[geim] – Anders de la Motte

GEIMI znowu ta przeklęta Szwecja! Jak długo jeszcze autorzy z tego smutnego, zimnego kraju będą przeprowadzali inwazję na polski rynek wydawniczy? Wydaje się, że każdy kryminał, który pojawia się wśród księgarskich nowości, pochodzi ze Szwecji. Co jest takiego w Skandynawii, że wydała ona na świat tylu pisarzy miłujących się w powieściach pełnych tajemnic i krwi? To chyba pozostanie tajemnicą, ale na pytanie, czy potrzebny jest kolejny kryminał ze Szwecji, odpowiedź jest prosta. Tak, bo [geim] Andersa de la Motte mimo swoich wad stanowi kawał doskonałej rozrywki.

Człowiek wplątany w niebezpieczną grę to motyw, dość łagodnie ujmując, oklepany. Zarówno w literaturze, jak i filmie. Czytając debiutancką powieść Andersa de la Motte, nawiązań do popkultury znajdziemy multum. Już sam pomysł wyjściowy kojarzy się z filmem „Gra”, ale możemy się również doszukać zapożyczeń z „Matrixa”. Jedne mniej, inne bardziej nachalne. Nie jest to coś drażniącego, autor dość zgrabnie bowiem wszystko ze sobą połączył, sprawiając, że owe zapożyczenia nabierają sensu. Dotyczy to w szczególności głównego bohatera.

Henrik HP Pettersson to „duże dziecko”, które zawsze wybiera drogę na skróty. Jego charakter doskonale więc pasuje do wszystkich nawiązań popkulturowych. HP jest człowiekiem, który mówi do siebie, cytując bohaterów filmowych, a najbardziej na świecie pragnie poklasku. Nie przejmuje się pracą ani tym bardziej jej brakiem. A pewnego poranka, będąc na ogromnym kacu, znajduje telefon komórkowy. Telefon, za którego pośrednictwem staje się uczestnikiem gry, która dzieje się na ulicach miasta. Równolegle do jego historii czytelnik poznaje Rebeccę Normén, twardą kobietę pracującą w Biurze Ochrony. Nie daje sobą pomiatać, sprawdza się w pracy, a jej życie wydaje się całkiem poukładane. Gdyby nie jeden mały szczegół.

Losy tej dwójki splotą się ze sobą dość szybko, ale do samego końca powieści autor pozostawia pewne niedopowiedzenia. Aluzje, które doskonale wpływają na [geim] i nie pozwalają czytelnikowi oderwać się od lektury nawet na chwilę. Czterysta stron to odpowiedni format jak dla kryminału/thriller tego typu, a przeczytanie całości nie zajmie więcej niż dwa wieczory.

La Motte sprawnie lawiruje między dwójką bohaterów. Styl narratora zmienia się zależnie od tego, czy akurat opisuje HP, czy Rebeccę. Zabieg ten nie jest niczym nowym w literaturze, podobnie zresztą jak cały [geim], jednak powieść ma w sobie to niewytłumaczalne „coś”. Właśnie ta siła sprawia, że trudno się od niej oderwać. Warto więc przymknąć oko na niedociągnięcia czy wtórność i zwyczajnie dać się wciągnąć w grę.

Bartosz Szczygielski
Ocena: 4/5

Tytuł oryginału: Geim
Autor: Anders de la Motte
Przekład: Paweł Urbanik
Data wydania: wrzesień 2012
Format: 135 x 210 mm
Oprawa: miękka

About the author
Bartosz Szczygielski
- surowy i marudny redaktor, który oglądałby świat najchętniej z perspektywy dachu psiej budy, oparty o maszynę do pisania. Czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce i ogląda wszystko, co wpadnie mu w oko. Chciałby kiedyś przytulić koalę i zobaczyć zorzę polarną – niekoniecznie w tym samym czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *