W kolejce po kulturę – czyli letnie życie kulturalne w Katowicach

Teatr śląski im Wyspiańskiego w Katowicach na okres letni zaplanował cykl przedstawień w odrestaurowanej loży masońskiej zwanej Malarnią. Miasto z tej okazji obwieszono plakatami z repertuarem na poszczególne dni i zachęcającą adnotacją: bilety w cenie 10 zł.  Na drzwiach głównego gmachu teatru wisi kartka z wiadomością, że bilety można rezerwować pod numerem telefonu… a zakupić na godzinę przed spektaklem. Podobną informację znajdziemy na stronie wyżej wymienionej instytucji. Tyle teoria. A w praktyce… gdy spróbujemy zarezerwować bilet, miły pan po drugiej stronie słuchawki powie, że bilety można było rezerwować do 20 lipca i obecnie można je nabyć wyłącznie w kasie. W kasie o godzinie punkt 18 – dokładnie na godzinę przed spektaklem, kolejny miły młody człowiek zapewnia, że owszem bilety na wieczorny spektakl można kupić, ale od 18:30. Na kolejne spektakle: za tydzień i za dwa i za miesiąc biletu również nie kupię, teatr nie prowadzi przedsprzedaży, jedynym sposobem, by dostać się do Malarni – to odstać swoje w kolejce.

Jako że mieszkam blisko grzecznie dziękuję za informację i przychodzę o 18:30. Plac przed teatrem ozdabia kolorowa, fantazyjnie zawinięta kolejka zniecierpliwionych i jakże elegancko odzianych ludzi. Czekam z nimi. Gdy już odstałam swoje na zewnątrz, wspięłam się po schodach i już mam przekroczyć próg Malarni, ze środka zaczynają wychodzić ludzie. Biletów już nie ma, wyprzedano już miejsca siedzące i stojące również. Postałam w kolejce. Straciłam godzinę cennego życia i nie dostałam nic. Nawet octu.

Ponieważ jestem uparta i mieszkam niedaleko, następnego dnia stanęłam w kolejce również. Przyszłam trochę wcześniej i postałam trochę dłużej. Reżyser w spoconej koszuli – to był upalny dzień – zwodził że są jakieś bilety, ktoś nie dojedzie, a spragniony sztuki tłum za mną i przede mną, parł do przodu i dopytywał się a ile biletów i kiedy je łaskawie sprzedadzą. W końcu ci, co miało ich nie być, dopisali i rozpoczęło się upychanie chętnych.

Udało mi się znaleźć w wybranej 15 która będzie miała gdzie siedzieć, tak mnie zapewniono. Przeżyłam ogromne rozczarowanie, gdy okazało się, że moje miejsce znajduje się w pokoju obok sceny. Żeby widzieć cokolwiek, byłam zmuszona maksymalnie przechylić głowę w prawo i siedzieć na prawym pośladku, co wcale nie było komfortowe. Nad tym, że lewej strony sceny nie widziałam wcale, nie będę się rozwodzić, na szczęście większość akcji rozgrywała się na środku. Zresztą z perspektywy organizatorów nie powinnam narzekać, ci co weszli na widownię po mnie z pewnością nie widzieli nic, zresztą kilka osób od razu wyszło po tym, jak zobaczyło, w jakich warunkach ma przeżywać katharsis.

A co do samej sztuki. Udało mi się wystać bilet na „Związek otwarty” na podstawie sztuki Dario Fo & Franca Rame w reżyserii Grzegorza Kempinskyego. Sztuka traktuje o problemach z gasnącym uczuciem w związku małżeńskim. Są momenty komiczne, ale całość nie wykracza poza stereotypowe myślenie o roli kobiety i mężczyzny. Bardzo dobra gra aktorska (Aleksandra Gajewska i Zbigniew Stryj), na oklaski zasługują szczególnie partie nieme, ciekawy pomysł na wprowadzenie trzeciego aktora, który jest, ale jakby go nie było – w tej roli Szymon Wiechoczek. Intrygująca choreografia i bardzo słaby tekst.

Wszystkich spragnionych kultury, których nie zniechęca co najmniej 30 minutowe stanie w kolejce (powtarzam – znalezienie się w kolejce nie gwarantuje, że dostanie się cukier – tzn.: bilet), oraz ścisk i duchota na widowni, zapraszam do Malarni w każdy czwartek, piątek i sobotę. Spektakle zaczynają się o 19, stanie w kolejce około 18:30. Ja z pewnością jeszcze tego lata w kolejce sobie postoję, choćby przez sentyment do epoki, która nigdy nie miała powrócić…

Katarzyna Mieszkowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *