Choć wyznaję zasadę, że recenzent, tak jak tłumacz, powinien dążyć w swoim tekście do przeźroczystości, zacznę od osobistego wyznania: czytałam książkę Gabrieli Adameşteanu blisko dwa miesiące. To bardzo długo, zwykle na powieść tych rozmiarów potrzebuję góra tygodnia.
Dlaczego więc tym razem było inaczej? Na czym polegała trudność i dlaczego przedzierałam się tak powoli przez „Stracony poranek”? Dlaczego stawiał mi taki opór? Dlaczego potrzebowałam aż tyle…czasu? Czytałam, odkładałam, zasypiałam po pięciu stronach, wracałam z niecierpliwością. Ja i ta książka zbudowałyśmy w tym czasie namiętną i pełną pasji relację: od zakochania, po pierwsze znużenie, przez gwałtowne kłótnie i spokojne „kanapowe” weekendy we dwie. Chodzi o specyficzny, mięsisty język rumuńskiej pisarki? A może winą należy obarczyć niełatwy społeczno-historyczny kontekst utworu? A może ta książka jest nawiedzona? Może straszy w niej duch Prousta…?
Akcja „Straconego poranka” osadzona jest w Rumunii w połowie lat osiemdziesiątych XX wieku – zatem jeszcze przed Wielką Zmianą ze śmiercią Dyktatora, jako jej kulminacyjnym punktem. Pewnego ranka siedemdziesięcioletnia Vica Delcă postanawia złożyć wizytę Ivonie Scarlat. Jeśli ją zastanie, może liczyć na pieniądze, które pozwolą jej przetrwać do pierwszego. Jeśli nie – poranek będzie stracony… Nim dojdzie do spotkania, Vica poddaje się fali wspomnień, a powieść zaczyna toczyć się szczególnym rytmem. Wielogłosowa narracja rozgrywa się w dwóch planach czasowych – od wybuchu Wielkiej Wojny przez kolejne polityczne zawieruchy, oraz w latach osiemdziesiątych. Pełno w niej retrospekcji, powtórzeń, opowieści o zdarzeniach, które za każdym razem we wspomnieniach wyglądają nieco inaczej. W tym polifonicznych gąszczu autorka odmalowuje gorzkie losy trzech pokoleniach rumuńskich kobiet, z których każda musiało dźwigać swoje brzemię i przekleństwo.
Dużo tu nostalgii i pesymizmu, ale też rozrzewnienia nad tym, co nie wróci. Nie jest to powieść na plażę, wymaga od czytelnika uwagi, skupienia. Nie da się jej czytać między kawą z bitą śmietaną i pucharkiem lodów waniliowych.
Może odwykliśmy nieco od klasycznych narracji czerpiących garściami z realizmu…? Od natłoku szczegółów, epickich opisów mieszczańskich salonów i obskurnych chałupek biedoty z przedmieścia? Unoszą się nad „Straconym porankiem” duchy Stendhala, Zoli i Prousta. Kto się boi duchów – niech nie czyta. Komu niestraszny realizm ochrzczony rozmachem Manna i Prosta niech bierze i się rozkoszuje. Tylko niech da sobie czas.
Gabriela Adameşteanu (ur. 1942) – jedna z najwybitniejszych współczesnych pisarek rumuńskich, literaturoznawczyni, tłumaczka i dziennikarka, od 2005 roku redaktor naczelna pisma „Bucureştiul Cultural”, działaczka na rzecz praw kobiet w Rumunii, zdobywczyni prestiżowych nagród, takich jak Prix Union Latine, Romanian Writer’s Union’s Annual Prize oraz Hellmann Hammett Grant przyznawana przez Human Rights Watch. Opublikowała trzy powieści i dwa zbiory opowiadań. „Stracony poranek”, pierwsza przetłumaczona na polski książka Adameşteanu, ukazał się w 1984 roku i przyniósł autorce światowy sukces – doczekał się przekładów na angielski, bułgarski, estoński, francuski, hebrajski, hiszpański i węgierski.
Agata Jawoszek
Czytaj także: Gabriela Adameştenau: Pan Mironescu, to ja!
Autor: Gabriela Adameşteanu
Tytuł: Stracony Poranek
Wydawnictwo: Wydawnictwo WAB
Data wydania: 2012
Liczba stron: 493 stron