Jak cię widzą, tak cię piszą – wciąż i wciąż, niestety…

W dzieciństwie uczyliśmy się z bajek, że co ładne, to i dobre. Wszak wszelkie uciśnione księżniczki były zawsze fizycznie piękne, delikatne i przeważnie jasnowłose, a złe macochy czy czarownice dokładnie odwrotnie – brzydkie potwornie, aż oczy bolą. Istniały, owszem, baśnie, które wyłamywały się z tego schematu, choćby Piękna i bestia czy Brzydkie kaczątko.

Wychowywano nas jednak raczej zgodnie z tym pierwszym wzorcem. Od małego wiemy, jak powinna wyglądać dziewczynka, a jak chłopiec, jaki jest standard normalności wyglądu. Wszystko inne wzbudza podejrzenia. Nie chcę przez to powiedzieć, że dbanie o higienę jest nieistotne. Jednak sądzenie po pozorach i bezmyślne ocenianie według pewnych schematów uważam za złe i szkodliwe, a jedno i drugie nader często dotyczy wyglądu, na którym opieramy całościową opinię o danej osobie, począwszy od pierwszego wrażenia. To ostatnie jest podobno ważne, bo pozwala na wstępie odsiać plewy, często może jednak być mylące jako odczucie subiektywne, oparte nie na racjonalnych przesłankach, ale na osobistym guście.

Kiedy dziecko wyrasta z pięknych księżniczek i paskudnych czarownic, zaczynamy je uczyć, że „nie wszystko złoto, co się świeci z góry”, że nie powinno się sądzić po pozorach, w tym także po wyglądzie. To generalnie prawda i dobrze by było, gdyby każdy potrafił powściągnąć kierowanie się skrótami myślowymi, zanim kogoś skrzywdzi swą oceną. W praktyce wygląda to, niestety, inaczej. Nie tak dawno pracowałam w szkole publicznej. Jednym z moich obowiązków było zaznaczanie podczas sprawdzania obecności, kto z uczniów nie ma dopuszczanego przez regulamin szkoły stroju. Notoryczne łamanie szkolnego dress code’u skutkowało obniżeniem zachowania (jakby dla kogoś była to rzeczywiście kara, ale to nie temat na dziś). Nie twierdzę, że szkoła powinna być rewią mody. Jednak regulowanie kwestii wyglądu przez tę instytucję daje dzieciom informację, że jest on istotny i na jego podstawie będą oceniani. Mówiąc krócej, sami uczymy ich osądzać po wyglądzie.

Druga męcząca kwestia to pewna doza hipokryzji w całej tej sprawie, gdyż stroje nauczycieli nie są w żaden sposób regulowane. Jak z czystym sumieniem wpisywać uwagi za niepożądane nadruki na koszulkach czy biżuterię, podczas gdy samemu ma się znacznie więcej niż dwa kolczyki i to nie tylko w uszach? I kiedy ma się silne wewnętrzne przekonanie, że swoimi kolczykami, tatuażami, kolorem włosów itd. nikogo się nie krzywdzi? Bo obiektywnie swoim wyglądem, imagem – jak zwał, tak zwał – NIKOGO się nie krzywdzi. Więc o co ten szum?

Z uproszczonym, zredukowanym do wyglądu postrzeganiem ludzi spotykamy się na każdym kroku. Spróbujcie wejść do Sephory czy Douglasa w glanach, wojskowej kurtce i włosem przeczesanym przez wiatr. Przez całą wędrówkę po sklepie będzie wam towarzyszył, niczym cień, ochroniarz. Następnym razem idźcie tam odpowiednio ufryzowani, w gajerku i lakierkach, z elegancką torebeczką. Nie minie dziesięć sekund, jak pojawi się rozentuzjazmowana pani, pałająca chęcią zaprezentowania wam wszelkich dóbr dostępnych w sklepie. Ochroniarz będzie patrzył w zupełnie inną stronę. Smutne, ale prawdziwe.

Psychologia potwierdza, że ładnym żyje się łatwiej. Biorąc pod uwagę bezrefleksyjność społeczeństwa, jego nieświadomość w kwestii własnego postrzegania, należy się zgodzić z tym stwierdzeniem. Powstało już całe mnóstwo programów o chirurgii plastycznej, gdzie nieszczęśliwi ludzie wypłakują się do kamery, bo niedoskonałość fizyczna nie pozwala im w pełni korzystać z życia. Z tego powodu decydują się na kosztowne, potencjalnie niebezpieczne dla zdrowia i bolesne operacje. Społeczeństwo chętniej jednak przyklaśnie takim modyfikacjom ciała niż kolczykom czy tatuażom, nader często postrzeganym jako forma samookaleczenia i prosta droga do zakażenia HIV czy żółtaczką. Kto ma zarówno tatuaż czy kolczyki, jak i przykładowo nosił kiedyś stały aparat ortodontyczny, doskonale wie, ile bólu i niewygód kosztuje jedno i drugie i które mniej. Tak naprawdę chodzi tu o dopasowanie się do kanonu – poprawić urodę operacją jest bardziej chwalebne, bo robi się to, by lepiej przystawać do oczekiwań, niż ją zmodyfikować (według wielu – zniszczyć) tatuażem czy piercingiem.

Stereotypy żyją w każdym z nas, ich istnienie jest naturalne, to takie skróty myślowe, które pozwalają mózgowi wykonać mniejszą pracę w znanych okolicznościach. Jednak pozwalanie sobie na każdym kroku na uproszczenia może łatwo okazać się mylące czy nawet krzywdzące. Warto zdawać sobie z sprawę z istnienia mechanizmów rządzących procesami poznawczymi człowieka, czasem się zatrzymać w biegu i po prostu trochę pomyśleć, przede wszystkim nad samym sobą.

Karolina „Mangusta” Kaczkowska

About the author
(poprzednio Górska), współpracowniczka Szuflady, związana także z portalami enklawanetwork.pl i arenahorror.pl, pasjonatka czytania, pisania i oglądania horrorów, tancerka i zbieraczka lalek. Wieloletnia członkini Gdańskiego Klubu Fantastyki. Z wyboru mieszka we Wrocławiu z mężem i zwierzakami.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *