WYWIAD: Beata Zdziarska

BEATA ZDZIARSKA – autorka powieści „Zagubiony szlak” (recenzja TUTAJ)

Szlak w Tatry Bielskie W ielkie Białe Pleso 6

Kinga Młynarska: Dzień dobry, miło mi gościć Panią w Szufladzie. Spotykamy się z powodu Pani książkowego debiutu. Czy Beata Zdziarska jest pisarką, czy jeszcze tylko autorką pierwszej powieści? Literatura to hobby, wyzwanie czy zajęcie, z którym łączy Pani przyszłość?

Beata Zdziarska: Dzień dobry, dziękuję za zaproszenie. Nie jest mi łatwo odpowiedzieć na Pani pytanie. „Zagubiony szlak” jest faktycznie moim debiutem książkowym. Z drugiej strony od kilku lat piszę krótkie formy prozatorskie, które publikuję w kwartalnikach literackich. Literatura to przede wszystkim moje hobby. Tworzę z potrzeby serca, z pasji. Czy będzie to zajęcie, z którym zwiążę przyszłość? Hm, czas pokaże.

K.M.: Jakie to uczucie trzymać w ręku pachnący drukarską farbą efekt ciężkiej pracy, wytężania wyobraźni, sprawdzania szczegółów, wyboru trudnych rozwiązań fabularnych?

B.Z.: To są niewiarygodne emocje. Z jednej strony niedowierzanie: czy to się dzieje naprawdę, czy to faktycznie moja książka? Z drugiej – wzruszenie, radość. No i w końcu obawa, że za chwilę sięgną po nią inni ludzie – czytelnicy, którzy będą oceniać mój tekst i których odbiór może być bardzo różny.

K.M.: „Zagubiony szlak” to książka o ludzkich dylematach, radościach i troskach, ale przede wszystkim o emocjach, jakie nam stale towarzyszą. Nie oszczędza Pani swoich bohaterów, poznajemy ich na życiowych zakrętach i mamy możliwość obserwacji ich wyborów, zachowania w czasem ekstremalnych momentach. Czy to był najtrudniejszy etap pisania? Autor jest najbardziej związany ze swoimi bohaterami i chyba niełatwo było ich tak doświadczać?

B.Z.: Tak, to prawda, moi bohaterowie nie mieli ze mną łatwego życia. Pokomplikowałam ich historie, przeciągnęłam ich przez całą nędzę ludzkiego losu, ale, co Pani również dostrzegła, nie pozostawiłam ich samym sobie. Dostali nadzieję, szansę na wyjście z trudnych, poplątanych sytuacji, w których się znaleźli. Czy był to najtrudniejszy etap pisania? Może nie najtrudniejszy, ale trudny, szczególnie przy pisaniu ostatniej historii. Wtedy chyba najmocniej dotarł do mojej świadomości fakt, że oto „łamię” kolejnego człowieka.

K.M.: Czy jest Pani zwolenniczką teorii, że czynione w życiu zło do nas powróci, a za dobro zostaniemy nagrodzeni? Przyglądając się postaciom drugoplanowym – szczególnie Marii i Oli – można snuć przypuszczenie, że zostały ukarane za wyrządzone krzywdy.

B.Z.: Uważam, że każdy z nas prędzej czy później otrzyma rachunek za swoje postępowanie, chociaż niekoniecznie musi to nastąpić w naszym ziemskim życiu. To, co spotkało Marię i Olę, pokazuje jedynie, że los ludzki bywa kapryśny i że nigdy nie wiemy, co dla nas kryje w swojej przepastnej torbie. Ta nieprzewidywalność życia jest jego urodą, ale i przekleństwem zarazem.

K.M.: Pani bohaterowie opowiadają historie swojego życia na przestrzeni kilkudziesięciu stron. To dużo czy mało, by móc wyznać o sobie wszystko?

B.Z.: To fakt, te opowieści są stosunkowo krótkie, zajmują zaledwie kilkadziesiąt stron, ale jak Pani zapewne zauważyła, moi bohaterowie odsłaniają w nich wiele intymnych, głęboko skrywanych szczegółów ze swojego życia.

Człowiek nigdy nie jest w stanie opowiedzieć o sobie wszystkiego, bez względu na to, czy jego historia zajmie kilkadziesiąt, czy kilkaset stron książki. Zawsze pozostanie w nas coś niedopowiedzianego, zamkniętego na klucz w szufladzie. Przecież tak naprawdę my sami siebie nie znamy.

K.M.: Paweł, Marta i Jan – trzech tak różnych bohaterów, a jednocześnie bardzo sobie bliskich. Jednak tak naprawdę to również historie Beaty, Kingi czy Marcina, prawda? Z ukazanymi w książce problemami może się identyfikować każdy czytelnik, niezależnie od wieku, płci, doświadczeń. Czy to znaczy, że ludzka natura w ogóle się nie zmienia? Na przykład Jan, w latach osiemdziesiątych, przeżywał w zasadzie te same kłopoty, co – powiedzmy – jakiś Krzysiek miesiąc temu.

B.Z.: Tak, ma Pani rację. Ludzka natura się nie zmienia, przeżywamy takie same emocje niezależnie od czasów, w których nam przyszło żyć. Bo przecież uczucia takie jak miłość, nienawiść, lęk, rozczarowanie, żal są uniwersalne, prawda? Tak jak i pewne potrzeby ludzkie, jak chociażby potrzeba akceptacji, docenienia czy miłości. Zmieniają się jedynie okoliczności i warunki życia, bo przecież postęp cywilizacyjny czy przemiany polityczno-społeczne dzieją się poza nami, co najwyraźniej widać na przykładzie historii Janka.

K.M.: Mam wrażenie, że bardzo ważne było pokazanie dramatu ludzi (różnych, w zupełnie innych miastach, środowiskach) na tle przemian społeczno-politycznych w Polsce. Pani bohaterowie mogliby wieść zupełnie inne życie, może nawet bardzo szczęśliwe i spełnione, gdyby tylko przyszło im mieszkać gdzie indziej na świecie. Polska jest tu czarnym charakterem?

B.Z.: Poniekąd tak jest. Moi bohaterowie funkcjonują w konkretnych okolicznościach społeczno-ekonomicznych, które w pewien sposób determinują ich życie. Chyba jednak nie nazwałabym Polski czarnym charakterem. Ja po prostu wyłuskałam z polskiej historii i współczesności to, co tragiczne, chore, absurdalne. Z drugiej strony myślę, że w każdym innym kraju można znaleźć ciemne strony, które mogą zniszczyć życie człowieka.

K.M.: Muszę przyznać, że czuję niedosyt. Poznałam trzech wyjątkowych bohaterów, ich niezwykłe historie, ale wraz z ostatnią kartką pojawia się już tęsknota za nimi, także za tym znakomitym prowadzeniem narracji. Proszę zdradzić, po pierwsze – czy myślała Pani, by jeszcze w przyszłości skorzystać z tych postaci? I po drugie – w jaki sposób pracowała Pani nad warstwą językową? Czy odczytywała Pani te kwestie na głos, prowadząc rozmowę z samą sobą, wcielając się w postaci? Podczas lektury czułam się jak jeden z uczestników tej magicznej wieczerzy, zdecydowanie przekonuje mnie ten sposób narracji, bardzo naturalny, swobodny, ale wyzuty z pospolitości.

B.Z.: Dziękuję za te miłe słowa. Hm, raczej nie sądzę, że dopiszę dalsze losy moich bohaterów, ale też się nie zarzekam. Przyznaję, że wielokrotnie wracałam do napisanych scen. Skreślałam, korygowałam, dopisywałam. Co prawda nie czytałam kwestii na głos, chociaż to podobno doskonała metoda, bo słyszy się melodię języka. Czasami odkładałam tekst na kilka dni lub nawet tygodni tak, żeby spojrzeć na niego świeżym okiem. Byłam bardzo krytyczna w stosunku do siebie samej.

K.M.: Dla kogo powstała ta książka?

B.Z.: Powiem tak: moja książka powstała z potrzeby serca. Dla kogo ją pisałam? Odpowiem krótko: dla czytelnika dojrzałego. Bez względu na płeć czy wiek.

K.M.: „Zagubiony szlak” premierę miał niedawno, wspomniała Pani o obawach związanych z odbiorem, czy spotkała się Pani już z pierwszymi opiniami, a może krytyką?

B.Z.: Książka jest na rynku zaledwie od niecałych dwóch tygodni, więc bardzo krótko. Na razie pierwsi czytelnicy oceniają ją bardzo pozytywnie, co mnie niezmiernie cieszy. Co będzie dalej? Zobaczę.

K.M.: Jest Pani nałogową czytelniczką? Po jakie książki Pani sięga najchętniej? Których twórców Pani ceni najbardziej?

B.Z.: Uwielbiam czytać! Proza polska, zagraniczna, klasyka, współczesność. Cenię E.M. Remarque’a, ale w ogóle lubię poznawać książki różnych autorów.

K.M.: Pracuje Pani nad kolejną powieścią?

B.Z.: Chodzi mi coś po głowie, ale na razie szczegółów nie zdradzę. Za wcześnie.

K.M.: W takim razie nie dopytuję, ale z niecierpliwością czekam na następną książkę Beaty Zdziarskiej. Bardzo dziękuję za rozmowę i poświęcony czas.

B.Z.: Ja również bardzo dziękuję za rozmowę i pozdrawiam moich przyszłych czytelników.

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *