Promocja

Pewne rzeczy w życiu dzieją się same. Splot wydarzeń, wcześniejszych wyborów i może też odrobina ingerencji siły wyższej doprowadzają do momentu, w którym decyzja podejmuje się jakby bez udziału osoby najbardziej nią zainteresowanej.
Konstant przyznał rację tej jakże zgubnej dla niego w skutkach prawdzie, kiedy późnym wieczorem, wróciwszy z imprezy mocno zakrapianej alkoholem, zastał w swoim mieszkaniu Gabriela. A właściwie został przez niego śmiertelnie wystraszony w chwili, gdy jedną ręką rzucił klucze na oszklony stolik w salonie, a drugą zdjął z siebie przepoconą koszulę.

Gabriel wynurzył się z cienia prosto w światło księżyca wpadające przez uchylone okno. Konstant aż cofnął się z wrażenia o krok, bo z początku w ogóle go nie poznał. Nic zresztą dziwnego, bo choć archanioł był bardzo kobiecy, nigdy jednak nie widział go w całkowicie damskiej tunice, włosach ułożonych w misternie spięty kok oraz w makijażu… W pierwszej chwili zaczął wertować pamięć, by zidentyfikować damę, z którą się umówił i najwidoczniej bezwstydnie o tym zapomniał.
„Zaraz, zaraz. Nigdy nie zapomniałbym takiej ślicznotki!” – skarcił się w myśli.
Zmarszczył brwi i lepiej przyjrzał się jej twarzy – małym, kapryśnym ustom, zabawnemu zadartemu noskowi i przede wszystkim lekko skośnym oczom, których koloru nie dostrzegał w ciemności. Były jak dwa bezdenne jeziora wypełnione wodą czarną jak smoła. Dopiero gdy przypadkiem jego wzrok padł na szyję ślicznotki, rozpoznał Gabriela. Jego pulsująca żyła była jak zwykle na swoim miejscu.

Wtedy uśmiechnął się do niego łobuzersko.
-Witaj, milady. Cóż za niespodzianka w każdym calu. Co cię sprowadza do Vali? Stęskniłeś się za mną? – zagaił nieco nerwowym gestem, przeczesując dłonią rozwichrzone włosy.

Gabriel nie odpowiedział, wciąż wpatrując się w niego nieprzeniknionym wzrokiem. Cisza się przedłużała i dopiero wtedy Konstant poczuł się nieswojo. Jego ramiona pokryła gęsia skórka i to nie z powodu panującego chłodu. Przypomniał sobie ich ostatnią rozmowę, w trakcie której dowiedział się o swoim zleceniodawcy kilku ważnych rzeczy, dotąd umykających jego uwadze. Na przykład tego, że Gabriel jest tak stary jak Emanacja, równie nieprzewidywalny i równie potężny. A przy tym najprawdopodobniej nim zauroczony, co chyba najbardziej wprowadzało Konstanta w zakłopotanie. Zwłaszcza że dotąd sam nie sprecyzował, czy ta świadomość bardziej go przeraża, czy wręcz przeciwnie…

Gdyby Gabriel był kobietą, pewnie nie miałby aż tylu wątpliwości i może nawet jego wiek i status w anielskim państwie za bardzo by mu nie przeszkadzały. To prawda, że archanioł nie miał sobie równych pod względem urody, ale też z drugiej strony jego gwałtowny charakter i nieprzemyślane publiczne wypowiedzi przysparzały mu wielu wrogów. Przede wszystkim w żołnierskiej Vali, skąd pochodził Konst. Tutaj Gabriel doczekał się przydomków: „Święta Rajska Inkwizycja”, „milady Lilia” i innych, już nieco mniej cenzuralnych, ochoczo powtarzanych w trakcie całonocnych imprez w valowskich knajpach. Zanim Konstant osobiście poznał Gabriela, za sprawą pewnego zbiegu okoliczności razem ze swoim opiekunem, archaniołem Michaelem, przodował w wymyślaniu takich obelg. Lord Enitharmon był bowiem wdzięcznym obiektem takich kpin. Wiecznie zdenerwowany, rozkapryszony, głośny i irytujący w swojej inności, zacofany obrońca starych, anielskich obyczajów, wzbudzał bardzo ambiwalentne uczucia.

Jednak Konstanta szczerze zdumiało to, że Gabriel znacznie zyskiwał przy bliższym poznaniu. Kiedy teraz przyglądał się jego umalowanej twarzy, ściągniętej w grymasie niepokoju i nawet pewnej wrogości, pomyślał, że tak naprawdę bardzo mu go brakowało i przecież bardzo go polubił, nawet gdy napadały go jego dziwne humorki.

Pod wpływem impulsu wyciągnął dłoń i pogłaskał go po policzku. Gabriel drgnął, jakby wyrwany z długiego letargu. Wziął głęboki oddech, rozluźniając mięśnie.
-Coś tak zamarł? Milczenie jest nie w twoim stylu – skomentował Konst, niezrażony jego powściągliwą reakcją. – Zawsze masz przecież tyle do powiedzenia!
-Dzisiaj nie. – Archanioł pokręcił głową i cofnął się nieco, poza zasięg jego rąk.

Konstant wzruszył ramionami. Wyminął go i podszedł do ściany, żeby naładować magiczne lampy. Po chwili rozbłysły delikatnym, zielonym światłem, wyławiając z ciemności fragmenty umeblowania pokoju oraz zarys sylwetki Gabriela. Wtedy dostrzegł, że kobieca tunika archanioła jest czerwona, upstrzona białymi, drobnymi kwiatuszkami i rozcięta na wysokości uda. Gabriel stał teraz zwrócony do niego bokiem, spoglądając przez ramię. Pojedynczy kosmyk jasnych włosów wymknął mu się na czoło, dodając subtelnego uroku.
Konstant złapał się na wstrzymywaniu oddechu, wpatrzony w niego jak w święty obrazek. Wytarł dłonie w spodnie i rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu neutralnego tematu do rozmowy. Niestety, jego żakardowa kanapa, ahańskie, wełniane dywany, hebanowe meble i zoańska broń powieszona na ścianach nie podpowiedziały mu nic szczególnie błyskotliwego. Powrócił więc wzrokiem do Gabriela, który przez cały ten czas nie oderwał od niego oczu. Konstant poczuł się teraz trochę jak mysz wystawiona na atak podstępnego węża.

To porównanie mu się nie spodobało. Nie spodobało mu się również to, że Gabriel wtargnął do niego bez zaproszenia, jak złodziej, i teraz nawet nie zamierza wyjaśnić, co go do tego natchnęło. Chciałby go stąd wyprosić, ale jakoś zabrakło mu silnej woli (w końcu archanioł wyglądał tak oszałamiająco, że Konst był już skłonny przymknąć oko na ten kamuflaż) i ostatecznie postanowił po prostu go zignorować.

Obrócił się i przeszedł do kuchni napić się wody. Kiedy nalewał ją do szklanki, trzęsła mu się ręka i ze zdumieniem odnotował, że całkowicie wytrzeźwiał, choć trochę już tego wieczoru wypił.

Jednym haustem opróżnił szklankę i odstawił ją do zlewu.
„Zachowuję się jak zlękniony nastolatek” – pomyślał ze złością.
Zdecydowanym krokiem wrócił do salonu i skręcił prosto do łazienki, w międzyczasie odnotowując, że Gabriel usiadł na skraju kanapy i skromnie złożył dłonie na kolanach.
-Idę się kąpać – burknął bardziej nadąsanym głosem, niż zamierzał, i jakby przypadkiem zostawił nieco uchylone drzwi.
***
Gabriel nie wiedział, czy to oznaczało zaproszenie, czy nie, ale nie zamierzał się dłużej powstrzymywać. Podniósł się z kanapy i… usiadł z powrotem. Nagle przy całej jego bezczelności i spontaniczności zabrakło mu odwagi! W ogóle nie umiał już nad sobą panować. Czekał tu od paru godzin. Najpierw przed kamienicą, ale sąsiedzi, zaintrygowani blond pięknością wyczekującą pod oknem Konstanta, zaczęli mniej lub bardziej dyskretnie wychylać się przez parapety, aż w końcu któraś z uprzejmych sąsiadek poradziła mu wrócić wieczorem, bo „pan chorąży pilnie wyjechał na rozkaz generała Michaela. Spotkałam go rano, gdy zabierał pegaza ze stajni”.

Archanioł był jednak przerażony myślą, że miałby zapuścić się sam do centrum miasta, narażony na zaczepki valowskich żołnierzy. Jeszcze by ktoś przejrzał jego misterne przebranie! Nie chciał, żeby się wydało, iż przybył do Vali incognito tylko po to, by porozmawiać z Konstantem. Zbierał się do tego od paru tygodni, od momentu gdy przy kolacji z ośmiornic w czerwonym winie wydało się, dlaczego wymyślił absurdalny system zleceń dla ulubieńca swojego największego wroga – Michaela. Gabriel po prostu bardzo pragnął pójść z nim do łóżka, ale zabrał się do sprawy okrężną drogą i zamiast skończyć swoją przygodę z Konstantem tylko na fizycznej fascynacji, zapałał do niego zgoła innym, bardziej skomplikowanych uczuciem. A zaczęło się od tego, że zauważył, iż Konst nie jest typowym, mało inteligentnym osiłkiem z Vali, który myśli tylko o tym, co by tu wypić i kogo przelecieć.

Właściwie był kompletnym przeciwieństwem milorda – jego życiowy pragmatyzm, zmysł organizacyjny i pewność siebie imponowały Gabrielowi na każdym kroku. Przykładał się nawet do zakręcania mu włosów na wałki, a co więcej potrafił też skomentować jego sztukę, choć sam nie miał raczej talentu w tej dziedzinie. Przede wszystkim jednak umiał z nim rozmawiać. Nie zniechęcały go chandry archanioła ani mrukliwość, ani nadmierny entuzjazm bądź też jego zupełny brak. Konstant emanował spokojem i pogodą ducha, najwidoczniej zaprawiony w bojach z indywidualistami.

Czasem opowiadał mu o swoich kontaktach z ojcem, wyrzuconym wraz z Lucyferem do Zoa. Ahirman nigdy nie był ojcem roku, ale paradoksalnie rozłąka ich do siebie zbliżyła. Za to jego matka, Idrael, traktowała go bardziej jak swojego mężczyznę niż syna. To Konstant się nią opiekował, a nie na odwrót. Gabriel wiedział, że bardzo ważną dla niego osobą jest Michael, ale o nim przezornie nie rozmawiali. Tkwił między nimi, niczym drzazga albo przysłowiowa kość niezgody. Gabriel już właściwie przypominał sobie, dlaczego tak nie znosili się z Michaelem. Głównie chodziło o różnice ideologiczne i o to, że nie tolerowali swoich sposobów bycia. Archanioł był szczerze ciekawy, jak Michael zareaguje na wiadomość, że jego przybrany syn się z nim spotyka. To znaczy jeszcze nieoficjalnie, ale może wkrótce…

Tymczasem w końcu zdecydował się włamać do mieszkania Konstanta i tam na niego zaczekać. Zdążył od a do z przyjrzeć się jego kawalerce, sprawdzić zawartość lodówki (zrobił się głodny i miał cichą nadzieję, że Konstant uraczy go jakąś pyszną, własnoręcznie zrobioną potrawą) i nawet zajrzeć do szafy, żeby sprawdzić, czy rozpozna wszystkie jego ubrania, czy też Konst ma coś jeszcze dla niego w zanadrzu. Nic jednak nie przygotowało go na takie wejście gospodarza. Dlaczego musiał się rozebrać z koszuli?

Gabriel skrycie marzył o tym, żeby go tak zobaczyć i wyobrażał to sobie tysiące razy w różnych okolicznościach, ale rzeczywistość przerosła wszelkie jego oczekiwania. Nie był w stanie sklecić żadnego zdania, metodycznie skupiony na tym, żeby nie przyglądać się umięśnionej piersi Konstanta z wywieszonym językiem, a ten na domiar złego pogłaskał go po twarzy, nieświadomy tego, jaki drzemie w nim erotyczny gejzer. Gabriel walczył ze sobą resztkami woli, żeby się na niego nie rzucić, gdy Konst, urażony jego dziwnym zachowaniem, uniósł się obrazą.

A teraz słyszał odgłos wody napuszczanej do wanny, po którym nastąpił głośny plusk, kiedy Konstant się w niej zanurzył.

Gabriel znowu wstał i spróbował seksownym, miękkim krokiem przespacerować się wokół stolika, ale z nerwów skrzywił mu się obcas i prawie się przewrócił. W ostatniej chwili złapał równowagę, obciągnął tunikę i nieco pewniejszym krokiem ruszył ku drzwiom łazienki. Przystanął przy nich, łapiąc głęboki oddech w płuca.

Serce biło mu jak szalone, gdy wreszcie je popchnął i wszedł do środka.

Konstant wygodnie pół leżał, pół siedział w wannie, z nogami skrzyżowanymi w kostkach, opartymi o jej skraj. Do połowy okrywała go gęsta piana. Położył jeden łokieć na brzegu wanny i co chwila podnosił do ust papierosa trzymanego między palcami. Wyraz jego twarzy wyrażał irytację połączoną z obojętnością. Długie włosy w rudawym odcieniu blond były częściowo zamoczone, łącząc się z pianą na ramionach. W powietrzu unosiła się para i swąd dymu nikotynowego.

Oczy Konstanta o intensywnym odcieniu limonki odnalazły jego spojrzenie. Brwi uniosły się, jakby w oczekiwaniu niezapomnianego widowiska. Gabriel z trudem przełknął ślinę. Jego stres sięgnął zenitu. Zrobił jeden krok do przodu, potem drugi, trzeci i czwarty… i już, już prawie był obok wanny, ale zdradliwy obcas znowu mu się wykrzywił i tym razem archanioł poleciał do przodu, osłaniając twarz rękami.
***
Konstant błyskawicznie wstał z wody i nawet nie rozejrzał się za ręcznikiem. Wyskoczył z wanny, ociekając pianą, prawie się poślizgnął na zimnych płytkach, już widząc w myślach ten karykaturalny widok, jak obaj leżą na ziemi połamani, ale złapał się brzegu wanny i odzyskał równowagę. Gabriel zamortyzował upadek kolanem i dłońmi, lecz jego kostka wykrzywiła się pod nieprawidłowym kątem. Konst stawiał na to, że była zwichnięta.

Chwycił milorda za ramię, żeby mu pomóc, ale ten wyrwał mu się z głośnym jękiem.
-Zostaw! – warknął. – Dam sobie radę sam!
-Pomogę ci wstać – upierał się Konstant. – Twoja kostka tego nie wytrzyma.
Gabriel zacisnął usta tak mocno, że ułożyły się w prostą linię. Konst z trudem wytrzymał jego wzrok. Emanował rozczarowaniem, złością i najprawdziwszą rozpaczą.
Chorąży poczuł, jak piana spływa mu wzdłuż kręgosłupa prosto na pośladki. Przeszedł go chłodny dreszcz.
-Wszystko będzie dobrze. To nie koniec świata. Nastawimy kostkę. – Położył dłoń na jego dłoni.

Archanioł natychmiast swoją cofnął.
-Przestań mnie traktować protekcjonalnie! Nie potrzebuję, żebyś się mną opiekował jak swoją matką albo usiłował mi zaimponować jak swojemu ojcu! Jestem jednym z pierwszych boskich stworzeń, umiem leczyć się sam i to w ekspresowym tempie. Nie potrzebuję obrońcy ani niańki!
Konstant zamarł, a Gabriel po prostu wstał. Jego dłonie i kolana nie nosiły śladów żadnych otarć, zwichnięta wcześniej kostka bez problemu utrzymywała ciężar jego ciała. Spojrzał na niego z góry, opierając dłonie na biodrach.
-Czego ty ode mnie chcesz, Gabrielu? – zapytał Konst, również podnosząc się do pozycji pionowej.

Teraz to on spoglądał na niego z góry. Milord był od niego przynajmniej o głowę niższy.
-Partnerstwa – odpowiedział bez namysłu.
-Uważasz, że nie traktuję cię jak równego sobie?
-Zdecydowanie nie. Raczej jak jakiś fenomen, takie pocieszne „coś”.
Konstant otworzył usta, ale od razu je zamknął. Otarł twarz z wilgoci i potu. Woda skapywała mu z mokrych włosów na pierś.
-Mylisz się. – odparł w końcu – To ty traktujesz mnie protekcjonalnie.
-Oho! – Gabriel przewrócił oczami.
-A co? Może nie? Od początku mną manipulowałeś. Chyba po prostu chciałeś mnie uwieść, co?

Archanioł rozłożył ręce.
-Nic na to nie poradzę, że tak łatwo tobą manipulować.
-No tak. Jestem w końcu głupim chłopczykiem z Vali.
-W dodatku zachłannym. – Milord uśmiechnął się nieprzyjemnie.
-Cóż. Ciężko było mi się oprzeć wysokim sumom, podawanym smukłą dłonią. – Odwzajemnił uśmiech – Tylko na tyle stać jedno z pierwszych boskich stworzeń? Na kupowanie sobie czyjegoś zainteresowania?

W chabrowych oczach Gabriela pojawił się niebezpieczny błysk.
-A czy bym je uzyskał bez pieniędzy?
Konstant milczał. Teraz czuł się jak ostatni drań, zainteresowany jedynie korzyścią finansową. Przeniósł wzrok na ścianę.
-Widzisz? Oczywiście, że nie. – Archanioł odpowiedział sobie sam z wyraźną satysfakcją. – Myślisz, że nie wiem, co o mnie opowiadasz za moimi plecami?

Jak dobrze się bawicie z Michaelem, wymyślając o mnie kolejne bzdury?
-Skoro tak, to po co szukałeś mojego towarzystwa? – Spojrzał na niego z lekkim zaciekawieniem. – Chciałeś zrobić na złość Mice, wciągając mnie do łóżka?
-Z początku tak. – Gabriel wzruszył ramionami. – Ale bardziej chyba chodziło o to, że mi się spodobałeś. Jesteś przystojny i dobrze o tym wiesz.
Konst mimowolnie się uśmiechnął, choć grymas satysfakcji szybko zniknął z jego twarzy, gdy napotkał spojrzenie milorda.
-Ty też mi się spodobałeś, Gabrielu. Jesteś uroczą istotą, ale jeśli pozwoli ci się na zbyt wiele – również toksyczną.
-Toksyczną? – Archanioł nie wierzył własnym uszom.
-A jak ty się zwykle zachowujesz? – zauważył Konstant z przekąsem – Jak się dzisiaj zachowujesz?

-To zwykle czy dzisiaj? – warknął Gabriel.
-Dajmy na to dzisiaj. Włamujesz się do mojego mieszkania, nie wyjaśniasz w ogóle, dlaczego to zrobiłeś, paradujesz w sukience…
-A co ci się nie podoba w mojej sukience? – Archanioł szczerze się oburzył.
-Właściwie to nic. Podoba mi się. – Konst uśmiechnął się znowu, na co Gabriel idiotycznie się zarumienił.
-Gdybym wtedy po kolacji z ośmiornic nie kazał ci wyjść, to co byś zrobił…? – zapytał, tym razem sam odwracając wzrok.

Wciąż mienił się na twarzy. Konst przez chwilę milczał. Piana utworzyła wokół niego niewielką kałużę wokół jego stóp. Miał coraz większą ochotę wrócić do wanny. I to nie sam.
-Pewnie bym się z tobą kochał – odpowiedział, a Gabriel przenikliwie spojrzał mu w oczy.
-Mimo że jestem mężczyzną?
-To nie ma teraz dla mnie żadnego znaczenia.
-Na pewno?
-Tak.
-Ale wcześniej miało.
-Tak, ale to było wcześniej. A teraz jest teraz.
-To dlaczego nie wróciłeś do Enitharmon po tamtej kolacji?
-Sądziłem, że nie chcesz mnie widzieć. Dość jasno wyraziłeś się wtedy na ten temat. Nie pamiętasz?
Gabriel przecząco pokręcił głową.
-Słabo. Byłem wtedy pijany.

Konstant parsknął śmiechem.
-No to pięknie!
-Przyjechałem cię za to przeprosić. Sukienka to przebranie, żeby nikt mnie nie poznał.
-Rzeczywiście, nawet ja cię z początku nie poznałem. Wykąpiesz się ze mną? – zmienił nagle ton. – Woda stygnie…

Gabriel zdezorientowany podrapał się po głowie.
-Muszę się najpierw rozebrać.
-Pomogę ci.
Milord uniósł brew.
-A wiesz jak się rozpina damską tunikę?
Konst aż się zachłysnął powietrzem.
-Czy ty mnie aby nie obrażasz?
-To świetnie. Zobaczymy za to, jak sobie będziesz radził z męską…
***

Talerze stały na jego wymuskanym, ahańskim dywanie z wełny, a obok nich do połowy opróżniona butelka czerwonego wina i dwa brudne kieliszki.

Włosy Gabriela swobodnie spływały jasną kaskadą na jego ramiona i plecy i częściowo również na pierś Konstanta. Ułożył głowę w zagłębieniu między umięśnionym ramieniem mężczyzny a jego szyją, całkowicie przylgnąwszy skórą do jego boku. Konst obejmował go jedną ręką, drugą podłożywszy sobie pod głowę i leniwym wzrokiem spoglądał w sufit. Milord był pewien, że świetnie się spisał, a i sam nie mógł narzekać na umiejętności swojego nowego kochanka. Również te kulinarne. Chociaż dzisiaj niezwykle ciężko mu się gotowało w przerwach między erotycznymi igraszkami. Prawie pomylił przyprawy w trakcie przyrządzania kalafiora, za co potem Gabriel namiętnie go przepraszał. Sądził bowiem, że Konst jest na tyle utalentowany, żeby gotować i równocześnie poddawać się gwałtownym pieszczotom jego ust.

Zza koronkowych firan zaczęło już prześwitywać słońce. Różowy brzask ustępował miejsca porankowi. Właśnie wtedy Konstant lekko się poruszył, spojrzał na partnera i zapytał:
-Dlaczego uczyniłeś z Enitharmon symbol zastoju i czystych, typowo anielskich obyczajów?
Przyglądał mu się uważnie spod złocistych rzęs, a Gabriel naprawdę szczerze go teraz nienawidził za to, że w takiej chwili wyciągnął poważny temat.
-Co jest złego w czystości? – prychnął.
Konst uniósł brew.
-Nic. Tylko że jak możesz ucieleśniać cnoty, których nie posiadasz?
Milord zamarł z wrażenia.
-Słucham? Ależ ja jestem przykładem czystości i niewinności! – zaprotestował.

Konstant uśmiechnął się i z niedowierzaniem pokręcił głową.
-Zastanawiam się właśnie, dlaczego zakazujesz swoim poddanym seksu, skoro sam raczej nie jesteś laikiem w tej dziedzinie.
-A co cię natchnęło, żeby akurat teraz o tym myśleć? – Gabriel usiadł, wyplątując się z jego uścisku.

Spojrzał na niego groźnie, ściągając brwi, co miało przestrzec kochanka przed kontynuacją tej polemiki, ale on najwidoczniej wcale się tym nie przejął, a może po prostu jego wrodzona przekora nie pozwoliła mu zamknąć ust.
-Zastanawiam się nad różnymi sprawami. – odparł krótko. – Nie odmawiam ci uroku, artyzmu czy wszelkich innych przymiotów, które bez wątpienia posiadasz. Ale nawoływanie wszystkich do czystości i wstrzemięźliwości, połączone z zupełnie odmienną praktyką równa się hipokryzji.

Przez chwilę na siebie spoglądali, aż Gabrielowi zaschło w gardle. Powoli wzruszył ramionami, ale nie z powodu celnej uwagi Konstanta, tylko dlatego, że właściwie mógł mu już powiedzieć nawet o tym…

-Wiem, jestem hipokrytą. Ale kto nim nie jest w Emanacji? Ach tak, widzę to w twoich oczach. Myślisz o Michaelu. Cóż, on jest zbyt naiwny, żeby być hipokrytą. Jest niebezpiecznie szczery, ale też na tyle głupi, by nie mieć wielkich ambicji, a to czyni go nieszkodliwym.
-Dla kogo?
-Dla Serafinów. – Milord cicho prychnął – Wydawało mi się, że jesteś na tyle obeznany z polityką, żeby wiedzieć, kto naprawdę pociąga za sznurki…
-Że niby Serafiel?
-Tak, właśnie on.
-A co to ma wspólnego z twoją hipokryzją?

-Mnie też spotkały pewne nieprzyjemności w czasie wojny domowej sprowokowanej przez Lucyfera. Jego żołnierze ścigali mnie w górach, a gdy dopadli, zamierzali zabić w najbardziej okrutny i upokarzający sposób… – zawiesił głos, spoglądając na Konstanta spod rzęs.
-Ale jak widzę na załączonym obrazku, gorzko tego pożałowali. – Konst uśmiechnął się do niego bezczelnie, ujmując palcami jego brodę – Wnioskuję to zwłaszcza po twoim wystającym podbródku, uniesionym w geście niemego wyzwania.

-Naśmiewasz się ze mnie, a to poważna sprawa! – Gabriel mimowolnie podniósł głos, odsuwając się od niego.
Konstant wzruszył ramionami. Podłożył ręce pod głowę, zginając je w łokciach.
-Brzydki nawyk. Opowiadaj dalej.
-Nie, już mi się odechciało.

Archanioł opatulił się kocem i zwinął na samym skraju łóżka, tyłem do partnera.
-No proszę. Czyżby dąsy?
Konst przysunął się do niego i objął dłonią w pasie, przyciskając pierś do jego pleców. Przeszedł go dreszcz, ale nie zareagował.
-Mówiłem coś na temat traktowania mnie instrumentalnie – mruknął w końcu Gabriel.
-Przestań, to był żart. Jeśli cię obraziłem, przepraszam, ale ty też czasami  mógłbyś wyluzować.
-Wyluzować?! – Gabriel gwałtownie obrócił się w jego stronę – To niby takie łatwe?!

Konstant odpowiedział mu beznamiętnym spojrzeniem. Nie odwrócił wzroku, za to Gabriel poczuł się nieswojo, za co wewnętrznie się na siebie zezłościł.
„Jeszcze tego brakowało, żebym się teraz zawstydził z jego powodu!” – pomyślał.
-Dlaczego koniecznie chcesz się kłócić? – zapytał Konst po długiej chwili niezręcznego milczenia.
-Dlaczego koniecznie chcesz rozmawiać ze mną o moim wizerunku i promocji Enitharmon? – zripostował Gabriel.
-O promocji? – Chorąży prychnął. – Chyba o antypromocji!
Archanioł zaczął uwalniać się od zmiętej pościeli.
-Masz rację, to nie jest dobry moment, by rozmawiać o Enitharmon – mruknął Konstant, na swoje szczęście nie próbując go zatrzymać.
Gabriel był bowiem skłonny zrobić mu wielką awanturę.
-Ale ty, jak widzę, jesteś mało podatny na krytykę – dodał jednak, świadomie dolewając oliwy do ognia.

Archanioł zamarł do połowy owinięty prześcieradłem.
-Kto ci w ogóle daje prawo mnie krytykować? – warknął. – Próbowałem ci to wyjaśnić, ale mnie wyśmiałeś! Myślisz, że jak raz się ze mną przespałeś, możesz mówić, co ci ślina na język przyniesie?!
Konstant przygryzł dolną wargę, marszcząc brwi. Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że się zagalopował, wyciągając sprawę ich pochodzenia. Gabriel otworzył usta, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale chorąży był szybszy.
-Dziękuję, że mi o tym przypomniałeś. Wasza Łaskawość raczy wybaczyć biednemu prostakowi jego bezczelność.

Obrócił się na drugi bok, odsłaniając swoje umięśnione plecy i potargane włosy.
Znowu zapadło ciężkie, nieprzyjemne milczenie, podczas którego Gabriel przeżywał rozdarcie pomiędzy uniesieniem się dumą i natychmiastowym opuszczeniem kawalerki a wskoczeniem do łóżka i wymruczeniem kochankowi przeprosin do ucha. Lewa strona jego ciała ciążyła ku drzwiom, a prawa ku jeszcze ciepłemu posłaniu.
Trwało to jakiś czas. Konstant w ogóle się nie poruszył, jakby zasnął, co ostatecznie rozdrażniło archanioła na tyle, żeby jednak wrócić do łóżka i to sprawdzić.
***

Może rzeczywiście powinien był zachować swoje myśli dla siebie i może rzeczywiście wybrał zły moment. Teraz jednak utwierdził się w przekonaniu, że poważna rozmowa z Gabrielem zawsze następuje w złym momencie. Był po prostu wobec siebie bezkrytyczny, a przy tym przekonany o tym, że nikt nie powinien zwracać mu uwagi, a już na pewnie nie młody valowski żołnierz, który świetnie nadaje się do łóżka, kuchni i łechtania jego ego, ale już do niczego więcej. W końcu Gabriel był jedną z najstarszych istot na świecie. O poważnych sprawach mógł co najwyżej dyskutować z równymi sobie.

Materac ugiął się pod dodatkowym ciężarem, pościel zaszeleściła i Konstant poczuł dotyk drobnej dłoni na swoim ramieniu. Powietrze wypełnił zapach różanego szamponu archanioła. Jego loki połaskotały go w policzek, kiedy oparł głowę na jego łopatce, uprzednio składając na niej pocałunek.

Konstant zauważył, że jego gniew od razu topnieje, a ciało zaczyna domagać się większej bliskości.

„Odbiera mi rozum ta pretensjonalna ślicznotka z Enitharmon” – pomyślał jeszcze w miarę przytomnie.

Gabriel przesunął dłonią wzdłuż jego boku, obrysowując opuszkami palców kształty mięśni i w końcu zatrzymał się na biodrze. Zaczął przy tym ocierać się twarzą o jego plecy jak skruszony kot, co już kompletnie rozbroiło Konstanta.

Obrócił się do niego przodem i pocałował w czoło. Archanioł mocno się do niego przytulił, zarzucając mu nogę na udo. Odnalazł jego usta i złożył na nich długi, namiętny pocałunek, który do końca pozbawił Konstanta wewnętrznej irytacji i choć ten bardzo się starał, nie potrafił jej przywołać na nowo. Złapał kochanka za pośladek, mocniej do siebie przyciągając, ale Gabriel położył dłoń na jego piersi i odchylił głowę.

-Rzeczywiście, żołnierze Lucyfera pożałowali tego ataku – powiedział, cicho wzdychając – ale to było dla mnie bardzo traumatyczne przeżycie, bo wtedy po raz pierwszy użyłem swojej mocy do obrony i natarcia, co spowodowało, że straciłem nad nią kontrolę i zmiotłem z powierzchni ziemi fragment Enithamon… Nie chcę, żeby taka sytuacja się powtórzyła…

Konstant pogłaskał go po włosach, miło zdumiony widoczną zmianą zachowania.
-Sądzisz, że jak Enitharmon będzie takim zacofanym, nieatrakcyjnym miejscem, tamta sytuacja się nie powtórzy?
-Tak właśnie sądzę, bo gdyby Serafiel nagle zmienił zdanie i jednak osobiście chciał przejąć władzę w Emanacji, raczej weźmie się za pacyfikację niepokornej Vali, a nie spolegliwego Enitharmon.

Konstant zamyślił się nad mechanizmami władzy, które rządziły państwem aniołów. Obecny palatyn Metatron wywodził się z zakonu Serafinów, dowodzonego przez najpotężniejszego anioła Serafiela. Serafini słynęli z mistrzowskiego opanowania magii ognia, surowych obyczajów i przeciwstawiania się wpływom demońskim. Serafiel miał ponoć duży wpływ na swojego wychowanka, choć robił to dyskretnie i sam pozostawał w cieniu. Konst wspominał, jak wielokrotnie Michael przeklinał „ognistego skurczybyka” i jego słynne cięte riposty. Sam widział kiedyś Serafiela z oddali, kiedy pod osłoną nocy udawał się do pałacu palatyna.

Serafin miał wygoloną głowę i długą, białą szatę,  o bardzo już niemodnym fasonie, a kiedy jego paląco błękitne oczy na ułamek sekundy spoczęły na nim, poczuł się tak nieswojo, że mimowolnie schował się za plecami Michaela. Co prawda, liczył wtedy zaledwie piętnaście lat, ale i tak tamto wrażenie pozostało mu aż do teraz.

-Cóż, Serafiel ma w sobie coś niepokojącego. – zgodził się w końcu. – Jestem zbyt młody, żeby rzeczywiście zdawać sobie sprawę z zagrożenia, które stanowi. Mimo to radzę ci jednak zwrócić uwagę na to, jakie wrażenie robi w Emanacji jego surowe usposobienie.
-Niby jakie? – Gabriel nieco się nadąsał.
-Serafiel jest autentyczny, a ty nie. To widać, dlatego jesteś źródłem mniej lub bardziej wysublimowanych żartów. Daj sobie z tym spokój. Jesteś artystą, a nie zakonnikiem… Zamień Enitharmon na przystań artystów. Poza tobą mieszkają tutaj jeszcze Izrafel, Tubiel i Razjel. Każde z nich prowadzi swoją szkołę i słynie ze swoich magicznych zdolności. Wiesz, ilu aniołów w Emanacji chciałoby się u nich uczyć? Jednak nie zrobią tego, bo odstrasza ich opinia o Enitharmon. Większy ruch oznacza też większe zyski i rozkwit rejonu…

Archanioł przyglądał mu się spod przymkniętych powiek.
-I co? Chciałbyś się tym zająć? – zapytał.
-Czym?
-No, promocją Enitharmon… Wiesz, że ja kompletnie nie mam głowy do organizacji.
Konstant uśmiechnął się, czochrając mu loki dłonią.
-A to wiem doskonale. Chyba sprawdziłem się w systemie zleceniowym – zażartował.

-Tak, jesteś świetnym organizatorem, a ja świetnie płacę…
Gabriel zaczął kreślić wzory palcem na jego piersi.
-Proponujesz mi właśnie stałą pracę? – zaciekawił się Konst. – Jestem jeszcze chorążym w Anielskim Wojsku…
-Zrobimy to tak, żeby nie kolidowało z twoimi obowiązkami chorążego. – Palec archanioła obrysował jego obojczyk. – Ale jeśli masz się zająć wizerunkiem Enitharmon, musisz zrezygnować z przemytu.

Konstant znieruchomiał z wrażenia. Jego mina musiała wszystko Gabrielowi zdradzić, bo parsknął śmiechem, rozbawiony konsternacją kochanka.
-Kochanie, myślałeś, że Święta Rajska Inkwizycja nic nie wie? – zażartował.
-Cóż… – chorąży idiotycznie się zająknął – nie zamierzasz mnie aresztować? Od kiedy wiesz?

-Od momentu, gdy cię poznałem i zrobiłeś dla mnie bankiet. – Archanioł zachichotał. – Zrozumiałem już, jak ten kretyn Michael kręci nielegalny biznes. Oddaje jego realizację swojemu zdolnemu wychowankowi. Praca w promocji Enitharmon opłaci ci się tak samo jak przemyt i uwierz mi na słowo – może być tak samo ekstremalna. Plus jest taki, że to posada zgodna z prawem. I nie, nie zamierzam cię aresztować. Chętnie przykuję cię za to kajdankami do łóżka…

Nim Konstant zdążył zareagować, Gabriel wdrapał się na niego i usiadł mu na piersi.
-A teraz będziemy się kochać – oznajmił.
-Chwileczkę – Konst zaczął protestować, lecz archanioł położył mu palec na ustach.
-Masz czas na przemyślenie mojej propozycji tyle, że nie teraz. Ten należy do mnie.. Całkowicie.

KONIEC

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *