Jeśli szukacie lektury, która rozgrzeje was w jesienne wieczory, przeniesie w czasie i zaaplikuje odpowiednio dużą dawkę emocji – śmiało sięgnijcie po „Tysiąc drzewek pomarańczowych”.
W XVII-wiecznej hiszpańskiej gminie Quintanapalli, w rodzinie hodowców jedwabników, żyje dziewczynka, która uwielbia marzyć. Francisca (i za jej sprawą również czytelnik) uważnie śledzi proces wytwarzania jedwabiu, pracę tysięcy rąk i jej efekt. Bohaterka podziwia i marzy o jedwabnych szatach i tańcu w jedwabnych pantofelkach. Fascynuje ją również świat, którego nie zna, choć jest przekonana o jego istnieniu, pragnie podróżować. Ulubionym zajęciem kilkulatki jest obserwacja (i pielęgnacja) gąsienic, w życiu których dostrzega podobieństwa do własnego – „odkryłam sposób przekształcania życia, którym mnie obdarzono, w inne życie, życie niezwykłe, nieoczekiwane”*.
Często ucieka w świat marzeń, ale nawet fantazjując, nie jest w stanie wyobrazić sobie, co Franciskę spotka w dorosłym życiu. Bo czy ktokolwiek mógł przewidzieć, że dziewczyna okaże się tak nieostrożna, że mimo surowych rządów Inkwizycji ośmieli się na zakazany romans? Pierwsze uczucie w życiu dziewczyny jest tak silne, że gotowa jest dla niego umrzeć, co, w jej sytuacji byłoby zbawiennym skróceniem późniejszej męki. Autorka nie oszczędza bohaterów, kładzie na ich barki więcej niż może udźwignąć człowiek. Nie tylko Francisca bowiem cierpi, równie okrutny los spotyka jej rówieśniczkę – Marię Luizę, żonę króla Carlosa (Karola II).
„Tysiąc drzewek pomarańczowych” to opowieść o dwóch dziewczynkach, którym los kazał przedwcześnie dorosnąć, omamił je pięknymi wizjami (np. bliskości i czułości czy bogactwa i wysokiego statusu), by finalnie pogrzebać pierwsze marzenia i wyobrażenia o cudownym, dobrym i sprawiedliwym świecie. Ich historie poznajemy dzięki wspomnieniom Franciski, uwięzionej w lochach Inkwizycji. Pisarka nie szczędzi budzących grozy szczegółów w opisach bestialskich metod działania Świętego Oficjum. Tortury, upokorzenia, nieszczęścia skontrastowane są z romantyczną duszą Franciski, która nawet w tragicznym położeniu stara się szukać dobrych stron (np. docenia ciemność lochów, bo może oddawać się w spokoju marzeniom, ogolenie głowy traktuje jako wybawienie od insektów itp.), co świadczy o jej niezłomnym charakterze i wielkiej wewnętrznej sile.
To książka, w której miłość i beztroska przesłonięte zostają, spadającym na obie bohaterki (Franciskę i Marię) nieszczęściem. Jak lawina toczą się po sobie kolejne bolesne ciosy od losu. Stale powracają motywy matczynej troski, zdrady, dzieciństwa (z jego atrybutami, m.in. radością, naiwnością czy spontanicznością), które bohaterki za wszelką cenę chcą w sobie zatrzymać czy ziemi rodzącej owoce, ale i przyjmującej ofiary.
Kathryn Harrison trzyma w ręku zaczarowany ołówek, którym zamienia słowa w żywe emocje i obrazy, otwiera wyobraźnię czytelnika. Tu niemal wyczuwa się gorące płomienie liżące stopy czarownic czy przykry zapach dochodzący z komnaty Marii, podobnie z uczuciami – nie sposób przejść obojętnie wobec fascynacji małej Franciski, przeżywanej po raz pierwszy namiętności czy jej późniejszego cierpienia.
Pozwólcie zabrać się w podróż do XVII-wiecznej Kastylii, dajcie się uwieść – podobnie jak Francisca – magii słów, ale uważajcie na czyhające niebezpieczeństwa, zwłaszcza palący (wewnętrzny) ogień.
* Cytat: s. 14.
Kinga Młynarska
Ocena: 5/5
- Tytuł: Tysiąc drzewek pomarańczowych
- Autor: Kathryn Harrison
- Okładka: miękka
- Liczba stron: 392
- Data wydania: 2015
- Wydawnictwo: Marginesy