SZUFLADA poleca:
Wiersze z tomu „Szczęściodoły” (recenzja)
***
Wysiew
Umówmy się, że to pierwszy raz. tak będzie
łatwiej przeczesać obszary liźnięte językiem
ognia, przestrzenie dotąd niezagospodarowane
w należyty sposób, perfumowane po stokroć
obietnicą. niech będzie jak w dawnych opowieściach.
za słowem podążam, a ono prowadzi — to w głuszę,
to do ludzi — szarych i przezroczystych. pamiętam
dziadka z płócienną chustą na szyi, częstował ziemię
zarodkami jutra. do dzisiaj nie wiem, kto komu
daje więcej — ziemia ziarnu czy na odwrót.
a może są tylko półśrodkiem, drogą
do satysfakcji trzeciego?
Ruiny milczą pozornie
Zostaną w nas już na zawsze — ciemnookie dzieci
sprzedające wisiorki ze znakami zodiaku, iguany
pozujące w słońcu, Palenque. i mgła nad wzgórzami
z dżunglą przejmująca czasy. ile poznamy, ile
roztrwoni zapomnienie? pierzasty wąż w kamieniu,
może duch miejsca: potęgi powstają z pychy możnych
i wysiłku tysięcy anonimowych. pierwszy raz przytaknęłam
taki porządek świata ma sens. między świątyniami, wzdłuż
ścieżki, na kocach, Majowie rozłożyli dziedzictwo.
Rozległe krajobrazy
Pierwsze ślady stóp jesieni
na łysiejących polach. weekend
wśród śliw, surfinii więdnących
na tarasie, dogasające ognisko.
powtórzyłaby za traperem w tajdze:
samotność tutaj większa niż gdzie indziej,
lecz samotność stąd ma przebranie.
łagodnie, jak wierne psy, przypina
uśmiechy z papieru. kątem oka
rejestruję biegnący coraz śmielej
rozpad, gorączkowe tuszowanie
śladów, żółć. noc przynosi ulgę,
bezsenność pytanie: jeśli
przyjdzie mi zwątpić w ciebie,
komuś jeszcze zaufam?
Źródło
Kobiety zakopują się w słowach, ukrywają
rozgoryczenie w kolorze dojrzałego granatu.
kiedy wypowiadam więcej niż trzy zdania,
wylewa się nurt, którego nie zawrócę kijem,
czy klaśnięciem w dłonie. nad brzegiem,
po obu stronach Jordanu, widziałam ludzi
moczących nogi w mętnej wodzie —
pragnęli oczyszczenia.
Pytałam
Pytałam lasu, a on tego ranka mówił
językiem drzew, śladami lisa, sarny
w pożółkłej trawie, świergotem ptaków.
zapytałam też ulic, dachów zaglądających
prosto w niebo, turkotu popołudniowego,
miejsc przemykających w tramwajowej
szybie. potem spytałam nieznajomych.
i bliskich. każdy głosem własnych pragnień
i doświadczeń tkał myśl przewodnią,
wskazywał kierunek. jedno pytanie,
tyle różnych dźwięków. posłuchałam
siebie — w ciszy — ziarno właściwego.