PRZEDPREMIEROWO: Aniołowi świeczkę, a czortowi cymbałki, czyli „Małe Licho i anioł z kamienia” Marty Kisiel

Bożydar Antoni Jekiełłek (ostatnio coraz częściej zwany Bożkiem, a nie Niebożątkiem) wiedzie normalne życie ucznia pierwszej klasy szkoły podstawowej. Pomijając to, że mieszka w nieco nawiedzonym domu z ciekawymi dożywotnikami rodem z baśni i podań ludowych, jego rodzina do zwykłych żadną miarą się nie zalicza, chłopiec dysponuje też własnym aniołem stróżem. A nawet dwoma. Ach, i został poczęty przez ducha, dlatego czasem zdarza mu się przechodzić spontanicznie w zaświaty. Ale to drobiazgi, całkowicie nieistotne w obliczu zadań domowych, szkolnych przygód i największej atrakcji na świecie – nadchodzącej Gwiazdki. Niestety, szaleństwa karnawału owocują epidemią ospy, przez co Bożek zostaje poddany kwarantannie. Trafia pod opiekę niezwykłej ciotki w niezwykłym miejscu – tam, gdzie wszystko się zaczęło.

I to dopiero początek jego nowych przygód, pełnych czortów, entuzjastycznych psiaków, zimowych zabaw w sercu lasu, narzekających aniołów i groźnej tajemnicy spoczywającej na dnie jeziora.

Od momentu publikacji Szaławiły w 2017 roku marzyło mi się spotkanie starej i nowej Lichotki. Oczy uroczne tylko zaostrzyły apetyt. Miałam chrapkę na zetknięcie się Bazyla z Lichem, na starcie Ody z Konradem, na szaleńcze wspólne przygody, jakie tylko wyobraźnia Marty Kisiel potrafi wyprodukować. Nie bez powodu twierdzę, że Małe Licho i anioł z kamienia jest najbardziej wyczekiwanym crossoverem w twórczości tej autorki. I muszę przyznać, że chociaż spotkanie nie przebiegało na takim gruncie, jakiego się spodziewałam – liczyłam bardziej na kolejną powieść ze świata Lichotki niż na kontynuację Małego Licha i tajemnicy Niebożątka–żadną miarą nie jestem zawiedziona.

Małe Licho i anioł z kamienia funkcjonuje na dwóch poziomach. Z jednej strony jest to porywająca, pełna przygód, napięcia i zwrotów akcji powieść dla najmłodszych, napisana z szacunkiem dla małoletnich czytelników, ufna w ich intelektualne i emocjonalne zdolności, działająca na wyobraźnię. Nie boi się podejmować trudnych tematów, opowiadać o starciu światopoglądów, o trudnościach życia rodzinnego (każdy z nas ma członka rodziny, którego może i kocha, ale też nie lubi), o uczeniu się na błędach. Bohaterowie otrzymują cenną lekcję i w efekcie spotykają się gdzieś pośrodku, tam, gdzie zawiodła ich wzajemna troska. Jest to wzruszające dzieło i nie wstydzę się przyznać, że w odpowiednich momentach miałam łzy w oczach.

Z drugiej strony, kontynuacja przygód Bożka przypadnie do gustu starszym fanom Lichotki. Jest tu wszystko, za co pokochaliśmy Dożywocie: wyraziste postaci, typowy dla Kisiel humor, rodzinne ciepło i mrożące krew w żyłach przygody. I to doskonale wyważona mieszanka. Perypetie Bożka wzruszają i straszą w równej mierze młodszych, jak i starszych czytelników. Można tylko pogratulować Kisiel tak udanego połączenia i poruszania się w różnych rejestrach narracji. Trzeba też zauważyć, że zmiana, jaka dokonała się w jej twórczości – tak doskonale widoczna na przykładzie Toni i Oczu urocznych–tu również jest obecna. Element grozy wprowadzony do powieści może rywalizować nastrojem z tym, co znajdujemy w oryginalnych baśniach braci Grimm. Dobrze, że i dzieci, i dorośli lubią się bać.

Seria o przygodach Bożka sprawdza się doskonale jako kontynuacja Dożywocia. Dochodzi tu do istotnych konfrontacji postaci i rozwiązania wątków z tych książek. Nie ukrywam, że ten aspekt dociera do mnie najlepiej, skoro nie jestem już w grupie wiekowej modelowych odbiorców. Nie wydaje mi się jednak, aby Kisiel pisała tylko dla dzieci, i dlatego właśnie jest to dobra książka dla małoletnich. Mogą wyśmienicie bawić się razem z rodzicami i starszymi członkami rodziny.

Niewiele ponadto można powiedzieć bez zdradzania szczegółów fabuły, a chciałabym zostawić przyjemność odkrywania sekretów powieści czytelnikom w każdym wieku. Wreszcie możemy zrozumieć motywacje Tsadkiela i podziwiać jego utarczki z pewnym wesołym czortem z cymbałkami. Każda scena tryska humorem, nie brak też cytatów i odwołań do romantycznej poezji, z których Kisiel słynie. I najważniejsza lekcja, jaka płynie z powieści – nie oceni asię po pozorach i kocha się zazwyczaj pomimo czegoś, a nie za coś –zawsze jest warta przypomnienia. Nawet, jeśli wydaje nam się, że już to wiemy.

Warto też zwrócić uwagę na ilustracje Pauliny Wyrt: są nastrojowe, ekspresywne, a zmieniający się styl oddaje narastające napięcie. Z biegiem fabuły stają się coraz bardziej mroczne i enigmatyczne. Te przypisane finałowej scenie są upiorne. I wiemy już, jak wygląda Tskadkiel w kubraczku! Widać zresztą, że ilustratorka bawiła się przy pracy równie dobrze, jak pisarka.

Małe Licho i anioł z kamienia utwierdza mnie w przekonaniu, że na kolejny tom serii o przygodach Bożka należy czekać równie niecierpliwie, jak na pozostałe powieści Kisiel. Pisarka dowiodła, że potrafi zaskoczyć w każdej konwencji, a fakt pisania książki dla dzieci nie ogranicza jej wyobraźni, stylu czy humoru. Cieszę się, że kolejne pokolenie czytelników będzie dorastać wraz z twórczością Marty Kisiel i trochę im tego zazdroszczę.

Autorka: Marta Kisiel

Tytuł: Małe Licho i anioł z kamienia

Seria: Małe Licho, tom II

Ilustracje: Paulina Wyrt

Wydawnictwo: Wilga

Liczba stron: 236

Data premiery: 30 października 2019

About the author
Aldona Kobus
(ur. 1988) – absolwentka kulturoznawstwa na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, doktorka literaturoznawstwa. Autorka "Fandomu. Fanowskich modeli odbioru" (2018) i szeregu analiz poświęconych popkulturze. Prowadzi badania z zakresu kultury popularnej i fan studies. Entuzjastka, autorka i tłumaczka fanfiction.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *