WIERSZE: Agnieszka Wiktorowska-Chmielewska

SZUFLADA poleca:

AWCH Paris

Wiersze z tomu „Szczęściodoły” (recenzja)

***

 

 

Wysiew

 

Umówmy się, że to pierwszy raz. tak będzie

łatwiej przeczesać obszary liźnięte językiem

ognia, przestrzenie dotąd niezagospodarowane

w należyty sposób, perfumowane po stokroć

obietnicą. niech będzie jak w dawnych opowieściach.

za słowem podążam, a ono prowadzi — to w głuszę,

to do ludzi — szarych i przezroczystych. pamiętam

dziadka z płócienną chustą na szyi, częstował ziemię

zarodkami jutra. do dzisiaj nie wiem, kto komu

daje więcej — ziemia ziarnu czy na odwrót.

a może są tylko półśrodkiem, drogą

do satysfakcji trzeciego?

 

 

 

Ruiny milczą pozornie

 

Zostaną w nas już na zawsze — ciemnookie dzieci

sprzedające wisiorki ze znakami zodiaku, iguany

pozujące w słońcu, Palenque. i mgła nad wzgórzami

z dżunglą przejmująca czasy. ile poznamy, ile

roztrwoni zapomnienie? pierzasty wąż w kamieniu,

może duch miejsca: potęgi powstają z pychy możnych

i wysiłku tysięcy anonimowych. pierwszy raz przytaknęłam

taki porządek świata ma sens. między świątyniami, wzdłuż

ścieżki, na kocach, Majowie rozłożyli dziedzictwo.

 

 

 

Rozległe krajobrazy

 

Pierwsze ślady stóp jesieni

na łysiejących polach. weekend

wśród śliw, surfinii więdnących

na tarasie, dogasające ognisko.

powtórzyłaby za traperem w tajdze:

samotność tutaj większa niż gdzie indziej,

lecz samotność stąd ma przebranie.

łagodnie, jak wierne psy, przypina

uśmiechy z papieru. kątem oka

rejestruję biegnący coraz śmielej

rozpad, gorączkowe tuszowanie

śladów, żółć. noc przynosi ulgę,

bezsenność pytanie: jeśli

przyjdzie mi zwątpić w ciebie,

komuś jeszcze zaufam?

 

 

 

Źródło

 

Kobiety zakopują się w słowach, ukrywają

rozgoryczenie w kolorze dojrzałego granatu.

kiedy wypowiadam więcej niż trzy zdania,

wylewa się nurt, którego nie zawrócę kijem,

czy klaśnięciem w dłonie. nad brzegiem,

po obu stronach Jordanu, widziałam ludzi

moczących nogi w mętnej wodzie —

pragnęli oczyszczenia.

 

 

 

Pytałam

 

Pytałam lasu, a on tego ranka mówił

językiem drzew, śladami lisa, sarny

w pożółkłej trawie, świergotem ptaków.

zapytałam też ulic, dachów zaglądających

prosto w niebo, turkotu popołudniowego,

miejsc przemykających w tramwajowej

szybie. potem spytałam nieznajomych.

i bliskich. każdy głosem własnych pragnień

i doświadczeń tkał myśl przewodnią,

wskazywał kierunek. jedno pytanie,

tyle różnych dźwięków. posłuchałam

siebie — w ciszy — ziarno właściwego.

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *