Między nami dobrze jest – Dorota Masłowska, reż. Grzegorz Jarzyna

miedzy-nami_400pxKiedy czytam dramat Doroty Masłowskiej „Między nami dobrze jest” na dzień przed spektaklem TR-u, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to, co najlepsze jest dopiero przede mną. Potencjał tekstu jest wyczuwalny na pierwszy rzut oka, ale dopiero na scenie owo to, co najlepsze przemawia do odbiorcy w pełnym brzmieniu.

„Między nami dobrze jest” Grzegorz Jarzyna po raz pierwszy wystawił cztery lata temu w Berlinie. To był kolejny mistrzowski spektakl po T.E.O.R.E.M.A.C.I.E. I jest nadal, bo wystawiany w tym sezonie wciąż zbiera owacje na stojąco. To znak, że diagnozie społeczeństwa polskiego, wystawionej swojego czasu przez Masłowską, przyklaskujemy z tym samym entuzjazmem, co wcześniej. W końcu nic się zmieniło, oprócz tego, że prezydent wcale już nie wygląda jak premier, a premier jak prezydent.

Przyznam szczerze, że bałam się Aleksandry Popławskiej jako Małej Metalowej Dziewczynki, której rola, jak wynoszę z tekstu, jest piekielnie trudna do odegrania. Metalowa Dziewczynka jest dzieckiem zdegradowanej współczesności, mówi sloganami reklamowymi, internetem, szmatławcami, jest medium, przez które, niczym pośpieszna sraczka, przelatuje brud polskiej rzeczywistości. Infantylna i tragiczna, z tożsamością budowaną z gruzów babcinych wspomnień, niezrozumiałych w tym samym stopniu, co słowa, których sama używa. Oczywiście moja niepotrzebna obawa prysła już w pierwszych minutach – Popławska wciągnęła w siebie Metalową Dziewczynkę i skoordynowała automatyczną mowę z wypracowanymi precyzyjnie ruchami – z pewnością lepiej niż stewardessy w klasie ekonomicznej Singapore Airlines.

Adama Woronowicza kto nie uwielbia po niedawnym „Nietoperzu” Kornéla Mundruczó, ten nie widział tegoż spektaklu. Aktor gra u Jarzyny w podobnym czarującym tonie, co u węgierskiego reżysera. W ikeowskiej scenografii swojego mieszkanka wymyśla scenariusz o groteskowo biednych kalekach, wieńcząc swój wątpliwy artystycznie projekt równie idiotycznym tytułem „Koń, który jeździł konno”. Kto jak nie Woronowicz umiałby z tak ukrytą kpiną opowiadać o scenariuszu, napisanym przez gościa, którego gra?

Nie mogę już dłużej ukrywać, że poszłam na „Między nami…” ze względu na Marię Maj, choć trochę mijam się z prawdą, bo właściwie poszłam ze względu na Masłowską, Jarzynę i Marię Maj. Ostatnio, tj. w październiku grała u Krystiana Lupy w „Mieście Snu”. To była najlepsza postać spektaklu – zblazowana dama w towarzystwie równie znudzonych arystokratów, prowadzących długie, pseudointelektualne dysputy w pluszowych, angielskich fotelach, w akompaniamencie, docierających przez okno, krzyków wzburzonego pospólstwa. Magia polegała głównie na tym, że nieważne co i kiedy powiedziała Maj, bo rozkoszować się można było samym brzmieniem jej głosu. W „Między nami…” aktorka wciela się w postać zupełnie inną – z arystokratki przemienia się w Bożenę alias Grubą Babę. Jej wypowiedzi schodzą z wyważonego, dźwięcznego tonu na niższe rejestry gderliwej, zapracowanej kobiety. W tej odsłonie jest komiczna do tego stopnia, że wzbudza salwy śmiechu już w pierwszym momencie, gdy wchodzi na scenę. Sama już nie wiem, która Maj mi bardziej odpowiada, ta październikowa Lupy czy czerwcowa Jarzyny? Niech będzie, że całoroczna.

Już sam tekst Masłowskiej bawi, jest absurdalny i krytyczny aż do szpiku, chciałoby się powiedzieć, naszej polskości. Jarzyna podbija to specyficzne poczucie humoru Masłowskiej. Publiczność zanosi się śmiechem, by na końcu zastygnąć przy nagraniach bombardowanej Warszawy. Początkowa dynamika na scenie w ostatnich momentach przechodzi w refleksję na temat tożsamości i historii.

Boję się, że jak wystawią ten spektakl za piętnaście lat, to owacje nie ustaną, a nawet wzrosną. Oznaczać to może dwie rzeczy: a) sytuacja w Polsce się pogorszy, b) jeśli oklaski przekroczą dopuszczalny poziom decybeli w przestrzeni miejskiej, to będzie już dobry powód do straszenia modną ostatnio eksmisją. Komuś z ratusza to już grozi. To tak na marginesie. Publiczność cieszy się, gdy widzi przejaskrawiony obraz rzeczywistości, która nas otacza. Ja też się cieszę, ale wolałabym, żeby temat, jaki kreśli w swoim dramacie Masłowska, był już nieaktualny. Tymczasem polecam spektakl – także ze względu na dobre aktorstwo i rysunkową scenografię – w przyszłym sezonie to jeszcze raz pozycja numer jeden.

Mojej koleżance, którą zabrałam na przedstawienie, mimo że, jak twierdzi, nienawidzi teatru i nie cierpi Masłowskiej, bardzo się podobało. Ludzie się zmieniają, więc jest nadzieja.

Ewa Jezierska

Teatr Rozmaitości w Warszawie

Dorota Masłowska
Między nami dobrze jest

Reżyseria: Grzegorz Jarzyna
Scenografia: Magdalena Maciejewska
Kostiumy: Magdalena Musiał
Opracowanie muzyczne: Piotr Domiński, Grzegorz Jarzyna
Wideo: Cókierek, Pani K
Reżyseria światła: Jacqueline Sobiszewski
Występują: Roma Gąsiorowska, Maria Maj, Magdalena Kuta, Agnieszka Podsiadlik, Aleksandra Popławska, Danuta Szaflarska, Katarzyna Warnke, Rafał Maćkowiak, Adam Woronowicz oraz Lech Łotocki (głos z radia)
Premiera: 26 marca 2009, Schaubühne am Lehniner Platz, Berlin

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *