Zmora

Udaje ci się wymykać nieszczęściu. Wydaje ci się, że sprytnie wywijasz się kłopotom. Innymi słowy – świetnie sobie radzisz. I pewnego dnia sytuacja ulega zmianie. Problem, który udawało ci się do tej pory omijać szerokim łukiem, coś, z czym borykali się inni, nagle zaczyna dotykać właśnie ciebie. To zawsze znajdowało się poza tobą, a dziś cię dopadło i stało się twoją prawdziwą zmorą. Dlaczego? A! nie wiesz, o czym mówię?

Mówię o sprawach, które są pożywką dla strachu i wstydu: krępujące dolegliwości, takie, że kiedy idziesz do lekarza lub do apteki, to masz ochotę posłać kogoś w zastępstwie albo założyć ciemne okulary i czapeczkę z daszkiem; mogą to też być długi i niespłacone raty albo publiczne kłótnie i niestandardowe zachowania twoich bliskich. Lub też to, że na twoich białych legginsach wykwitła właśnie czerwona plama. Zapominasz wtedy o dniach beztroskich, ba, nawet wydaje ci się, że takich nigdy nie było. Prawdziwe draństwo, złośliwy prezent od losu nagle zatruł twoje patrzenie na świat i na twoje życie przede wszystkim. Czujesz się napiętnowany! Wydaje ci się, że każdy, kto cię mija na ulicy, widzi to, co chciałbyś ukryć, bezbłędnie odczytuje znaki – symptomy twojego przekleństwa.

d1480069010

Ance zajęło półtorej godziny szykowanie się do wyjścia. Wykąpana, wyczesana, umalowana, odprasowana – wszystko na tip-top, a tu taki pech! Urwał się guzik w bluzce i to na samym środku! Nie żeby od góry, wyglądałoby to wtedy naturalnie, lub choćby któryś z dołu, na co ostatecznie przymknęłaby oko, ale nie! Środkowy guzik urwał się, nie pytając o pozwolenie, i odpadł, nie informując o tym uprzednio nikogo, a w szczególności Anki. Dla guzika sprawa była oczywista i guzik go interesowało, co sobie pomyśli o jego decyzjach. Taka natura rzeczy, guzików w szczególności, że niedopilnowane salwują się ucieczką. Problemu nie dało się załatwić od ręki. W taki upał nie włoży przecież sweterka! Dziś zrezygnowała ze swojej dużej, wygodnej i dobrze zaopatrzonej torebki na rzecz małej i eleganckiej, pasującej do stroju. Po drodze zaś nie będzie raczej pasmanterii. Kiedy szła ulicą i mijała przechodniów, miała wrażenie, że każdy, naprawdę każdy, patrzy na jej biust. Nawet jakaś starsza pani zatrzymała ją i szepnęła do ucha, że rozpięła jej się bluzka. Co za niewygodna sytuacja!

Kłótnie z mężem przybrały ostatnio na sile. Miesiąc temu Michał rozbił Luizie nos, bo tak go zdenerwowała! Tydzień później ona nie pozostała mu dłużna i odwdzięczyła się kopniakami w brzuch. Teściowie wezwali policję. Michał ją uprzedził, pierwszy złożył papiery i ją pozwał. Sąsiedzi będą świadczyli przeciwko niej. Ten skurczybyk potrafi uśmieszkami zjednać sobie każdego! Ją rozpala wstyd. Wykształceni: ona skończyła prawo, robi aplikację, on – lekarz ortopeda, i taka historia?! Bogaci: rok temu kupili i wykończyli dom za odłożone pieniądze. Luiza nie potrafi wyjaśnić, jak do tego doszło! Do tych awantur i bijatyk. Przecież się kochali, byli idealna parą! Piękni i oczarowani sobą – jeszcze tak niedawno. Miała wrażenie, że równie mocno nienawidzi teraz swojego męża, jak kiedyś była w nim zakochana. Gdyby mogła, uciekłaby na koniec świata, najchętniej pod zmienionym nazwiskiem, w ciemnych okularach, aby nikt jej nie rozpoznał! Straciła twarz!

– Poproszę Pipi Nitolic – odezwała się młoda kobieta, podchodząc do okienka w aptece. Uśmiechała się. Tym delikatnym i łagodnym wyrazem twarzy Joanna próbowała ukryć zażenowanie. Przecież pani magister doskonale wie, czym jest Pipi Nitolic! W takich sytuacjach nie pomoże elegancka sukienka, zadbane dłonie i czysto ubrane dziecko, które trzyma za rękę. Pani aptekarka spogląda ukradkiem na jej głowę i włoski dziecka. Boi się? Zapewne odczuwa swędzenie głowy, od razu, na samą myśl, że mogłaby się zarazić, że któraś z wszy od tej eleganckiej pani mogłaby przeskoczyć na jej głowę.

I słuszne ma obawy. Tu nawet nie chodzi o wszy, że one skaczą – no skaczą, bo tak hojnie je wyposażyła natura – sprawa jest jakby poważniejsza. Sięga korzeniami chyba paleolitu albo permu, nie jestem pewna jak bardzo odległych czasów. Podobnie jest z karaluchami, które może nie oblegają ludzi, ale są naprawdę uciążliwą i trudną do wytępienia zmorą. Kto mieszkał dłuższy czas w okolicach okołozwrotnikowych i w krajach śródziemnomorskich, wie doskonale, o czym mówię. Kwas borowy nie pomaga. Karaluchy wyczuwają go na odległość i odmawiają kosztowania zatrutych nim pokarmów. Co je łączy z wszami? To, że przechodzą od sąsiadów. Nie ma znaczenia, jak dokładnie sprzątasz. Karaluchowi wystarczy słodka plamka z rozchlapanego mleka, posłodzonej herbaty lub miniaturowa kropelka soku na nakrętce. Czy zawsze napoczęty sok chowasz do lodówki?. Czy codziennie wyrzucasz śmieci i myjesz kosz? Nie? To sprawdź, kto się ukrył między workiem a koszem i właśnie składa tam swoje jajeczka.

Koleżanka Lidki jest kosmetyczką i często znajduje się w bardzo intymnej sytuacji ze swoimi klientkami. Przyszła kiedyś do niej dziewczyna skarżąca się na długotrwały świąd głowy. Lekarze przepisywali jej jakieś maści, którymi ona skwapliwie się smarowała. Nic nie pomagało, a terminy do dermatologa są długie. Ciekawe, że nikt nie obejrzał sobie tej jej głowy jakoś dokładniej. Domyślasz się, czytelniku, co było przyczyną tego świądu, prawda?

Prawdopodobnie kobieta zarazę przywlekła z mieszkania profesorstwa, gdzie sprzątała. Ich syn chodzi do ekskluzywnego przedszkola, Zapożyczył zmorę od kumpla, z którym grywa w piłkę. Kumpel, Jaś ma na imię, przejął te robaczki od siostry, która złapała je na półkolonii.

0218

Joanna umyła głowę swojemu synowi raz, a potem drugi i trzeci, tak dla pewności, żeby sytuacja się nie powtórzyła. Wyszorowała również własną i zmusiła do kuracji opornego męża. Tyle że syn dnia kolejnego rozpoczynał półkolonię…
Teraz powinnam napisać o niezapłaconym mandacie, bo się gdzieś zawieruszył, kto by się tam mandatami przejmował?! Ale wszystko do czasu, gdy komornik zapuka do drzwi i pukanie usłyszy sąsiad, prawda? Niby nic, mała kara za opieszałość, ale jaki wstyd! A może się mylę?

Wstydziłam się zawsze, gdy zapomniałam karty komunikacji miejskiej i złapał mnie konduktor. Bardzo się wstydziłam, dlaczego? Bo czułam się nieuczciwa z założenia, choć wcale taką nie byłam. Wystarczyło, że nie mogłam kupić z jakiegoś błahego powodu biletu, powiedzmy, z braku drobnych, i lęk sprawiał, że nie potrafiłam skupić się na niczym z wyjątkiem myśli o braku biletu. Jeśli mogłam, wysiadałam z pojazdu i szłam na piechotę. Ty tak nie masz?

Gdyby którakolwiek z tych sytuacji ci się kiedyś przytrafiła, zatrzymaj się na chwilę i zastanów, co czujesz, szczególnie w konfrontacji z otoczeniem. Wszyscy inni, kiedy ich również dopada zmora, mają podobnie.

Maria Peszt

About the author
Maria Peszt
przede wszystkim mama małej czwórki (Martynki, Miry, Michałka i Maksa); absolwentka iberystyki na UJ i studentka Studium Literacko-Artystycznego UJ. Uwielbia góry, las i łąkę. W wolnym czasie pisze baśnie, wiersze i opowiadania, śpiewa, maluje i szuka natchnienia w spotkaniach z przyjaciółmi i w historiach wyczytanych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *