FELIETON: Eliza Segiet – Nie jest łatwo pisać o poezji

DSC01414

Nie jest łatwo pisać o poezji, zwłaszcza gdy sama piszę wiersze.

Mój najnowszy tomik, „Myślne miraże”, zadedykowałam: „tym, którzy kochają poezję i tym, którym blisko, by ją pokochać”. Taka dedykacja może wydawać się dziwna, ale jest tak wielu czytelników, dla których poezja jest ważna, i jest też szereg osób twierdzących, że jej nie lubią.  Pomyślałam, że jest już  pora zmienić choć trochę podejście  do poezji. Niektórzy mają w sobie  jakąś niechęć  do takiego sposobu komunikacji ze światem . Być może dzieje się tak dlatego, że moje pokolenie  na lekcjach polskiego musiało odpowiadać wyłącznie na banalne „co autor miał na myśli?”. To dziwne pytanie było podstawą do interpretacji wierszy. A proszę mi wierzyć – nikt nie wie, co autor miał na myśli. Tę wiedzę ma tylko on. Mogą oczywiście być jakieś symptomy, które nakierują nas na znalezienie jakiegoś punktu zaczepienia i pokażą, że autor ma jakiś gorszy lub lepszy czas. Nie mam na myśli sposobu pisania wierszy, tylko czas w życiu samego poety, a opis owego czasu (w jakiś sposób) można wychwycić między wersami Wtedy „klimat” utworów może się nieco zmienić. Choć nie jest to regułą. W literaturze znane są przykłady twórczości napisanej pod wpływem jakichś traumatycznych przeżyć, ale istnieją też utwory, które ukazują nam zdecydowanie inny klimat, a tak naprawdę nie wiemy, pod wpływem jakiego impulsu powstawały. Czasami zdarza się, że ktoś w wierszu widzi coś, co twórcy w ogóle nie przyszłoby do głowy w momencie tworzenia. Niemniej o to chodzi – o umożliwienie odbiorcy wejścia w świat zapisanych wersami (pewnych) doznań autora.

Są poeci, którzy piszą codziennie, traktując to jak swoją pracę. Są też tacy, którzy chodzą z notesikiem i długopisem, czekając na ten jeden, jedyny impuls – na wenę! A kiedy doznają tej, bądź co bądź, iluminacji, mogą  pisać, pisać, pisać. Gdy wena odchodzi, wkładają znów notesik do kieszeni i czekają… Autor, który czeka na wenę, chyba nigdy nie wie na pewno, czy ona znowu zagości w jego życiu. Wtedy nerwowo spogląda na świat i na siłę próbuje znaleźć coś, co potrafi rozbudzić jego wnętrze, poruszyć wyobraźnię. Być może największą tajemnicą poezji jest właśnie inspiracja jej twórcy. Jakiś rodzaj transcendencji przychodzącej z zewnątrz. Ale poeta-człowiek jest przede wszystkim istotą, której jednym z podstawowych atrybutów jest myślenie. Wszystkie więc słowa, te napisane i te wypowiedziane, swe źródło mają najpierw w umyśle.

Większość ludzi posiada umiejętność czytania i pisania, jednak to poeta potrafi urzeczywistnić dookolny świat, nasycony aksjologią. Prof. Władysław Stróżewski napisał w swej „Ontologii”: „gdy wymawiamy słowo teraz, zdajemy sobie sprawę z nieadekwatności naszego wysławiania się, gdyż każdorazowe teraz w momencie nazwania go przestaje być desygnatem tej nazwy. Poezja lepiej radzi sobie z tym stanem rzeczy niż filozofia”. Zauważając tę zależność, autor „Ontologii” przytoczył myśl naszej noblistki z wiersza „Chwila”:

Kiedy wypowiadam słowo Nic,

Stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie.         

Czasami autorowi wystarcza jedno słowo, które potem nadbudowuje kolejnymi i tak składa „klocki” słów, które z czasem (różnym czasem) stają się wersami. We mnie często rodzi się jakieś słowo, z którego prawdopodobnie powstanie kiedyś wiersz. Chodzę z nim, noszę go w sobie i szukam tematu. Tak było na przykład z wyrazem  „akwedukt”. Wiedziałam, że warto mieć go w wierszu, ale nie miałam pomysłu. Nie chciałam, aby to słowo miało swoje oczywiste znaczenie, miało stać się komponentem metafory. Pewnego dnia z jednego leksemu powstał wiersz .

W zasadzie autor (poeta) nie powinien mówić zbyt dużo, powinien być w pewnym sensie „skąpcem”, ale takim, który daje nam swoje myśli, a jednocześnie pozwala interpretować czytelnikom wersy. Tak jak wsłuchujemy się w muzykę, kontemplujemy ją, tak możemy, odkrywając poezję, wsłuchać się po prostu w siebie. Zastanowić się, zatrzymać. Myślę, że bardzo dobrą wskazówkę dała nam Krystyna Dąbrowska, zdobywczyni (wespół z Łukaszem Jaroszem) ubiegłorocznej Nagrody Szymborskiej, w wierszu „Białe krzesła”: Codzienność w poezji niech będzie jak białe / plastikowe krzesła pod Ścianą Płaczu…. Może uda się (zamiast stosowania innych przerywników) przekazać za pomocą poezji, że życie jest piękne albo że jest złe. Są słowa, którymi możemy malować świat – i w nim nasze życie.

Dla autora największą nagrodą jest czytelnik odnajdujący w jego twórczości cząstkę siebie. Dla takich chwil warto żyć i tworzyć. Zdarzyło mi się kilka osób zaprosić na wieczorki poetyckie i dzięki temu przekonać, że poezja jest „warta grzechu”. Oczywiście, nie przekonam do liryki wszystkich, bo przecież wiemy, że tylko niektórzy ją lubią, ale jeśli przekonam choć garstkę osób – będę bardzo szczęśliwa. Mam na myśli poezję w ogóle, a nie konkretnego autora.

Niekiedy nawet nie zdajemy sobie sprawy, że tak wiele wierszy istnieje obok nas. Piosenki Marka Grechuty, Janusza Radka czy innych wykonawców to przecież liryka. Dlatego warto czasem wziąć tekst, który dopiero co słyszeliśmy, zabarwiony głosem oraz muzyką, i po prostu go przeczytać. Te same osoby, które mówią „nie lubię poezji”, chodzą i podśpiewują teksty Adama Mickiewicza, Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego czy choćby Haliny Poświatowskiej.

Nie mogę bawić się w wyliczanki, bo ich nie lubię. Chciałam jednak pokazać, że nawet te osoby, które stronią od poezji, nie są w stanie się od niej odseparować. Muzyka połączona z mową wiązaną to kompilacja – według mnie – cudowna. Być może to jest dobry sposób na dotarcie z do tych, którzy deklarują niechęć do tego rodzaju literackiego. Może należałoby  poza nazwiskiem wykonawcy dodawać dane autora słów, by ci nieświadomi przeciwnicy zrozumieli, że oto oni sami nucą pod nosem wiersze? Dobrze, że chociaż w taki sposób mamy „transfuzję” liryki. A ja dalej szukam tych, którym blisko do pokochania poezji.

Eliza Segiet

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *