Wiara w istnienie wilkołaków jest rozpowszechniona nie tylko w Europie, ale i poza jej granicami. Wierzenia te są bardzo stare, sięgają bowiem czasów antycznych. Również Germanowie mieli własne wyobrażenia i podania dotyczące tych stworzeń.
W folklorze germańskim wilkołaki zostały powiązane z mitycznymi potworami na czele z Fenrirem, a także bohaterami, którzy potrafili przybrać postać wilka. Do takich należeli pochodzący z rodu Wölsungów Sigmund i jego syn Sinfjötli. W „Sadze o Wölsungach” można przeczytać, że obaj żyli jak wywołańcy, napadając i mordując niewinnych ludzi. Pewnego dnia zapuścili się daleko w głąb lasu w poszukiwaniu ofiar. Znaleźli tam chatę, a w niej dwóch śpiących mężczyzn oraz dwa wilcze futra. Okazało się, że w leśnej głuszy mieszkali królewscy synowie, których dosięgła klątwa – musieli przywdziewać wilcze skóry, pod wpływem których przemieniali się w krwiożercze bestie. Mogli je zdejmować co dziesięć dni.
Sigmund i Sinfjötli zabrali futra i nałożyli je, więc ich także dosięgło przekleństwo i stali się potworami. Sigmund okazał się na tyle silny i mądry, że nawet jako monstrum nie wdawał się w walki, których nie mógł wygrać. Sinfjötli nie był tak opanowany – atakował większe grupy ludzi, mordował bez opamiętania i chełpił się tym. Gdy młodzieniec zaczął się przechwalać swoimi wyczynami, pozostający wciąż w wilczej skórze Sigmund wściekł się i przegryzł mu gardło. Na jego szczęście, w całą sprawę włączył się Odyn i przywrócił chłopaka do życia. Po upływie dziesięciu dni herosi zdjęli wilcze skóry i spalili je, kładąc tym samym kres klątwie.
W „Sadze o Wölsungach” pojawia się także interesująca opowieść o kobiecie wilkołaku. Była nią matka konunga Gautów, Siggeira. To ona nękała uwięzionych w lesie synów Wölsunga, co noc pożerając jednego z nich. Nie znamy jej imienia, wiemy tylko, że opanowała sztukę czarów i dzięki temu przybierała postać krwiożerczej wilczycy.
Germańskie wyobrażenia na temat wilkołaków były także powiązane z wojownikami zdolnymi do popadania w bojowy szał – berserkami. O nich również powiadano, że w ogniu walki mogą przybrać postać zwierzęcia, najczęściej niedźwiedzia lub właśnie wilka. Ale w przeciwieństwie do wilkołaków wojownicy byli istotną częścią społeczeństwa, a nie egzystowali poza nim.
Jeżeli chodzi o germańskie podania na temat wilkołaków, to jest ich bardzo wiele i znacznie różnią się między sobą. Były to istoty atakujące nocą, za dnia zaś przybierały ludzką postać. Mogły albo całkowicie zmienić się w wilka, albo tylko częściowo (najczęściej ten typ wilkołaka miał wilczy łeb i pazury). Gdzieniegdzie wierzono, że chroni przed nimi srebro, żelazo i bieżąca woda. Przemieniały się z własnej woli, w dowolną noc lub tylko podczas pełni. Czasem zmuszał je do tego czar.
Wilk oraz wilkołak były postrzegane jako istoty żyjące poza bezpiecznym i znanym człowiekowi światem, przynależały do tej sfery rzeczywistości, którą wypełniały bestie i demony. Znalazło to swoje odzwierciedlenie w utożsamianiu wilków/wilkołaków z żyjącymi w lesie banitami. Określano ich terminem wargowie, pierwotnie oznaczającym samotne wilki, które zostały wykluczone ze stada. Analogicznie do banitów, zmuszonych porzucić ludzkie społeczeństwo i żyć poza jego granicami, w leśnych ostępach.
Obecnie termin wargowie jest chyba najlepiej znany dzięki twórczości J. R. R. Tolkiena. W Śródziemiu były to krwiożercze wilki, których orkowie używali jako wierzchowców.
W uniwersum Tolkiena znalazło się także nawiązanie do omówionego wyżej mitu o matce Siggeira. W opowieści o Berenie i Luthien Beren i jego towarzysze zostali uwięzieni przez Saurona, a co noc pojawiał się wilkołak i pożerał jednego z nich. W ten sposób Czarnoksiężnik próbował zmusić przybyszy do wyjawienia swojej tożsamości.
Osobliwą formą germańskich wilkołaków są znane w folklorze szetlandzkim wulvery. Były to istoty ludzkie, które posiadały niektóre cechy wilków, np. gęste owłosienie ciała lub zwierzęcą głowę. Nie stanowiły jednak zagrożenia i o ile ich nie atakowano, pozostawiały ludzi w spokoju. Żywiły się zaś tym, czego na Szetlandii było najwięcej – rybami, a co więcej, czasem dzieliły się pokarmem z ludźmi. Przyznacie, że jak na demony to dość nietypowe zachowanie.
Tłumaczono to tak, że wulvery są wilkołakami, które pragnęły zostać ludźmi. A w XX w. wysnuto tezę, że wulvery to po prostu chorzy fizycznie i psychicznie ludzie, których na Szetlandii, gdzie małżeństwa zawierano często między krewniakami, nie brakowało. Żyli poza społeczeństwem i utrzymywali się z łowienia ryb, które potem wymieniali na inne jedzenie lub ubranie. Lecz ludzka wyobraźnia przeniosła wykluczonych ze wspólnoty ludzi do świata demonów.
Barbara Augustyn