Agata Kołakowska – wywiad

Agata Kołakowska (ur. 1984) – wrocławianka z urodzenia i zamiłowania. Ukończyła dziennikarstwo i komunikację społeczną na Uniwersytecie Wrocławskim. W trakcie studiów współpracowała z Polskim Radiem Wrocław. Od kiedy tylko pamięta, nosiła się z myślą napisania książki dla kobiet, która doda im otuchy i odwagi w wyrażaniu siebie. Lubi koty (szczególnie swojego), piątkowe wieczory i czerwone wytrawne wino. Autorka książek: „Siódmy rok”. „Przyjaciółki”, „Patrycja” i „Niechciana prawda”.

A.G.: Naszą rozmowę chciałabym zacząć od pytania o literaturę kobiecą. Pani książki zaliczane są właśnie do takiego nurtu.  Co znaczy dla pani to hasło: literatura kobieca? Czy odróżnia je Pani od literatury pisanej dla kobiet? Czy to synonimiczne określenia?

A.K.: Szczerze powiedziawszy nie zastanawiam się zbytnio nad takimi      zagadnieniami. Ja po prostu piszę książki. Owszem, skierowane są głównie do kobiet, gdyż poruszają tematy, które interesują raczej kobiety i opowiadam historie w sposób bliższy kobietom. Mężczyźni nie za bardzo przepadają za zajmowaniem się emocjami, a co dopiero czytaniem o nich.
Wiem, że istnieje dyskusja na temat, o który Pani pyta, ale czy ktoś skategoryzuje moje powieści jako literaturę kobiecą, czy pisaną dla kobiet, nie ma dla mnie większego znaczenia. Najważniejsze, żeby czytelniczki były zadowolone jeśli sięgną po moją powieść.

A.G.: W swoich początkach literatura pisana przez kobiety była mocno związana z biografią autorek, mówiła o ich codziennym doświadczeniu. Pani jest autorką czterech powieści – ile jest w nich Pani życia, a na ile są to zupełnie wymyślone, choć realistyczne, historie?

A.K.: Myślę, że autor pisząc, chcąc, nie chcąc, pozostawia w tekście jakiś ślad własnych doświadczeń. Choćby dlatego, że tworząc przefiltrowuje tekst przez siebie samego. Przez własne myśli, uczucia, przeżycia, wrażliwość, wyobraźnię.  Mimo to z mojego osobistego życia w moich powieściach jest niewiele. Nie    chciałabym przeżyć tego wszystkiego, co wszyscy moi bohaterowi razem wzięci.

A.G.: Wszystkie te powieści pokazują kobiety w jakimś krytycznym momencie: porzucenie przez męża, nowe życie po ślubie, poszukiwanie pracy, rozwód. Bohaterki jednak wydają się być dość silne. Czy właśnie o to chodzi Pani w literaturze – aby pokazać czytelniczkom, że zawsze mogą sobie poradzić z problemami? Czuje Pani taką lekko dydaktyczną misję?

A.K.: Dydaktyczna misja to z pewnością zbyt wiele powiedziane. Nie mam mentorskich zapędów, ani nie uważam, że mam do tego prawo. Jedyne, co chciałabym ofiarować swoim czytelniczkom to wiarę w to, że złe chwile, wcześniej czy później, zawsze mijają, a one same są dość mocne, aby je przetrwać. Choć oczywiście nie jest to jedyny cel, który mi przyświeca. Najpiękniejsze jest to, że to czytelnik filtruje książkę przez siebie, własne doświadczenia, potrzeby i wyciąga z niej to, co jemu w danej chwili najbardziej potrzebne. Czasem wystarczy, aby książka po prostu dała chwilę relaksu po ciężkim dniu i jeśli moja powieść jest w stanie to zapewnić, to już uważam to za spory sukces.

A.G.: Pytam o tę misyjność nie bez powodu. Nawiązuję tu przede wszystkim do ostatniej Pani powieści „Niechciana prawda”. Świetnie ukazała tu Pani historię o niełatwym poszukiwaniu tożsamości seksualnej. Poruszanie takich wątków w dzisiejszych czasach i w Polsce wydaje się mieć nutę lekko dydaktyczną.

A.K.: Domyślam się, że można odbierać to w ten sposób, aczkolwiek pracując nad „Niechcianą prawdę”, ani przez chwilę nie stawiałam sobie za cel uczenia kogokolwiek czegokolwiek, moralizowania. Bardziej interesowało mnie ukazanie wielkiego dramatu, który odruchowo może być oceniany jednoznacznie. Tyle, że ten dramat miał też drugą stronę, wcale nie mniej trudną. Ludzie lubią kategoryzować jednoznacznie. To jest czarne, a to białe. A w życiu rzadko istnieje jedna prawda.

A.G.: Skąd w ogóle temat na tę powieść? Mężczyzna po 12 latach małżeństwa odchodzi od żony do mężczyzny, bo nie potrafi już żyć inaczej, spełniać oczekiwań rodziny, społeczeństwa.

A.K.: Pomysł wpadł mi do głowy całkiem przypadkiem, jak to często z pomysłami bywa. Pewnego razu usłyszałam o kobiecie, która przeżyła w takim związku dwadzieścia pięć lat. Tyle, że ona, kiedy się zorientowała w orientacji męża, nie miała odwagi odejść. Miała już swoje lata i nie chciała przewracać swojego życia do góry nogami. Po prostu dała ciche przyzwolenie na „drugie życie” męża. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co czuje kobieta, kiedy okazuje się, że przez cały ten czas żyła w związku z homoseksualistą. Ogrom cierpienia był dla mnie wręcz niewyobrażalny. Ale po czasie zaczęłam się zastanawiać, jak taka sytuacja wygląda z drugiej strony. Nic nie usprawiedliwia kłamstwa, ale umiałam dostrzec dramat także tego homoseksualnego męża. Muszę przyznać, że opisywanie tej sytuacji z punktu widzenia Marka było bardzo ciekawym doświadczeniem.

A.G.: Ciekawe jest właśnie to podejście do bohaterów –  traktuje ich  Pani obiektywnie, bez stawania po którejś ze stron.

A.K.: Obiektywizm mam niemal odruchowy, bowiem jest to pozostałość z warsztatu wyuczonego na studiach dziennikarskich. Poza tym, nie chciałam nikogo szufladkować. Chciałam jasno przedstawić fakty i dać czytelnikowi do myślenia. W normalnym życiu rzadko mamy podaną na tacy historię z obu stron. Z zasady widzimy ją tylko z jednej, co już nas jakoś nakierowuje na ocenę, jaką powinniśmy wystawić danej sytuacji. A kiedy przyjrzymy się wszystkiemu obiektywnie, żadna ocena nie jest już ani łatwa, ani definitywna. Myślę, że dobrze byłoby w codziennym życiu częściej przeprowadzać takie wnikliwe analizy przed wydaniem osądu.

A.G.: Nie da się też ukryć, że udało się Pani uciec od pewnych stereotypów w przedstawianiu tego typu historii. Nie ma więc tutaj kolorowych chłopaków z parad, gejów skupionych tylko na seksie. Pokazana jest także znakomicie polska homofobia – taka codzienna, z biur i kancelarii prawnych, ze środowisk wydawałoby się – otwartych.

A.K.: Zależało mi na tym, aby Marek nie był stereotypowy. Po pierwsze on bardzo starał się być taki jak „reszta”, jak inni hetero, ponieważ nie akceptował przez długi czas tego, kim naprawdę jest. Poza tym, gdyby był powiedzmy stereotypowym gejem, jego żona chyba zdołałaby się dość łatwo zorientować, że jej mąż ma odmienną orientację. Ponadto chciałam chyba też nieco zaniepokoić czytelniczki. Dać im odczuć, że ta historia mogła przydarzyć się także im. A jeśli chodzi o polską homofobię to nie jest trudno ją oddać. Jest jej wciąż za  dużo i nie chciałam by była ułagodzona w żaden sposób.

A.G.: Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała: dlaczego to nie jest opowieść o lesbijskiej tożsamości?  Tak mało jest przecież tekstów na ten temat.

A.K.: Może dlatego, że nie sądziłam, iż jakaś kobieta tkwiłaby latami z mężem, okłamując go co do swojej prawdziwej orientacji. Myślę, że długo by nie wytrzymała w takim zakłamaniu. Ponadto wyznanie żony o jej homoseksualizmie mogłoby nie być dla mężczyzny aż takim przeżyciem, a ja chciałam w powieści ukazać dramat obu stron.

A.G.: Na koniec muszę zadać pytanie o następną książkę. Jaki jest jej temat Czy już Pani ją pisze?

A.K.: Następna książka jest już napisana. Jest to książka diametralnie inna od   „Niechcianej prawdy”. Obracać się będzie w malarskim świecie. Powieść porusza  wiele trudnych życiowych tematów, ale nie tylko… więcej nie zdradzę.

 A.G: Dziękuję bardzo za rozmowę.

 A.K.: Dziękuję.

Zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego pisarki.

About the author
Anna Godzińska
Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, autorka tekstów o miłości poza fikcją w magazynie Papermint oraz o literaturze w Magazynie Feministycznym Zadra. Fanka kobiet - artystek wszelakich, a przede wszystkim molica książkowa;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *