Alibi na szczęście – Anna Ficner – Ogonowska

Leszek Kołakowski w wywiadzie dla „Polityki” zatytułowanym „O tym, co jest w życiu ważne”, stwierdza, że nie wie, co to takiego szczęście. Zażarcie indagowany przez Jacka Żakowskiego daje wskazówkę, jak przejść przez życie szczęśliwie: Nie sięgać zbyt daleko. Lepiej mniej chcieć i mniej się rozczarowywać. Ta zasada rządzi postępowaniem głównej bohaterki książki Anny Ficner – Ogonowskiej „Alibi na szczęście”.

Hanna Lerska (młoda nauczycielka języka polskiego) nie zdążyła jeszcze przetrzeć oczu mokrych od łez, a już spotkała na swej drodze szczęście. Przestraszyła się go bardziej niż diabeł święconej wody. Obawiała się, by nagle nie wyślizgnęło się ono ponownie z bezradnych rąk, niczym balon porwany silnym wiatrem. Wiedząc, że nie można go zatrzymać na lince, bała się przyszłości. Długo uciekała przed nieziemsko przystojnym i anielsko dobrym Mikołajem, robiła wszystko, by się poddał, zrezygnował. Nie dała pewności swojemu adoratorowi, aż przez ponad sześćset pięćdziesiąt stron powieści. W spragnionych szczerego, silnego uczucia czytelniczkach jej zachowanie może budzić lekką irytację. Jak długo można bowiem igrać z ogniem, „zwodząc” faceta idealnego? Wzburzenie koi powoli powracające z biegiem fabuły przyzwolenie Hani na ludzkie gesty: uśmiech, pocałunek, dotyk dłoni i coś więcej…

Lerska chyba jednak w głębi serca nie pragnęła niczego bardziej niż uczucia, którym obdarzył ją atrakcyjny architekt. Wiedziała, że powinna nim wypełnić pustkę panującą w sercu. Na jej drodze ku wielkiej miłości tkwił jednak ogromny znak stopu – paraliżujący strach. Tragedia, którą niedawno przeżyła, całkowicie zmieniła ją i jej świat. Przestała poznawać samą siebie. Nie miała pojęcia jak zareaguje na nowe uczucie i idące z nim w parze szczęście, które tak jak szybko przychodzi, tak szybko znika, o czym miała okazję boleśnie się przekonać. Dobrze, że byli wokół niej prawdziwi przyjaciele. Uświadamiali, że życie jest tylko jedno i nie wolno go marnować na rozdrapywanie ran. Mądrzą się przed nią z pietyzmem wykreowane przez autorkę postacie: przebojowa, nieznosząca sprzeciwu Dominika, cudowna pani Irenka z nadmorskiego „azylu” Hanki, rymująca Aldonka.

Autorka w jednym z wywiadów przyznała, że nie śpieszyła się, pisząc tę powieść. By się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na książkę – potwornie opasłe tomisko. Na szczęście Alibi na szczęście nie przeraża – oswojone zostaje już po kilku zdaniach; co więcej, staje się przytulną materią, od której nie chcemy uciekać. Niektórzy być może postawią mały minus za wolne tempo akcji. Gdy minie się pół tysiąca stron, przychodzi refleksja, że to działanie celowe. Dziełem rządzi bowiem umiejętnie wykorzystana retardacja. Autorka spowalnia akcję, by niemalże do krańca wytrzymałości pobudzić naszą ciekawość. Służą temu dygresje (np. historia niemieckiego kredensu pani Ireny) oraz obszerne opisy.

Ficner-Ogonowska z wielką łatwością powołuje do życia przedmioty, uczucia, gesty. Opisane jej słowami rzeczy, zjawiska, nabierają realnych kształtów. Werbalnie przygotowane przez autorkę potrawy: schabowe, pączki, naleśniki z jagodami, a nawet herbata z cytryną – stają się arcydziełem kulinarnym. Niemalże czujemy roztaczaną przez nie woń, a nawet smak. Skwiercząca na patelni jajecznica z pewnością pobudzi nasze kubki smakowe, a opisy pocałunków, dotyków, rozbudzą zmysły.

Język powieści jest wyrazisty, obrazowy. Wykorzystany przez pisarkę wachlarz stylów pozwala zarysować precyzyjnie kontury przedstawianej rzeczywistości. Momentami dowcipny, swobodny, a czasem odrobinę rubaszny styl – zwłaszcza, gdy do akcji wkracza Dominika i Aldona – potrafi przemienić się błyskawicznie w stonowany, momentami wręcz poważny, szczególnie wtedy, gdy do głosu dochodzą odczucia głównej bohaterki, wspomnienia z przeszłości.

Prawie do ostatnich kartek lektury musimy czekać na wyjaśnienie tajemnicy głównej bohaterki. Gdy już wszystko staje się jasne, mimo że to już koniec historii, chcemy nadal tkwić w świecie Hanki i Dominiki. Z pewnością dlatego, że jest on trochę bajkowy, może odrobinę za bardzo. Odnosimy wrażenie, że w powieści tylko los jest zimnym draniem… a ludzie są niemalże wzorowi. Hania spotyka ideał, którego nie zniechęca do niej dosłownie nic, w tym samym czasie jej „siostra” Dominika poznaje fantastycznego Przemka, natomiast pani Irenka jest wzorem kobiety-gospodyni. Ale czy nie po to niektórzy z nas sięgają po książkę, by uciec od rzeczywistości, która czasem nie toczy się wymarzonym torem? Jeśli ktoś chce się oderwać, to nomen omen, radzę znaleźć „Alibi na szczęście”. Uwaga – oderwanie się od niego nie będzie łatwe!

Wypada pogratulować pisarce debiutu, ale gratulacje należą się również jej mężowi, który uwierzył w umiejętności żony. Gdyby nie jego wiara, ta zajmująca, pełna wzruszeń, tęsknot, opowieść być może nigdy nie ujrzałaby światła dziennego.

dr Iwona Bińczycka-Kołacz

Ocena: 4/5

Tytuł: Alibi na szczęście

Autor: Anna Ficner – Ogonowska

Liczba stron: 652

Data wydania: 2012

Wydawnictwo: ZNAK

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *