„Zbiór tekstów współczesnych, znaczy krótkich” – fragment zbioru opowiadań Agnieszki Świerczek z projektu Młoda Proza Krakowska

FUNDACJA SZUFLADA POLECA:

15645015_10211836637454528_2102384078_n

Agnieszka Ślaska: ur. w 1989 w Krakowie. Na socjologii nauczono ją opisywać rzeczywistość przy pomocy obiektywnych liczb. Na szczęście coś ją tknęło i skończyła też Studium Literacko-Artystyczne na UJ. Teraz opisuje świat za pomocą subiektywnych zdań. Zazwyczaj krótkich. Raz wydrukowali ją w Ha! Arcie (Zbiór opowiadań „Flash Fiction”), raz w pokonkursowej antologii KAFEL (Festiwal im. Jana Himilsbacha w Mińsku Mazowieckim), raz w języku rosyjskim (do dziś szuka swojego tekstu, bo nie zna bukw). „Zbiór tekstów współczesnych, znaczy krótkich” to jej debiut książkowy. Wszystkie publikacje pod panieńskim nazwiskiem Ślaska.

Spis tekstów Agnieszki na Szufladziehttp://szuflada.net/author/agnieszka_slaska/

Zbiór tekstów współczesnych, znaczy krótkich

„Zbiór tekstów współczesnych, znaczy krótkich” – tomik niepowiązanych ze sobą, krótkich opowiadań. Zbiór ten stanowi równocześnie manifest przeciwko, jak i afirmację współczesności. Współczesne, czyli odpowiadające na warunki dyktowane przez bezwzględną bibliotekę masowo pochłanianych tekstów internetowych, w których nierzadko sam nagłówek czy tytuł zawiera lwią część treści całego tekstu. Współczesny język, będący jednym wielkim workiem, do którego bezkarnie można wrzucić właściwie wszystko: fragmenty cudzych wypowiedzi, reklam, piosenek, obcych języków. Współczesna forma zacierająca granice między gatunkami i na dobrą sprawę pozbawiająca takie literaturoznawcze kategoryzacje większego sensu. I w końcu współczesna tematyka, czyli właściwie taka sama, jak kiedykolwiek indziej. Traktująca o miłości, o rodzinnych dramatach, o dialogu międzypokoleniowym, damsko – męskim, o sensie życia i sensie umierania.

Ballada o wnuczku, który był mądrzejszy od dziadka, bo wnuczek miał
telefon z internetem, a dziadek miał tylko głowę

Dziadek siedział po turecku na dywanie. Był przerażony, że już się nie podniesie, bo jak zakładał nogę na nogę, coś potwornie chrupnęło mu w kolanie. Wnuczek siedział w ratanowym fotelu bujanym, nogi miał przykryte wełnianym kocem w kratę.

Z porcelanowej filiżanki w róże wystawała plastikowa rurka, przez którą sączył oranżadę.
– Ale pamiętasz, co mi obiecałeś?
Dziadek niezgrabnie podniósł się z podłogi, pospiesznie rozmasowując krzyże, po czym wgramolił się wnuczkowi na kolana.
– Pamiętam, pamiętam… – wnuczek troskliwie głaskał dziadka po łysiejącej głowie. Rozkołysał delikatnie fotel i przytulił rozemocjonowanego mężczyznę do kruchej piersi. Wpatrzony w niego dziadek dyndał wesoło wystającymi poza oparcie fotela, nękanymi przez reumatyzm, nogami.
– Na dobranoc opowiem ci o Wikipedii – wyszeptał wnuczek – a jak ładnie zjesz obiad, to ci pokażę, jak się forwarduje maile.

Erotyk, acz nie nachalny

– Mamo, zakochałam się – zsuwane z deski plasterki marchewki, z wrażenia nie trafiły do garnka z zupą – Chyba.
Mama zamieszała chochlą w rosole, wyłączyła palnik i siadła obok Helenki. Czyli to już. A wydawało się, że dopiero co odstawiła ją od piersi. Boże, jak to leci.

***
– No coś musisz przecież pamiętać.
– Jakieś pojedyncze obrazy mam tylko w oczach. Ale szczerze mówiąc, to wszystko, jak przez mgłę.
– I nic poza tym?
– No co się dziwisz? To przecież głupie takie było, nic nieznaczące w ogóle.
– Hela, pierwsza miłość nic nie znaczyła dla ciebie?
– Ale Jaś, jaka to miłość… To, że na polskim, zamiast pisać dyktando, patrzyłam na jego plecy? Zauroczenie zwykłe. Miło to wspominam, nie powiem, ale żeby to miało jakoś zaciążyć na moich późniejszych emocjach? No daj spokój. Żadnych to we mnie śladów nie zostawiło. Żadnych.

***
Niezwykle modny był ten model plecaka. Taki na jedno ramię. Granatowy z szarymi wstawkami. Suwak błyskawiczny miał breloczek w kształcie deskorolki przyczepiony do zamka i zamiast dwóch symetrycznych, jedno szerokie ramię przechodziło na skos przez klatkę piersiową. Zapinało się je na rzepę. Jakiś niewyobrażalny szczyt innowacji. Niepojęte Mont Everest stylu i smaku. W całej klasie, ba! w całej szkole, taki tornister miał tylko on.

***
– Nie chce mi się wierzyć po prostu. Pierwsza miłość, to jest… to jest… to jest pierwsze wszystko. Pierwsze poświęcenia, pierwsze fantazje, pierwsze próby golenia, pierwsze plany na przyszłość, pierwszy prawdziwy stres.
– Może nie dla wszystkich tak musi być.
– Czyli nic? W tobie ta emocja nie zostawiła żadnego trwałego śladu?
– A Ty jakie masz niby wspomnienia z pierwszej miłości?
– Zbiorowe.
– Słucham!?
– No zbiorowe – poważnie. Myśmy się wszyscy w jednej Kasi kochali. Chyba nas pięciu było. Dzieliliśmy się nią tak, żeby każdy choć kawałek dostał.
– Dzieliliście jedną dziewczynę między siebie?
– Tak teoretycznie, fantazjowaliśmy sobie. Ja zawsze rezerwowałem głowę, Michał z Łukaszem brali po dłoni, żeby móc sobie ją za rękę potrzymać. Olek brzuch – o ile pamiętam, a Maciek chciał zawsze jej nogi. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć, skąd ten pomysł. Śmialiśmy się z niego wszyscy, ale on zdania nie zmieniał, zawsze tylko te nogi chciał.
– Trzymaj mnie, bo jak Boga kocham, zaraz spadnę z tej kanapy.
– Taki z siebie dumny byłem, że mnie ta głowa przypadała. Przyznasz, że rozsądny był to z mojej strony wybór. Od małego ceniłem u dziewczyn intelekt. Zupełnie nie wiem, z czego się śmiejesz.
– I chcesz mi powiedzieć, że to prosektoryjne przeżycie zaważyło na twoich późniejszych związkach?
– No jasna sprawa! Każdą kolejną dziewczynę dzieliłem sobie na części. Skupiałem się tylko na tych dobrych rzeczach, a brzydkie lub złe oddawałem innym.
– Mnie też sobie tak poćwiartowałeś?
– Z ciebie niczego nie musiałem innym oddawać. Przecież po tym poznałem, ze to ty jesteś ta właściwa.

***
Trzeba przyznać Marysi, że zrobiła to po mistrzowsku. Jak rasowy szpieg albo tajny agent. Jakąś historię zmyśliła, zagadała, odwróciła uwagę i od niechcenia zaczęła bawić się jego portfelem. Tu niby opowiadała o weekendzie w Pieninach, tu machała zalotnie nogą zwisającą z nauczycielskiego biurka, a w rzeczywistości, całą swoją uwagę poświęcała zawartości portfela. To był praktycznie niemożliwy do zarejestrowania moment, jak wysunęła z jednej z przegródek jego legitymację. Zaraz po tym, jak gdyby nigdy nic, zsunęła się zgrabnym susem z biurka i ruszyła przez całą klasę. Prawą dłonią muskała wszystkie mijane ławki, aż natknęła się na ławkę Helenki, na której leżała książka do polskiego i do niej właśnie, między Renesans a Romantyzm, wsunęła je niepostrzeżenie. Po czym wyszła z klasy, niby do łazienki czy gdzieś. Helenka pospiesznie schowała podręcznik do plecaka, bojąc się nawet spojrzeć w jego stronę.

Potem, całe popołudnie leżała na swoim łóżku, w palcach obracając malutkie, prostokątne, 3,5 x 4,5 cm zdjęcie legitymacyjne. Nosiła je ze sobą codziennie, w książce do polskiego albo do geografii. Zależnie od rozkładu lekcji.

***
– Ale nie przejmuj się, i tak cię kocham. Nawet, jeśli w przeszłości byłaś emocjonalnie wypatroszonym potworem. No żartuję, chodź tu do mnie, no przytul się porządnie… Uważaj, bo mi książkę w brzuch wbijasz. Daj, odłożę na stolik. Ty we wszystkich książkach masz zakładki z moich zdjęć porobione?
– We wszystkich. Takie przyzwyczajenie. I taki kaprys.
– Nie, nie mam nic przeciwko, tylko zabawne to takie. Ciekawe, skąd ci się to wzięło. Hela, ja muszę zaraz lecieć.
– Czekaj, zamknę za tobą drzwi. Twoja torba? Chyba w pokoju zostawiłeś. Klucze masz? Nie wracaj za późno. Ale załóż tę torbę normalnie. No tak przez głowę, na skos. Bo ja wolę, jak masz ją na skos. Dlaczego? Bo tak lubię, nie wiem dlaczego, tak mi się bardziej podoba. Czy to już wszystko musi mieć swoją racjonalną przyczynę?

***
Wytarła ręce w fartuszek i spojrzała na rozemocjonowaną córkę.
– No to opowiadaj córcia, co to za chłopak.
– Najwspanialszy. Taki, że ja nie śpię przez niego.
– Czyli, to jakaś wielka miłość widzę.
– Największa na świecie, mamo. I do końca życia. Na amen.

Moralitet o tym, że człowiek człowiekowi człowiekiem

Matko Boska Kochana, czego ten chłop ode mnie chce… Proszę pana, ja nie stoję w tej kolejce dla przyjemności. Ja tu stoję, bo matka zapomniała o bułce tartej, a mięso już leży w marynacie. Do przyjścia gości zostało nam niecałe półtorej godziny, a te pomidory, które mi ciążą w koszyku, to ja jeszcze muszę umyć i pokroić. Więc weź się Panie uspokój, gap się Pan w swój własny koszyk i nie zagaduj mnie już więcej. A najwyraźniej masz Pan na co się gapić, boś nabrał tych produktów, jak przed Świętami. Pewnie żona Cię wysłała do tego supermarketu z listą na pięć kartek, a Ty, że wyglądasz mi na pantofla, zgodziłeś się bez dyskusji i teraz snujesz się po tej hali, i zagadujesz bez sensu ładne i młode, pewnie niewiele starsze od Twojej własnej córki.

Matko Boska Kochana, po co tacy panowie chodzą po supermarketach? Jaki jest cel istnienia na świecie takich właśnie ludzi? Dlaczego on nie może w tym czasie pisać reform służby zdrowia albo przynajmniej siedzieć w jakimś ciemnym gabinecie i przepisywać ręcznie grubej księgi ozdobną czcionką? Byłby jakiś pożytek z takiej jednostki. A ty co? Stoisz w kolejce sklepowej i dopieprzasz się do mojego szczypiorku. Popatrz się Ty na mnie i mi szczerze odpowiedz na jedno proste pytanie: po co pojawiłeś się w tym mim i tak już przekreślonym i straconym dniu? Dlaczego Bóg poprowadził Twój wózek sklepowy właśnie do tej jednej kasy numer 9, którą ja pierwsza sobie upatrzyłam?

– Ja przepraszam, że tak zagaduję… Ja chciałem tylko sprowokować Panią do uśmiechu, bo Pani to bardzo dobrze wychodzi.

Fragment zbioru opowiadań „Zbiór tekstów współczesnych, znaczy krótkich”, który wkrótce ukaże się w ramach projektu Młoda Proza Krakowska, finansowanej przez Urząd Miasta Krakowa.

Zbiór dostępny jest w formie drukowanej w Fundacji Szuflada (proszę pisać na: creative.writing@szuflada.net) lub w wersji e-book w kilkunastu e-księgarniach.

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *