Książka poetycka Barbary Janas-Dudek to zbiór mikroobrazów tworzących spójną, niepokojącą całość. Autorka buduje wiersz za pomocą pojedynczych scen (niekiedy składających się na serię, nawet w obrębie jednego utworu), bardzo wyrazistych, których znaczenia ukryte są jednak za zasłoną metafor.
Podmiot (każdy, bo jest ich tu kilkoro, co najmniej dwoje – kobieta i mężczyzna, opowiadają w zbliżony sposób) znakomicie operuje słowem, jest pełen dramatyzmu, a przy tym pozostaje delikatny. Wprowadza napięcie swoim dystansem i ironią. Zaskakuje nas sposobem opowiadania o trudnych sprawach, wśród których można wymienić m.in. śmierć, strach, chorobę, przemijanie, porażającą niepewność.
Tym, co najmocniej do mnie przemawia, jest po pierwsze cichy bunt kobiecego podmiotu przed kostiumem, w który ubierają ją inni (lub sama, z jakiegoś powodu, musi go wkładać). Po drugie – lęk „ja” lirycznego, związany z chorobą. Kobieta zwierza się z traumatycznego doświadczenia pobytu na sali operacyjnej, a szczególnie chwil przed i po. Najpierw strach i milion kłębiących się myśli, czarne wizje, a potem oszołomienie, ulga, ale tylko umiarkowana radość (jakby bała się cieszyć, żeby nie prowokować losu). Te wszystkie zdrowotne problemy są niezwykle przejmujące, bo wyrażane za pomocą dosadnych opisów, wdzierających się w pamięć obrazów i niezwykłego dystansu. I chyba ta chłodna (na pozór) relacja podmiot – treść robi największe wrażenie.
Janas-Dudek to wnikliwa badaczka otaczających ją zjawisk. Zwraca uwagę na świat i ludzi wokół niej, ale w kręgu zainteresowań poetki znajdują się także konkretne stany, emocje oraz mowa, za pomocą której na co dzień się komunikujemy. Autorka zauważa niedoskonałości człowieka i języka, przygląda się wszelkim przejawom anomalii, wykorzystując je jako narzędzia poezji. Ale nie tylko, czerpie bowiem również z bogatego dziedzictwa, posługuje się aluzjami czy parafrazą. Idealnie dobiera środki do ukazania pewnych treści.
Poetka często korzysta z przedmiotów codziennego użytku czy darów natury, by tworzyć poruszające porównania bądź metafory. Częstym motywem jest dom i przyroda (szczególnie woda i drzewo). Podmiot wielokrotnie wspomina o otwieraniu i zamykaniu drzwi i okien, związanym z nimi wchodzeniu i wychodzeniu jako symbolach nowego początku, (od)zyskaniu czegoś utraconego lub upragnionego, pozbyciu się lęków, nieśmiałej odwagi.
Środki stylistyczne Janas-Dudek nie są łatwe do rozszyfrowania. Poetka tworzy bowiem wielopoziomowe kompozycje tropów. Niekiedy jednoznacznie możemy odczytać jej intencję, częściej zaś te (pozornie) absurdalne albo skomplikowane obrazy dopuszczają kilka możliwych interpretacji. Co więcej, zdarza się, że to, co w powszechnym obiegu uważane jest za narzędzie poetyckie (spetryfikowane wyrażenia, związki frazeologiczne itp.), tu należy odczytywać dosłownie. Przewrotność, nie tylko językowa, to jeden z wyróżników liryki Janas-Dudek.
Świat w „za wcześnie…” to pole nieustannej walki „ja” lirycznego. O przeszłość i przyszłość, o nadzieję, o siebie. I choć podmiot otaczają smutek, lęk i niepewność, to jednak potrafi dostrzec coś, choćby ulotnego albo pozornego, co pozwoli mu/jej na wiarę w lepsze jutro. Jest w tych niepokojących wierszach coś nieuchwytnego, co przykuwa do tej poezji, co wprawia nas w wewnętrzne drżenie. Może to wyjątkowa atmosfera tomu, a może specyficzny sposób podejścia autorki do opisywanych kwestii.
Poezja Janas-Dudek wywołuje rodzaj trudnego do zdefiniowania uczucia – niepokoi, sprawia (wewnętrzny) ból i jednocześnie fascynuje, hipnotyzuje. To dobra, ale niewygodna literatura. Niemal masakruje duszę i chyba to właśnie sprawia największą przyjemność (tak głębokie odczuwanie czyichś emocji).
„przetarcia”
tutaj jest fabryka kochany
dokręcamy stawy nad ranem
wyginamy miednice.
mogłabym przysiąc, miewam sny
martwa natura i głosy zewsząd
piwnice w formalinie.
wczoraj przestałam się rozkładać.
jak dobrze zaprogramowana maszyna
gram na wszystkich strunach
a oni patrzą.
Kinga Młynarska