Uwikłani w sieć

Powszechny dostęp do Internetu zaowocował wieloma nowymi zjawiskami. Część z nich dopiero oswajamy, inne stały się powszechne, kolejne są traktowane jak niegroźne dziwactwa, na które moda przeminie za jakiś czas. Oczywistości.
Czego na pewno nie byłoby, gdyby nie sieć?

keep-calm-and-write-fanfiction-45

Tak ogromnej ilości twórczości fanowskiej, nawiązującej – ściśle lub luźno – do popularnych seriali, filmów, powieści czy życia gwiazd, a nawet polityki (serio). Z fan fiction (potoczne i chyba najbardziej popularne określenie dla ogółu fanowskiej twórczości) jest niemal tak jak z pornografią. Naprawdę. Choć nie radzę tego sprawdzać na własnej skórze, przynajmniej nie bez przygotowania się na „sztukę” obrzydzającą ludziom życie.

Gdyż fan fiction bywa ohydne, przerażające, odrzucające. Zdarza się, że porusza bardziej od oryginału, powala odbiorcę na kolana, wciąga niczym wir. Nigdy nie wiesz, co tam znajdziesz. W uproszczeniu można to rozumieć następująco: jeśli istnieje coś, co z jakiegoś powodu wzbudza zainteresowanie, gdzieś w odmętach Internetu odszukasz do tego nawiązanie w postaci literackiej lub graficznej twórczości. Poziom dzieł jest naprawdę bardzo różny, zasady wiążące autorów w obrębie danych fandomów (fanowska wersja oryginalnego świata z danego filmu, serialu, książki itd.) tym bardziej. Wydaje się proste, prawda? Wcale takie nie jest.

Komuś, kto pierwszy raz ma styczność z fan fiction, wszystko – cały ten rozentuzjazmowany, odrobinę zakręcony światek internetowej literatury (zazwyczaj) amatorskiej (choć nie zawsze) – może się wydawać pozbawione sensu. Po co pisać o czymś, co stworzył ktoś inny? Po co marnować swoje siły i czas na coś, co nawet nie należy do autora? Te pytania przy okazji fan fiction pojawiają się zawsze.
Zwłaszcza że ogromna ilość tekstów – na nich chciałabym się skupić – bez względu na to, do czego powstają – skupia się wokół seksu. Seksu, którego zazwyczaj brakuje w wyjściowych tworach, więc… ludzie zapychają istniejącą niszę tym, co chcieliby zobaczyć czy przeczytać. O tym, że jest to najczęściej seks homoseksualny, a konkretniej gejowski, raczej nie wspomina się w pierwszym zdaniu, kiedy mówi się komukolwiek, że dana np. kreskówka ma swoich wiernych, kreatywnych fanów. Ot, ciekawostka. Można długo dumać nad tym, skąd taki trend. Swego czasu, również na podstawie własnych doświadczeń, wysnułam teorię, że fan fiction jest domeną młodych kobiet, a te wolą czytać o mężczyznach, więc piszą o płci rzekomo brzydszej w podwójnej ilości.

To, że zazwyczaj młodszy z partnerów zachowuje się jak nastolatka przed pierwszą randką albo że seks jest w fan fiction traktowany jak skuteczna terapia na śmiertelne rany, klątwy czy zwyczajnie stanowi rozwiązanie prawie każdego problemu, pozostaje zagadką nawet dla mnie. Nie chcę nikogo piętnować ani wskazywać palcem konkretnych nicków lub nazwisk, nie o to mi chodzi.

W całym tym chaosie okropnych, słabych, przeciętnych opowiadań, miniatur lub serii trafiają się pasjonujące perełki. Tak dobre, że człowiek zaczyna się zastanawiać, czemu ich autorka (rzadziej autor, ale też się zdarza) nie napisał czegoś swojego i tego nie wydał.

Tu różnie bywa.

Czasami dobry fanfickujący narybek zaczyna w końcu pisać własne teksty, nierzadko okazuje się także, że za naszym ulubionym nickiem z tego czy innego fandomu stoi profesjonalna pisarka. Czytelnicy zorientowani w temacie na pewno od razu zgadną, o kogo mi chodzi.

A tym, którzy fan fiction nigdy się nie interesowali, zalecam ostrożną wycieczkę w jego odmęty. Zawsze można potraktować to jako ciekawostkę, coś innego i interesującego. Duże i dobre serwisy, na których można publikować swoją fanowską literaturę, pozwalają na wyszukanie tekstów z różnych gatunków, epatujące nagością czy wulgaryzmami w dowolnym stopniu. W zasadzie nie ma się czego bać, czyż nie? Na pewno?

fanfiction,haha,dracomalfoy,fanfic,harrypotter-444e4eab15746d1cab5d42c3753aff85_h

Nieodmiennie intryguje mnie fakt, że ostatnio popularna i rozchwytywana seria autorstwa E.L. James, ta o o życiu m.in. Christiana Greya i jego wybranki, to w istocie adaptowane na powieść własną fan fiction do innej rozreklamowanej serii, czyli „Zmierzchu”. Jak to się stało, że coś, co powstało na bazie sagi młodzieżowej, dziś rozpala nie tylko nastolatki, ale podobno również ich matki, a nawet babcie?

Czy może sieć jest wciąż niedocenioną potęgą, która pozwala zaistnieć każdemu, na kogo zwróci uwagę odpowiednia liczna grupa odbiorców?

Skoro w kwestii popularności fan fiction może przerosnąć oryginał, to czy autorzy, scenarzyści lub aktorzy powinni się go bać, a może przeciwnie – wspierać tę inicjatywę w myśl zasady, że liczy się to, żeby mówili, a nie to, co mówią?

Kilku pisarzy oficjalnie zakazało publikowania fanowskich tekstów do swojej twórczości. Duże serwisy respektują ich wolę. Inni zachęcają czytelników do współtworzenia z nimi ich świata. Z tego m.in. wynika – niesłabnąca, mimo zakończenia serii – popularność fandomu Harry’ego Pottera. Aczkolwiek, jeśli mogę sobie pozwolić na rozbrajającą szczerość, sądzę, że pani Rowling osiwiałaby, gdyby wiedziała, jakie pomysły kryją się pod niektórymi tytułami. Grey mógłby się zarumienić.

Cóż, może to zwyczajnie znak czasów. Może wpływ telewizji i mediów, może to, że Internet pozwala dzielić się wszystkim z każdym. Osobiście nie żałuję uwikłania w żadną z fanowskich grup. Traktuję to jak świetną zabawę i staram się nie tracić dystansu do tego, że fan fiction jest zazwyczaj literaturą nie do końca poważną, a przy okazji nie zawsze piękną. Nie musi.

Żaneta Lewandowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *