Maszyna do czytania – Dorota Koman

maszyna-do-czytaniaNa motto swojego najnowszego tomu poezji Dorota Koman wybrała słowa W. Jagera – „nie napijesz się wody, czytając o wodzie” – podkreślając tym samym, że słowa są bardzo ważne, ale to tylko narzędzie, bo życie trzeba przeżyć, poczuć, posmakować.

To również pewien kierunek odczytywania liryków zawartych w zbiorze – jako utworów osobistych: intymnych uczuć, wspomnień, rozterek, pragnień. Te wszystkie kolory we mnie / są prawdziwe – poetka wyznaje w jednym z wierszy. Początkowo sądziłam, że autorka humorem i manipulacją języka ucieka od bólu, stara się złagodzić formą cierpienie widoczne w treści. Podejrzewam jednak, że to prawdopodobnie mylny trop, że raczej to właśnie odbicie (prawdopodobnie troszkę o rozmazanych konturach) natury Doroty Koman, takiej może trochę niepokornej, ale serdecznej, pewnej siebie, wesołej, skrywającej jednak i smutek, i jakieś niespełnione pragnienia.

„Maszyna do czytania” to bardzo kobiecy zbiór. Wierszarka (jak lubi siebie nazywać autorka) zdobyła się na bolesną niekiedy szczerość i imponującą odwagę w pisaniu o bardzo intymnych kwestiach. Dzięki temu podmiot Koman staje się nam jeszcze bliższy. Wypowiada głośno to, o czym my wstydliwie milczymy. I jeśli nawet nie wszystkie sytuacje czy uczucia są „nasze” (doświadczone, przeżyte), to jednak odczuwamy jak własne. W tym tomie odbija się świat każdej kobiety, przeglądamy się tu jak w lustrze (czasem – krzywym zwierciadle). Znajdziemy w tej książce matkę z jej miłością do syna, córkę i wnuczkę, (byłą) żonę oraz kochankę i jej uczucia dotyczące tych ról, przyjaciółkę zwierząt, czytelniczkę szaleńczo kochającą literaturę, artystkę z wielkim talentem, pewnością siebie i pasją. Co ciekawe, każde z tych wcieleń pokazuje tę samą przecież kobietę nieco (a czasem zupełnie) inaczej.

Sporo tu myśli (wspomnień, odczuć) dotyczących związków damsko-męskich, w tym charakteryzujących płeć. Kobieta (tak zmienna) postrzega mężczyzn w sposób ambiwalentny (oczywiście to pewnego rodzaju uogólnienie, nie zawsze w tych wierszach występuje ten sam „bohater”) – a to czyni z tego jedynego bóstwo, pada mu do stóp, by delektować się chwilami przy nim, póki on jeszcze jest, a to wini za wszelkie krzywdy i zarzuca egoizm, wykorzystywanie dla własnych celów i potrzeb. Ich relacja jest dość niepokojąca – im bardziej on pięknieje i rozkwita, tym szybciej ona traci urodę (życia), więdnie, gorzknieje. Smutnym finałem każdej z tych opisanych miłości jest pustka. Ale i w tej materii podmiot zajmuje dwa stanowiska: albo tęskni i marzy, albo zaczyna wierzyć i walczyć o siebie.

W wierszach dla dziecka (lub o nim) zmienia się ton wypowiedzi. Zanika ekspansywność podmiotowego ja. Dominuje troska, czułość, oddanie. Często to poruszające obrazy – próby zatrzymania pędzącego czasu, by jeszcze przez chwilę matka mogła bezkarnie tulić coraz doroślejszego, a więc samodzielnego, syna.

„Maszyna do czytania” to mariaż emocji, inteligencji i humoru. Autorka (o ogromnej świadomości językowej) uwielbia wieloznaczność, grę słów, nieoczekiwane połączenia wyrazowe, aluzje. Na szczęście daleka jest od opowiadania i dopowiadania – ufa swojemu czytelnikowi, pozostawia mu dużo miejsca na domysły i interpretację, daje wiele możliwości i zaprasza do czytania jej poezji „przez siebie”, przez filtr własnych doświadczeń.

Dla osób nieznających twórczości Doroty Koman „Maszyna…” okaże się zapewne prawdziwym zaskoczeniem i olśnieniem. Poetka, tak sprawnie posługująca się polszczyzną, urządza słowne maskarady, tworzy wiersze kilkupoziomowe (znaczeniowo), bawi się intertekstualnością. Zachwyca humorem, momentami wzrusza i zwraca uwagę na rzeczy ważne, które na co dzień umykają, ale przede wszystkim pozwala zajrzeć w głąb samego (czy raczej samej) siebie.

U Koman ważny też jest koncept. Pomysły na wiersze zdają się przychodzić do niej, nie korzysta ze schematów, stawia na zaskoczenie, często wiersze opiera na paradoksie. Uświadamia czytelnikowi, że zazwyczaj nasz tok rozumowania podąża określonym torem, jakby automatycznie, np. w wierszu „Przy nadziei” – zerkamy na tytuł i spodziewamy się liryku (o) ciężarnej. Wtedy Koman przewrotnie podkreśla w pierwszym wersie, że jednak nie – o nadzieję właśnie będzie się tu chodzić, ale robi to po to, by zamknąć tekst skojarzeniem przywołującym obraz kobiety noszącej dziecko, choć wcale nie ma tu mowy o tym (językowym) aspekcie „nadziei”. Albo popatrzmy na wielowarstwową „Ortografię” i oddajmy się przyjemności wielopoziomowej interpretacji:

TY i JA

 

na pewno

pisze się osobno.

„Nocą na Maderze” to chyba najbardziej charakterystyczny liryk dla poezji Doroty Koman. Zawarte są w nim niemal wszystkie składowe jej twórczości, m.in. ważne tematy (rodzina, w tym syn – zawsze na pierwszym miejscu), stany duszy podmiotu (kobieta nieszczęśliwa, bo samotna, niespełniona w miłości), humor, inteligencja, swoboda, umiejętność dostrzegania szczegółów (także językowych), które charakteryzują dane zjawisko/sytuację/emocję/osobę najpełniej, komentarz dotyczący współczesności.

To wielki zaszczyt być czytelniczką poezji Doroty Koman, móc poznać niezwykłą kobietę, która wygląda zza tych wersów, i przeżywać wspólnie z nią bezradność wobec upływu czasu (samodzielność dziecka, zmiany ciała itp.), pragnienie bycia dla kogoś ważną i pociągającą, ubolewać nad obowiązkami (przez które często zatraca się to, co początkowo sprawiało tyle radości) oraz dzielić miłość do książek i języka polskiego, zachwycać się możliwościami leksyki. Poetka nieustannie przypomina jednak, że życie toczy się poza słowami, a nie w nich, i o tym należy pamiętać – nie tylko podczas lektury tego znakomitego zbioru.

Choć napisałam tak wiele o „Maszynie…”, to pozostaję z wrażeniem, że oddałam tylko ułamek tego bogactwa, które znajduje się między okładkami.

Kinga Młynarska

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *