„Coolmenacja” zaskakuje przede wszystkim formą. Prawie osiemdziesiąt liryków, a każdy z nich oparty na innym pomyśle. Najczęściej Dorota Płoszczyńska eksperymentuje w warstwie graficznej. Poetka pokazuje, że poezja nie musi być nudna, że to nie tylko gra metafor, niedomówień, romans z wyobraźnią i flirt z językiem. W tej książce tekst łączy się z obrazem, umyka porządkowi formalnemu. Oczywiście wszelkie rozbicia graficzne mają uatrakcyjnić lekturę, ale też pokazują intensywność emocji podmiotu i ekspresję wyrazu.
Swoją książkę Płoszczyńska zadedykowała Arkowi, do niego też zwraca się kobiecy podmiot wierszy. Już pierwsze liryki uświadamiają czytelnikowi, że będzie obserwatorem interesującej relacji pełnej silnych uczuć. Wyznania „ja” lirycznego niepozbawione są także erotycznego napięcia, wyrażanego zawsze w subtelny, zmysłowy sposób. Tam, gdzie słowa nie zdołałyby wyrazić pewnych kwestii, skojarzeń dostarczają ilustracje.
Podmiot „Coolmenacji” to kobieta doświadczona, która ma jasno określone potrzeby, wie, do czego dąży. Nie jest jednak osobnikiem dominującym, nie interesuje jej żadna władza, sława ani dobra materialne. Te wszystkie przyziemne kwestie w ogóle jej nie dotyczą. Ona jest jakby ponad tym światem – ciekawi ją tylko sfera duchowa, konkretne relacje, otaczająca ją przestrzeń i rzeczy, do których czuje sentyment, a także własne emocje oraz możliwość wyartykułowania swoich pragnień, tęsknot czy pretensji.
Dość specyficzna jest przestrzeń tych wierszy – pełno tu koronek, muślinów i perfum, co symbolizuje wyraźnie kobiecą sferę. Ale nie oznacza to, że mamy do czynienia z osobą próżną, zajmującą się wyłącznie fatałaszkami czy usychaniem z tęsknoty do lubego. Podmiot to poszukiwaczka, nieustannie zadaje pytania, wnika w świat metafizyczny i to tam szuka odpowiedzi. Snuje refleksje o uniwersalnym wymiarze (np. o upływie czasu, pamięci, śmierci). Zdradza także artystyczne ambicje – np. pojawiają się blejtramy, zresztą i w warstwie językowej można zauważyć tendencję do uplastyczniania wypowiedzi i korzystania z zasobu pola wyrazowego malarstwa.
Jest też w „Coolmenacji” próba swoistego dialogu z Bogiem. Podmiot zwraca się do Niego wprost, czasem tylko komentuje Jego ingerencję (lub brak) w życie śmiertelników, niekiedy zaś prowokuje pytaniami rzucanymi w przestrzeń, czuje się ważnym trybikiem w dziele Boskiego stworzenia. Jednak nie znajdziemy tu buńczucznej postawy, hardości na miarę Konrada z „Dziadów” cz. III, raczej pokorną postawę, choć z dużymi aspiracjami poznawczymi – Ty który zasiadasz na Syjonie / I ja mała mrówka.
Płoszczyńska buduje swoje wiersze przede wszystkim z wieloznacznych haseł, wyrazistych fraz, często o aforystycznym charakterze. Poetka ma zdolność do formułowania sentencji, które nawet wyrwane z kontekstu posiadają swój własny (osobny) sens. Tworzy wielopoziomowe metafory w obrębie zaledwie kilkuwersowego utworu.
„Coolmenacja” to właściwie jeden niekończący się poemat na osiemdziesięciu stronach. To liryczny dziennik duszy artystki, która z taką samą intensywnością oddaje się procesom twórczym, refleksjom w tematach ponadczasowych, co fizycznej namiętności. Podmiot nie zadowala się żadnymi półśrodkami – zawsze angażuje się w pełni, oddając samą siebie.
„Akt twórczy”
wszystko co powkładane w pokoje
łóżka szafy krzesła
jest wielką grą zmysłów
obecność zaciera granice
przechodząc w stan ducha
bez żadnych schematów
ogromnieje sztuka
i szuka sobie miejsca
(jako że jest wiecznym tułaczem)
a umysł staje w wzwodzie
prawie nagi publicznie
Kinga Młynarska