ofiar coraz ciaśniejsze kręgi.

Mimo to ze wszystkich przedstawionych bohaterów Armagnac wypada najsłabiej. Jest pozbawiony silnej motywacji, bezwiednie pozwala sobą manipulować. Nie obchodzi go nikt i nic poza jego własną wygodą. Lord Huntington pociąga za wszystkie jego sznurki, doskonale świadomy tego, że przepych i obietnica bezpieczeństwa są w stanie złamać każdą delikatną duszę. Bezpieczeństwo nie zawsze idzie bowiem w parze z wolnością.

„Woła mnie ciemność” to pierwszy tom serii poświęconej losom trójki głównych bohaterów. Autorka garściami czerpie z dobrej tradycji gotyckiego romansu w stylu Anne Rice. Stara się też przemycić ponadczasowy dylemat dotyczący naszej percepcji wolności i metaforycznego przesuwania wewnętrznej granicy. Skąd wiemy, że przesuwając ją o kolejny milimetr, wciąż jesteśmy dobrymi ludźmi, jakimi pragniemy się widzieć? A co, jeśli tylko milimetr wystarczy, żeby więcej nie rozpoznać swojej twarzy w lustrze?

Kolejne tomy przetłumaczono już na język angielski i zainteresowanych przeczytaniem kontynuacji odsyłam na stronę internetową nowozelandzkiego wydawnictwa Cheeky Kea Printworks. Serdecznie polecam.

Magdalena Pioruńska

https://www.ckprintworks.com/

Może też zainteresuje Cię:

Równość w związku – Anita i Jean-Claude, uniwersum Laurell K. Hamilton

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *