W czwartym tomie serii Uncanny X-Men dostajemy dwie historie, które – choć do pewnego stopnia ze sobą związane i stworzone przez tego samego scenarzystę, Briana Bendisa – należy raczej rozpatrywać osobno. Znacząco różnią się od siebie graficznie oraz fabularnie.
Pierwsza, dłuższa, opowieść to zamknięcie wątku konfliktu pomiędzy ekipą Scotta Summersa i uczniów jego nowej akademii, skrytej w kanadyjskich ostępach. Narasta on w momencie, kiedy kierowani przez Cerebro X-Meni próbują odkryć nowego mutanta. Zamiast tego trafiają na sentineli, co wydaje się pułapką zastawioną przez S.H.I.E.L.D. I choć nowa dyrektor organizacji Maria Hill nie wie nic o tej sprawie, dla porywczego Cyklopa sytuacja jest jasna: konflikt zamienia się w wojnę. Okazuje się jednak, że X-Meni i S.H.I.E.L.D. mają wspólnego wroga, który obie strony poddawał zgubnym manipulacjom.
W drugiej części pojawia się She-Hulk, tym razem w swej zawodowej funkcji prawniczki. Jest realizatorką testamentu Charlesa Xaviera, który to dokument zakłada przy okazji obecność wszystkich uwzględnionych w nim spadkobierców. To znaczy, że Summers i dawni przyjaciele, rezydujący obecnie w szkole imienia Jean Grey, będą musieli zakopać topór wojenny, co samo w sobie nie jest takie łatwe. Jednak kiedy wyjdzie na jaw treść ostatniej woli Profesora X… cóż, zjednoczą się, przynajmniej w przeżywanym zaskoczeniu.
Wojna X-Menów z S.H.I.E.L.D. to, siłą rzeczy, opowieść dynamiczniejsza. Są momenty zaskakujące, jednak nacisk położono głównie na akcję. Fabularnie Bendis nie do końca radzi sobie ze wszystkimi rozpoczętymi niegdyś wątkami i ich rozwiązania bywają nagłe i niezbyt racjonalne. Obserwujemy tu kilka przemian: przede wszystkim uratowana Dazzler przechodzi wewnętrzną metamorfozę, którą (w drugiej historii) uzewnętrzni dość drastyczną zmianą wyglądu. Hijack udowodni nie tylko swoją wartość bojową, ale także lojalność. Jednak nowe postaci zostały słabo rozbudowane i częściej służą raczej jako aktorzy zabawnych dialogów niż pełnowymiarowi bohaterowie.
Testament Xaviera jest oczywiście sam w sobie intrygujący. Zależą od niego między innymi dalsze losy zbudowanej przez profesora szkoły. A jednak jego ujawnienie stawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi. Zostajemy z potężnym cliffhangerem, co może motywować do sięgnięcia po kolejny numer, mimo że seria w tym momencie wypada bardzo przeciętnie.
Dwie historie narysowane są w zupełnie inny sposób. Pierwszą ilustrował Chris Bachalo i wyszło mu to przyzwoicie. Niektóre postaci są mało czytelne, ale dodaje im to tajemniczości i niezwykłości, co w przypadku mutantów jest niejako w pakiecie. Mamy tu pełne detali tła – zarówno wnętrza, jak i fasady budynków prezentują się znakomicie. W przeciwieństwie do kadrów, których autorem jest Kris Anka, odpowiadający za historię o testamencie. Bazuje on na uproszczeniach i przerysowaniach. Twarze postaci mają geometryczny charakter (głowa Storm jest niemal okrągła), wszystko wydaje się płaskie, a tła częściej nie ma, niż jest. Wygląda to jak robiony niskim nakładem komiks on-line lub – zwłaszcza w przypadku nadmiernej ekspresji mimiki – manga. Może to kwestia gustu, mnie te ilustracje wydają się nieporozumieniem.
W obecnej wersji Uncanny X-Men są tytułem, po który sięga się z rozpędu, bo Bendis bardzo sprawnie pobudza ciekawość czytelników. Niestety, jakość tego numeru zawodzi, a ilustracje Anki wprawiają w zażenowanie.
Aleksander Krukowski
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Kris Anka, Chris Bachalo
Tusz: Tim Townsend
Wydanie: I
Data wydania: 25 Październik 2017
Tytuł oryginału: Uncanny X-Men, Vol. 4: Vs. S.H.I.E.L.D.
Rok wydania oryginału: 2014
Wydawca oryginału: Marvel
Tłumaczenie: Kamil Śmiałkowski
Druk: kolor
Oprawa: miękka ze skrzydełkami
Format: 165×255 mm
Stron: 120
Cena: 39,99 zł
Wydawnictwo: Egmont
ISBN: 9788328119635