Zarysy teorii Feniksa

 

Climax

W ich rozmowie pojawiają się przeciwstawne argumenty, choć oczekiwania bywają jednakowe: władza i wpływy oraz pragnienie zwycięstwa. Głosy doradców kontra własna wola. Duma i honor, dzisiaj nieaktualne, stawiano kiedyś na pierwszym miejscu. Teoretycznie. W bitewnym szale i w rozgrzanej wymianie ciosów bywało różnie. Od zawsze. To znaczy: mało racjonalnie. Ponieważ climax rządzi się swoimi prawami.

Dobrego trudne początki
Szala zwycięstwa przechyla się na stronę uciekinierów spod Troi. Dardanidzi (Trojanie) pod wodzą Eneasza wygrywają bitwę ze sprzymierzonymi wojskami w służbie króla Latyna. Posłowie z białą flagą udają się do obozu Trojan z prośbą, by wydano im pozwolenie na pochowanie ciał poległych Latynów.

– Na cóż zerwaliście rozejm, szlachetni panowie? – pyta ze smutkiem Enej. – Na klęskę i krew niepotrzebnie wylaną, na żal i pożogę! Panowie, wspólnotę nam los nakreślił. Jedne obejścia, klepiska i maty. Chcemy pokoju! Zabierzcie poległych i spalcie ich z honorami, co im są należne, po straszliwym boju.

Stos jeszcze nie wygasł, chmurą czarną zalegał nad polem, co świadkiem było klęski, niczyjej wygranej, a już od wschodu poselstwo do przeciwnego Dardanidom obozu przybywa. Z miasta wielkiego, które na Gargano Diomed – dawny Eneja wróg – utwierdził. Diomed nadzieją Latynów był dotąd, że wesprze ich w boju przeciwko Trojanom. Lecz oto porażka – mąż ten szlachetny odmawia Italom wzięcia udziału w obronie ich domów:

Dary, które niesiecie mi z ojczystej niwy, oddajcie Enejowi. Niegdyś bój straszliwy zbliżył nas; wierzcie temu, co doznał, jak wali on w tarcze, jak oszczepem dosięga z oddali. Gdyby jeszcze dwóch takich w idajskich krainach żyło mężów, wśród grodów swych ujrzałby Inach Dardanów, klęskę Grecy ponieśliby sami. Kto trzymał nas pod Troi twardymi murami, jeśli nie Hektor i Enej? Mocą mężnej dłoni tryumf Grajów o dziesięć lat odwlekli oni. Obaj szlachetni, sławę miłujący szczerze, ten bardziej zbożny. Zatem przyjmijcie przymierze, jakie daje, broń rzućcie, co szczęścia wam nie da…

Słysząc to, Drances, Latyna doradca, wystąpił naprzeciw polowego tronu:

– Panie, nasz ojcze, Latynów ramieniu, wiedz proszę, że życie cenniejsze w plemieniu niż stracone w niemądrym konflikcie. Uczyń go swym zięciem – tak mówił o Eneju – niech ustąpi do korony prawa, lecz i niech się z nami zbrata!

Turn sam jeden, lecz mocny głos posiada. Nie godzi się z nikim, z wrogiem się nie układa. Kocha Lawinię, Latyna gładkolicą córę. Za nic nie skończy walki, choćby Trojanie mieli mu złoić skórę, i nie jemu tylko, lecz wszystkim Italom:

– Nie tchórzmy, panowie! To się nie godzi! Do czynów męskich otwarta nam droga! Laur zwycięstwa tym się tylko należy, co w walce wytrwali i broni z rąk nie wypuścili!

Bitwa znów gore i śmierci żniwo zbiera. Tym bliższy jest rozejm i koniec ciężkiego zmagania. Turn z Enejem oko w oko w końcu staje, by konflikt rozstrzygnąć w uczciwym mocowaniu dwóch tylko ramion. Wygrywa Enej przy boskiej pomocy. Turn ginie w niesławie, gdyż nieludzkie przypisał sobie przymioty. Sam Jowisz Turna wykreśla ze swych planów, które wiąże z rozejmem Italów i Trojan:

Mowę, zwyczaj i miano ojczystej swej ziemi zachowają Auzońce (Latyni / Italowie). Pomieszani z niemi osiędą w kraju Teukrzy (Trojanie). Ja ofiar sposobu nauczę, lud Latynów stworzę z ludów obu, lud, który z krwi auzońskiej zmieszanej się wzbudzi, nad niebian się podniesie cnotą (…).

Lamentacje nad dekonstrukcją w miniaturze

Tektonika w ostatnim akcie. Szekspirowski teatr w ruinie. Żałosna farsa dla naiwnych, którzy uwierzyli, lecz gdzieś po drodze stracili wiarę. Odeszli, śmieci pozostawiając, nie troszcząc się więcej o porządek. Jakby tektoniczne pęknięcia miały usprawiedliwić definitywne zerwanie z tradycją: nieprzerwanym ścieraniem kurzu, poprawianiem rzeczy, zmiataniem okruchów codzienności. I tego mało, bo i troska została pogrzebana po nieprzewidzianym trzęsieniu.

Poprzedzające tąpnięcia przeorały ściany pajęczyną pęknięć. Ktoś nawet próbował je zagipsować, ale były to tylko powierzchowne zabiegi. Klamry i przypory mogłyby być skuteczne, niestety nikt nie wpadł na taki pomysł, bo podobno protoplaści dom postawili na skarpie, wykonano również podpiwniczenie, co miało wzmocnić jego konstrukcję. Nie przewidziano tylko jednego: że szambo zacznie przeciekać i że piaszczyste podłoże nie oprze się w końcu stałemu naporowi nieczystości. Nikt nie domyślał się tego, co po cichu, a nieprzerwanie, wsiąkając w glebę, doprowadzi do ruiny tę architektoniczną lipę.

Miną lata, może znajdzie się chętny nabywca? Najlepiej, gdyby był rolnikiem. Posiałby tu zboże. Ono na kloace pięknie rośnie!

Ciotce wydawało się, że dokuczy tylko wujkowi, wnosząc pozew o rozwód. (Powód i powódka mieli podobno powody, a sądy szybko dają dziś rozwody). Tymczasem fala uderzeniowa przeszła i przeze mnie, dokonując sporych zniszczeń w mojej konstrukcji. Znałem ich dom. Chętnie i z przyjemnością do niego wracałem. Do tego charakterystycznego zapachu, który unosił się nad konserwowanymi woskiem meblami, do słodkich bułeczek z cynamonem, które piekła kiedyś ciocia każdej soboty, i do tej niecierpliwości, jaką odczuwałem na długo przed planowaną u nich wizytą.

Pamiętam, że w pokoju gościnnym, pod oknem, stał wytarty tapczan. Ciotka zawsze powtarzała, że słońce zjadło mu kolory. A wujek każdego pierwszego dnia moich wakacji przynosił mi stosy swoich ulubionych powieści, układał je równo na nakastliku, nadmieniając przy tym, że są wakacje i że nie muszę wstawać skoro świt.

Ileż ja książek tam przeczytałem! Skulony przy punktowym świetle nocnej lampki zachłannie połykałem takie treści, że gdyby mama wiedziała, pewnie nigdy więcej nie puściłaby mnie do swojej siostry.

Po wszystkim ciocia wyjechała, uprzednio wracając do swojego panieńskiego nazwiska. Odezwała się w niej natura podróżniczki: ostatnią pocztówkę wysłała z wyspy Howland, nad którą stracono łączność z Amelią Earhart na zawsze. A wujek? Postanowił zostać geologiem badającym ruchy sejsmiczne skorupy ziemskiej.

Chciałem im wyprawić pogrzeb, ale ksiądz odmówił mi, twierdząc, że grzebie się tylko umarłych. Pojechałem więc pod ich wspólny dom, który stał tam, gdzie go porzucili, i zakopałem w ogrodzie pęk kluczy. Tak pożegnałem moje wspomnienia. I już do nich nie wracam.

Londyński Globe spotkało więcej szczęścia. Po czterystu latach gnicia znalazły się bowiem fundusze, aby przywrócić go do życia. I znów widownia tłoczy się pod sceną, zaglądając aktorom w dziurki od nosów lub chwytając ich za umięśnione łydki. Szczęśliwy nabywca miejscówki zostanie poinformowany przez panią kasjerkę o możliwości wniesienia na teren teatru poduszki, którą następnie będzie mógł podłożyć sobie, dla wygody, pod cztery litery i tak dotrwać do momentu, kiedy w uniesieniu zawoła za innym geniuszem: „Chwilo trwaj!”

Dzieło ukoronowane

Opowieść o Eneaszu jest ostatnim mitem rzymskim. Przygody Remusa i Romulusa Zygmunt Kubiak nazywa już nie mitami, lecz legendami. Koniec nie wieńczy dzieła? Nawet jeśli dawny dom się wali, a marzenia buntownika popadają w ruinę, to nowego początki powstają na starym fundamencie. Czy można się po cichu spodziewać, że kiedyś przyjdzie odrodzenie? Taki Renesans szans?!

Maria Peszt

* Wszystkie cytaty pochodzą z „Eneidy” Wergiliusza

About the author
Maria Peszt
przede wszystkim mama małej czwórki (Martynki, Miry, Michałka i Maksa); absolwentka iberystyki na UJ i studentka Studium Literacko-Artystycznego UJ. Uwielbia góry, las i łąkę. W wolnym czasie pisze baśnie, wiersze i opowiadania, śpiewa, maluje i szuka natchnienia w spotkaniach z przyjaciółmi i w historiach wyczytanych.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *