Patronat Szuflady: Patron – Mateusz M. Lemberg

PatronPamiętacie Witczaka? Przetrącony przez życie, miłośnik jazzu, a przede wszystkim diabelnie dobry policjant. Podobnie jak Tymański czy Cyna. Do życia powołał ich Mateusz M. Lemberg w swym literackim debiucie „Zasługa nocy”, który w zeszłym roku pojawił się na księgarskim rynku. Książka mocna, mroczna i przesiąknięta zgnilizną przestępczego światka. Zasiadając do lektury „Patrona”, obawiałem się, że autor, kontynuując historię rozpoczętą w „Zasłudze nocy”, zamknie sobie pewne drzwi. Cóż, może i drzwi były zamknięte, ale Lemberg wyważył je razem z framugą.

Zacznijmy od tego, co wielu czytelników może uznać za minus. Lemberg podąża drogą wyznaczoną przez setki autorów kryminałów. W książkach zostawia trzon swoich bohaterów, ich przeżycia oraz historię, by następnie kontynuować ją, wzbogacając o nowy wątek kryminalny. Tworząc tym samym specyficzną powieść obyczajową. Autor zadbał o to, by każdy z wątków rozpoczęty w „Zasłudze nocy” doczekał się rozwinięcia w „Patronie”, a co za tym idzie, całość staje się jedną długą historią. Jedne ze wspomnianych wątków rozwinięte zostały w większym stopniu, a drugie tylko marginalnie, ale każdy z nich rozpisano w taki sposób, by czytelnik nie poczuł się zagubiony.

Nie wszystko będzie jasne od początku, a autor dość długo potrafi trzymać w niepewności. Budując odpowiednie napięcie, rozkładając je powoli między rozdziałami, Lemberg utrzymuje w czytelniku ciekawość. I nie chodzi tu o rozwikłanie dochodzenia, a raczej o losy bohaterów. To oni wysuwają się na pierwszy plan, przejmując we władanie całą opowieść. Jest brutalnie, trupów nie zabraknie dla nikogo, jednak w tym natłoku wydarzeń, które zaserwował pisarz, czytelnik wyławia Witczaka i  Cynę. To oni sprawiają, że „Patron” ożywa kolorami. Losy tej dwójki zdecydowanie przysłaniają historię Tymańskiego, jednak to, co spotyka pozostałych bohaterów dobrze zapełnia powstałą lukę. Oczywiście policjant odgrywa ważną rolę, choć nie taką jak w „Zasłudze nocy”. Widać, że Lemberg wyciągnął wnioski i mocno zaakcentował to, co w debiucie stanowiło szczególny walor. Tło psychologiczne postaci jest jeszcze wyraźniejsze, a sama otaczająca ich rzeczywistość potrafi przygnieść nawet tych najodporniejszych.

Decydując się na osadzenie wątku kryminalnego w tak zamkniętym świecie, jakim jest duchowieństwo, Lemberg bardzo ryzykował. Zabójstwo biskupa jest już dostatecznie mocnym początkiem, ale jego odcięta głowa, wydająca z siebie pewne ważne dźwięki, to już start iście hitchcockowski. Po lekturze całości można śmiało stwierdzić, że ryzyko się opłaciło. Czytelnik nie powinien odczuwać obrzydzenia do świeckości, bo też nie to było zamysłem autora. Lemberg chciał ukazać świat dla zwykłych śmiertelników niedostępny, strącając w otchłań tych, którzy sami wynieśli się na piedestał. I w pełni mu się to udało.

W „Patronie” dużo jest klasztorów i ich przerażającego, zimnego klimatu. Miejscami można poczuć się jak w opactwie benedyktynów z klasycznego „Imienia róży”. Nawiązań będzie znacznie więcej, bo autor doskonale odrobił pracę domową i podobnie jak Tarantino – łączy ze sobą klisze, w efekcie oddając coś nowego. Coś, co warto posiadać na swojej półce, bo wróci się do tego za jakiś czas. Lemberg potrafi tworzyć rzeczy, które zostają w pamięci długo po tym, jak skończy się czytać ostatnią stronę.

Bartosz Szczygielski

Tytuł: Patron
Autor: Mateusz M. Lemberg
Format: 125mm x 195mm
Liczba stron: 512
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

About the author
Bartosz Szczygielski
- surowy i marudny redaktor, który oglądałby świat najchętniej z perspektywy dachu psiej budy, oparty o maszynę do pisania. Czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce i ogląda wszystko, co wpadnie mu w oko. Chciałby kiedyś przytulić koalę i zobaczyć zorzę polarną – niekoniecznie w tym samym czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *