Olimpia – Eduard Manet

Czy rozebrana modelka może przykuwać uwagę inaczej niż odsłoniętym ciałem?

Patrząc na „Olimpię” francuskiego malarza – realisty, Eduarda Maneta, nie widzę nagości. Dziewczyna uwieczniona na płótnie nosi biżuterię, we włosy wpięła kwiatek, od niechcenia bawi się materiałem pościeli… I poza zsuwającym się bucikiem nie ma na sobie ubrania. Dla mnie nie to odgrywa jednak kluczową rolę.

Tutaj wszystko koncentruje się na spojrzeniach. To niezwykła więź między wzrokiem pokojówki zerkającej na Olimpię, a tejże dziewczyny, łapiącej spojrzenie podziwiającego obraz. Ten zaś, który na nią patrzy, nie potrafi znieść kontaktu i zrywa połączenie przenosząc wzrok z powrotem na służkę. To geometryczny schemat, który zdaje się nie mieć końca.

Małe stopy, okrągłe piersi, młoda, pełna buzia, twarz pokojówki tak czarna, że wtapia się w ciemne wnętrze. Kontrastowe odzienie, całe w bieli, wyglądające jak duch zawieszony w powietrzu. Na tym obrazie nagość pierwszego planu nie rzuca się w oczy. Skóra leży na Olimpii jak dobrze dopasowana sukienka. Czy to niewinność? To bardziej coś, jak nieświadomość… Przychodzą mi na myśl „Nowe szaty króla” – może ona nie wie, że powinna coś na siebie włożyć?

Może nie wie, że jest goła?

Czarna kobieta patrzy na nią z zaciekawieniem. Zazdrości jej urody, czy też zastanawia się nad kolejnymi ekstrawagancjami tej panienki? Mimo wszystko, jest chyba przyzwyczajona do różnych dziwactw, bo dalej wykonuje swoje obowiązki. To, co jeszcze pojawia się w jej spojrzeniu, to chyba odrobina zazdrości o możliwość lenistwa, słodkiego wytracania czasu… – Tak przynajmniej myślę o tym obrazie, dopóki nie trafiam na bardziej rzetelne informacje, niż te, których dostarczają mi własne oczy i wyobraźnia.

„Jedyna słuszna” interpretacja rujnuje całą moją wizję. Oto czytam, że Manet namalował prostytutkę; nie ma śladu niewinności w tej postaci. Pantofle, które zrzuca z nóg symbolizują zepsucie, jej wzrok jest wyzywający, a kot siedzący na łóżku ma przedstawiać zmysłowość i seksualną stronę kobiecości. Śmieszne, bo wcześniej nawet nie widziałam, że tam jest kot…

Płótno wystawione w Salonie Paryskim w XIX wieku rzeczywiście wywoływało może wielkie emocje, wzbudzało coś na kształt skandalu. Nie wiem, czy to czasy, w których żyję tak mnie zepsuły, że epatowanie nagością nie wydaje się niczym nadzwyczajnym, czy zwyczajnie nie istnieje uniwersalny sposób rozszyfrowywania kodu użytego przez artystę w jego twórczości. Albo po prostu jestem niedouczona i niezdolna do pojęcia kontekstu, czyli nawiązania do Tycjanowskiej „Wenus z Urbino”… Gdybym nadal wierzyła w swój talent do rysowania tak, jak w latach przedszkolnych, pozwoliłabym chyba każdemu widzieć w swoich obrazach to, na co tylko miałby ochotę. Brać z nich, co najlepsze, a o reszcie zapominać.

Agata Grudkowska

Eduard Manet
„Olimpia”, (1863, Francja)
olej na płótnie
realizm

Zobacz obraz.

About the author
Agata Grudkowska
rocznik '93. Mała, uparta, czasami nieznośna, ciągle nie ma czasu rzucić edukacji, żeby zostać głodującą artystką. Wiecznie coś śpiewa, pisze, albo wykleja - bywa nawet, że wszystko to na raz... :)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *