Macierzyństwo non-fiction – Joanna Woźniczko – Czeczott

O macierzyństwie bardzo często mówi się tylko w kontekście szczęścia, radości, ale i swego rodzaju „powinności” i „obowiązku” kobiet. W mediach mamy więc zadowolone, z niegasnącym na twarzy uśmiechem mamy albo pytania skierowane do bezdzietnych celebrytek – kiedy przyjdzie czas na was? A wszystko to opakowane w różowo – błękitny lukier. Czy nie jest to jednak propaganda? Jakiś tajemniczy spisek rodzicielek przeciwko tym, co potomstwa nie mają? Tych czytelników i te czytelniczki, którzy/które właśnie tak myślą, zapraszam do lektury Macierzyństwo non-fiction Joanny Woźniczko – Czeczott.

Podtytuł tej niewielkiej objętościowo książki to: Relacja z przewrotu domowego. Możemy więc spodziewać się zamieszania, rewolucji, awantury i skandalu. Tym bowiem dla narratorki staje się wiadomość o zajściu w ciążę. Sama mówi: (…) zrozumiałam, że w bólach rodzi się nie tylko dziecko, ale i matka. Ten tekst jest więc  bardziej opowieścią matki niż opowieścią o dziecku. To historia przede wszystkim pisana z perspektywy kobiety niż wzruszająca książka o cudzie narodzin.  Autorka świetnie pokazuje, dosłownie na własnej skórze, jak bardzo uwikłane/uwikłani jesteśmy w stereotypy i jak często w świadomości społeczeństwa kobieta funkcjonuje tylko w roli matki – albo nią była, albo nią jest, albo będzie.

Nie da się więc, w ogólnej opinii społecznej, mówić o czymś smutnym, negatywnym w byciu matką – od razu inni wrzucają taką osobę do szufladki „depresja poporodowa”. A wszyscy dookoła oszukują i mamią – bardzo dobre dialogi narratorki z matkami i ojcami, którzy obiecują, że życie po narodzinach dziecka jest takie samo, jak przed – kino, wycieczki, koncerty, restauracje. Autorka jednak podkreśla, że to nieprawda, że gdy już dasz się omamić, okazuje się, że twoje dni już nigdy nie będą takie same. Kobieta traci swoją tożsamość, stając się nagle na przykład mamą Oli. Jej partner nie ma imienia – jest już tylko tatusiem, a jej rodzice i teściowie – dziadkami.

Książka ta porusza wiele aspektów dotyczących kobiet – nie tylko zatracenia siebie, swojej autonomii, ale i tego, jak często matka staje się nagle własnością wszystkich i już nikt (nawet obce osoby np. w tramwaju) nie krępuje się jej zwrócić uwagi na temat wychowania dziecka, ubierania itp. Poza tym nagle okazuje się, że dla większości ona po prostu „siedzi w domu” z dzieckiem tak, jakby nikt nie wiedział, co za tym „siedzeniem” się kryje – bycie opiekunką, kucharką, sprzątaczką w jednym. Macierzyństwo non-fiction w trafny sposób zwraca uwagę na to, jak traktuje się kobiety i jak same matki zakładają często maski, bo „nie mogą” być nieszczęśliwe, smutne czy zwyczajnie zmęczone.

Tekst Woźniczko – Czeczott łamie z pewnością stereotypy, mówi głośno o tym, o czym większość matek boi się powiedzieć. Jest to książka i dowcipna, i poważna. Zastanawia mnie tylko jedno – dlaczego w dzisiejszych czasach, gdy łamiemy publicznie i prywatnie coraz więcej tabu, mówienie o trudach macierzyństwo (nie wspominając już nawet wyboru życia bez dzieci, bo to temat na osobną książkę) jest tak bardzo trudne? Dlaczego o byciu matką mówi się w samych słodkich słowach, pełnych cukru i lukru? Wydaje się więc, że  ta książka jest odpowiedzią na lukę w teksach mówiących właśnie bez fikcji i że jest też (sadząc po wypowiedziach na forach) potwierdzeniem normalności dla wielu czytelniczek.

Ocena: 5/5

Tytuł: Macierzyństwo non-fiction. Relacja z przewrotu domowego.

Autor: Joanna Woźniczko-Czeczott

Liczba stron: 195

Data wydania: 2012

Wydawnictwo: Czarne

About the author
Anna Godzińska
Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, autorka tekstów o miłości poza fikcją w magazynie Papermint oraz o literaturze w Magazynie Feministycznym Zadra. Fanka kobiet - artystek wszelakich, a przede wszystkim molica książkowa;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *