SZUFLADA poleca:
Kiedy nagrodą są łzy
Obraz I
wokół się szerzy kicz
w szyderczym uśmiechu zęby szczerząc
szwarc mydło powidło
w poszukiwaniu
doznań estetycznych wyższego rzędu
powoli przechodzę na druga stronę
w sferę symboli
warstwę domysłów
niedomówień
szukam piękna w literaturze
muzyce teatrze
nade wszystko w malarstwie
(subtelnie i z wrażliwością
namalowany obraz
pozwala zagłębić się w podtekstach
raczyć się niedopowiedzeniami)
chłonę nie tylko wzrokiem
odczuwam przez skórę
oglądam całym sobą
fakturę kolory kompozycję
portret cudownej urody
przyciąga uwagę atrybutami kobiecości
spuszczone powieki
namiętne usta
niesforne kosmyki włosów
ramiączka i koronka stanika
wzbraniający palec prawej dłoni
ta twarz młodej dziewczyny
to wyłania się to wtapia
w rozmazane mroczne tło
granatową noc nieprzeniknioną
majaczą gałęzie drzewa
może to krzak głogu
na grobie Tristana
nagrodą są łzy lśniące jak perły
zapomniane i nienamalowane
Klamka zapadła
Obraz II
trumna stała w zupełnej ciemności
wsparta na czterech taboretach
leżałem w trumnie
ja czyli mój trup
głowa wsparta na koronkowej poduszce
dłonie splecione
z braku innego zajęcia
i przenikającej martwe ciało
ciemności i ciszy
wymyśliłem obraz niedomkniętych drzwi
smuga światła
zamiast smugi cienia
błysk srebrno-złoty
na mosiężnej klamce
i w dziurce od klucza
(ciekawe dlaczego w zamku
nie ma klucza)
wtedy
zupełnie niespodziewanie
przez szparę przy framudze
wyszła z pokoju
(jak gdyby nigdy nic)
moja dusza
jak ćma do światła
Absorptio
obraz III
myślę
o tym obrazie
przede mną
obok
za mną
zbyt szary
mało transparentny
(takie modne słowo)
nieoczywisty
szukam oparcia
patrząc uważnie
ale nie ma
abstrakcja
czysta forma
treść zagubiona
nieodgadniona
jednak pochłania mnie
bez reszty
więzi
zaprząta umysł
obezwładnia
nie pozwala odejść bezkarnie
rozpuszczam się jak cukier w kawie
może gdyby był namalowany
byłoby inaczej
Orka na zagonie
obraz IV
We śnie
jasno jak na jawie
pejzaż oranego pola
namalowany-nienamalowany
Na zagonie
białe i czarne rozkrzyczane ptaki
żarłocznie rozradowane
a to siadają
a to zrywają się do lotu
za pługiem co odwraca skiby szczodrej ziemi
Orana rola
pachnie pszennym podpłomykiem
na rozżarzonych fajerkach
lecz
inaczej na początku
po środku
i na końcu
Dalej
przy drodze kapliczka
którą postawił ktoś
w dawno przeszłym czasie
gdy ludzie jeszcze boso tędy chodzili
na skróty
do kościoła w drugiej wsi
Klęczą
kobiety o perłowych włosach
klepią pacierze
modląc
byś obronił ode złego
i od nagłej śmierci
Kolorowe wstążki
papierowe kwiaty
drutem przypięte
do twojego krzyża
wiatr niepokorny targa
A na zagonie
za pługiem
białe i czarne ptaki wydziobują
tłuste larwy szepczących owadów
z lśniącej ziemi
odwracanej pacierz za pacierzem