Konstanty Ildefons Gałczyński 2/2

magGałczyńskiemu w mundurze było niewygodnie, nie pasował do tego modelu życia, toteż nie dziwi, że został karnie przeniesiony do piechoty w Berezie po półrocznej służbie.

Natalia Awałowna
Natalia Awałowna

„Porifriona” skończył i wydał dopiero w 1929 r. Mimo iż sporo wówczas drukował, musiał dorabiać, pracował m.in. w Polskim Towarzystwie Emigracyjnym oraz w Komisariacie Rządu jako cenzor. Jednak zawsze przede wszystkim był poetą. W „Ziemiańskiej” spotkał piękną studentkę romanistyki, Natalię Awałow, dla której stracił głowę i serce. To była wzajemna miłość od pierwszego wejrzenia, zwieńczona ślubem w czerwcu 1930 r. A ich zauroczenie rozpoczęło się od poezji. Jak to często wśród poetów bywa, dzięki Muzom rozkwita ich talent, podobnie było z Gałczyńskim. Choć jego twórczość podążała różnymi ścieżkami, to dzięki Natalii autor zbudował wizerunek „poety małżeństwa”.

"Ballada ślubna I"
„Ballada ślubna I”

Niestety, szczęście małżeńskie nie trwało długo. Szczególnie młoda żona nie miała powodów do uciechy, bo jak się okazało, ten słodki Kostek, odważny mag-poeta miał drugie oblicze. Kostek był trudnym człowiekiem, Natalia wiele znosiła. Jego napady melancholii, lęki, stany depresyjne, wreszcie szalone wypady po spelunkach, alkohol, kobiety, no i obezwładniające go w pijackim amoku żądza i agresja. Problem alkoholowy Gałczyńskiego do dziś budzi wiele kontrowersji. Kira Gałczyńska (i nie tylko ona) wyraźnie podkreśla w swoich wspomnieniach, że u ojca to był wyłącznie element choroby, a nie rozrywka, i że absolutnie, nigdy nie pisał swojej poezji pod wpływem wódki.

Gałczyńskich „rzucało” po świecie, szukali swojego miejsca, razem lub osobno. Wątek berliński czy „pogoń” za Natalią do Wiednia nie dały tyle satysfakcji oraz inspiracji co okres wileński. Wilno przyniosło Kostkowi szczęście, czuł się tam bardzo swobodnie, był szczęśliwy.

"Szczęście w Wilnie"
„Szczęście w Wilnie”

Zrobił tam „karierę” radiową („Kukułka wileńska”), publikował wiersze, poematy, nawiązał współpracę z Hanką Ordonówną, dla której tworzył piosenki. Był zauroczony składnią mowy wileńskiej, która stałą się inspiracją wielu jego utworów, podobnie zresztą jak walory estetyczne miasta. Jako przybysz z zewnątrz chwalił to, co w Wilnie było wyjątkowe i niezwykłe, ale i chłodnym okiem wytykał słabe punkty jego mieszkańców, np. stereotypowe traktowanie ludzi (m.in. Żydów).

Z Kirą
Z Kirą

Wilno przyniosło mu jeszcze jeden powód do szczęścia – to tu urodziła się córka poety, Kira.

Swoją twórczość traktował niezwykle poważnie. Chciał na niej zarabiać, co więcej, nie tylko pragnął utrzymywać się z pisania, ale i żyć na wysokim poziomie dzięki swojemu talentowi. A że pisał wiele, publikował jak mało kto. Jego sława chyba uderzyła mu do głowy.

Przed wojną, w przypływie wielkiego natchnienia, stworzył wizyjny poemat „Noctes Animenses”, w którym zawarł swój liryczny testament. Potem nadeszła wojna – czarna plama w historii świata oraz wielka dziura w życiorysie Gałczyńskiego. On, taki płodny, przez mroczny czas lat 1939-45 napisał zaledwie 7 wierszy! Dziś już wiadomo mniej więcej, co działo się z poetą przez ten okres. Pierwszym sygnałem, że Konstanty żyje, był doręczony Natalii wiersz męża, jeden z najpopularniejszych – „Pieśń o Żołnierzach z Westerplatte”. Potem poeta trafił wraz z innymi internowanymi do Kozielska, pod koniec października 1939 wymieniono ich za Rosjan i wywieziono do Brześcia. Następnie był w Muhlbergu, stalagu Altengrabow, Hoxter. Pracował jako rolnik, sanitariusz, tłumacz.

"Sen żołnierza"
„Sen żołnierza”

Zapis jego obozowych doświadczeń został wydany drukiem dopiero w 2003 r. w „Notatniku”. Lektura tej publikacji rzuca zupełnie inne światło na postać Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego. Często mówi się, iż jest to dokument jego nawrócenia.

Szeregowy
Szeregowy

Pod koniec wojny uratował z transportu więźniarek Lucynę Wolanowską, która w styczniu 1946 r. urodziła mu syna, Konstantego Ildefonsa (zmienił potem dane na Steve Parker). Ten okres to bardzo dramatyczna sytuacja Natalii – kobieta zmagała się z chorobą nowotworową, tradycyjna medycyna była bezsilna, pomogła jej dopiero ta ludowa, z dalekiego Tybetu. Jednak najgorszą traumą stał się przerażający marsz do pruszkowskiego obozu, którego chora była uczestniczką, wraz z kilkuletnią Kirą. Wybawił je Jarosław Iwaszkiewicz, dając schronienie w Stawisku.

Po zakończeniu wojny Konstanty wyjechał do Belgii i w typowy dla siebie sposób odreagowywał przeszłość. Potem był Paryż, alkohol i kobiety. Po powrocie na łono rodziny poety, Gałczyńscy zamieszkali w Domu Literatów. Konstanty rozpoczął współpracę z „Przekrojem”, tu powstała m.in. „Zielona Gęś”, za którą autor był regularnie atakowany (bełkot pisany dla pieniędzy). Swoistym azylem stało się dla niego Pranie.

Pokój poety
Pokój poety

Mimo problemów zdrowotnych pobyt na Mazurach to jeden z najlepszych okresów w życiu Gałczyńskiego. Zajmował się tam przekładami, układał piosenki, pisał wiersze, poematy, w tym ten najważniejszy utwór – „Niobe”.

Schyłek 1952 r. poeta spędził w Tworkach; po drugim zawale widmo śmierci nie odstępowało go ani na chwilę. 6 grudnia 1953 r. pękła aorta największego bodaj w historii polskiej poezji artysty-legendy.

Ja Konstanty, syn Konstantego,

zwany w Hiszpanii mistrzem Ildefonsem,

będąc niespełna rozumu,

piszę testament przy świecach.

 

Ćmy się, zaznaczam, kręcą przy lichtarzach

i drżą i ręka mi drży;

a więc majstrowi, co lichtarze stwarzał,

zapisuję czerwcowe ćmy.

Jeśli kiedyś go rozwlecze chandra,

w wieczór będzie wśród tych ulic stąpał,

ćmy się zaczną kręcić po werandach,

gasnąć kule niebieskie na klombach,

ćmy zobaczy, twarze w złotym dymie

i przystanie i wspomni me imię.

 

A poetom dzisiejszym i przyszłym

zapisuję mój kaflowy piec,

w nim spalone myśli i pomysły,

czyli różne gry niewarte świec,

oraz księżyc pełny, mój kałamarz,

co mi sprzedał go wędrowny kramarz;

Jeśli tedy, kiedyś, w latach innych

jak ja dzisiaj nocą wzniosą głos,

i rozłożą swoje pergaminy,

jęczeć zaczną jak uwiecznić noc,

to ja będę w skrzypieniach piór,

w kolowaniach i w kuszeniach chmur,

bom ją nocą zaszumiał i odszumiał

i do dna jej partytury zrozumiał.

 

Córce mojej Kirze, tancerce,

zapisuję niebiosa siódme,

serafinów modlących się z tercyn,

szum wysoki i światła ułudne

i przyrodę, jak skrzynie sekretów,

niechaj w niej się uczy swoich baletów.

Teofilowi, gdy się w mieście zmierzchnie, daje całą uliczkę dla szeptów,

oraz pewną bramę na Lesznie,

gdzie był kuty w żelazie Neptun,

ale uciekł, bo miał wstręt do miasta,

teraz w niebie jest spokojną gwiazdą!

 

Wszystkim dobry cały czar, co wezbrał

na tej ziemi, daje jak alfabet:

pory roku ze złota i srebra

i motyle i te muszki nawet,

wieczorami, wielkim rojem, przy akacjach,

w głębi zorza, z której się nie wraca.

Wierszom moim fosforyczne furie

blaskiem w wertep ciemny i zły,

a mojej Smagłej, mojej Smukłej,

mojej Pochmurnej łzy.

 

(”Nocny testament”)

Kinga Młynarska

Fotografie:

http://kigalczynski.republika.pl/

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *