Lawrence Wright „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary”

Wyobraź sobie świat pełen szczęśliwych ludzi. Ludzi, którzy dzięki ciężkiej, wielogodzinnej pracy nad sobą potrafią zmierzyć się z przeszłością i problemami współczesnego świata. Świata bez chorób psychicznych, bez antydepresantów i leków na bezsenność, w którym każdy człowiek ma warunki do tego, aby osiągnąć najwyższy stopień rozwoju fizycznego i duchowego. Wyobraź sobie, że w centrum tego wszechświata stoisz właśnie Ty. Ty decydujesz, co jest Prawdą, ponieważ „Prawdą jest to, co jest prawdą dla ciebie. Nikt nie ma prawa narzucać informacji lub zmuszać cię do wierzenia w to czy tamto. Jeśli coś nie jest prawdą dla ciebie, nie jest prawdą. Przemyśl wszystko sam, przyjmij to, co uważasz za prawdziwe, i odrzuć resztę. Nikt nie jest bardziej nieszczęśliwy od człowieka, który usiłuje żyć w chaosie kłamstw”1. W końcu możesz znaleźć miejsce, gdzie odnajdziesz odpowiedzi na dręczące Cię pytania, a Twój indywidualizm, chęć sławy i dążenie do perfekcji staną się najwyższym dobrem. Czyż nie brzmi zachęcająco? Lecz spróbujmy jeszcze raz:

droga_do_wyzwolenia

Wyobraź sobie świat pełen szczęśliwych clearów, czyli preclearów, którzy poprzez ciężką wielogodzinną pracę z e-metrem zdołali uwolnić się od engramów zapisanych (podczas snu, nieświadomości czy nawet w trakcie życia płodowego) w umyśle reaktywnym, dzięki czemu osiągnęli stan „oczyszczenia”. Wyobraźcie sobie świat bez chorób psychicznych, bez antydepresantów i leków na bezsenność, ponieważ najskuteczniejszą metodą leczenia jest audyt – cleary na poziomie OT III są w stanie pozbyć się cielesnych thetanów, osiągając najwyższy stopień rozwoju fizycznego i duchowego thetana. Musisz jednak uważać, ponieważ świat nie jest wolny od jednostek antyspołecznych, które za swój główny cel obierają stanie na drodze do wyzwolenia, dlatego należy unikać osób mogących stanowić „potencjalne źródło kłopotów” i próbujących odwrócić Twoją uwagę od Prawdy. A Prawda jest taka, że świat powstał cztery biliardy lat temu, jednak niedługo było dane cieszyć się thetanom „czystym, boskim bytem”, ponieważ „nagle rozległ się wielki trzask i świat zalało jaskrawe światło. (…) Incydent Pierwszy oznaczał chwilę, w której thetany zostały oddzielone od swojego pierwotnego stanu niezmienności i stworzyły fizyczny wszechświat (…). Incydent Drugi (…) miał miejsce siedemdziesiąt pięć milionów lat temu w Konferencji Galaktycznej, składającej się z siedemdziesięciu sześciu planet i dwudziestu sześciu gwiazd”. Jak twierdzi sam Hubbard – współczesny świat stanowi replikę Konfederacji, która była rządzona przez „jednostkę antyspołeczną” Xenu. Postanowił on pozbyć się thetanów – wstrzykiwano więc im w płuca zamrożony alkohol z glikolem i transportowano kosmicznymi statkami na planetę Teegeeack (Ziemię), gdzie „wrzucano je do wulkanów, a następnie wysadzano przy użyciu bomb wodorowych”. Od tamtej pory thetany przyjmują ludzkie postacie, a jedyną drogą prowadzącą do wyzwolenia z „wiecznego cyklu autodestrukcji” jest scjentologia.

Pisząc o scjentologii, będę posługiwać się terminem „religia”, chociaż w książce znajdziemy wiele fragmentów, w których autor próbuje dywagować, czy rzeczywiście jest to adekwatne określenie w tym przypadku. Jednak Kościół wywalczył możliwość posługiwania się tym mianem w Stanach Zjednoczonych, co wpłynęło korzystnie głównie na jego sytuację finansową (szczegółowy przebieg tej procedury znajdziecie w książce i uprzedzam: będziecie mocno zaskoczeni postępowaniem amerykańskiej skarbówki). Tommy Davis – były rzecznik Kościoła – podkreśla, że scjentologia jest religią, ponieważ „wspiera ludzkie dążenie do doskonałości, humanizmu, duchowej wolności. Daje ludziom nadzieję, że mogą stać się lepsi. Że mogą wznieść się ponad tchórzliwy, zwierzęcy instynkt”. Chociaż Kościół odrzuca wszelkie doniesienia o przemocy i nadużyciach, które mają być stosowane za jego murami, to jednocześnie podkreśla, że każda wielka religia na początku swojego istnienia popełniała błędy, a wyznawcy byli prześladowani. Czym zatem jest scjentologia? Nie będę tu wchodziła w szczegóły, tłumacząc terminologię (mieliście okazję poznać część z niej w drugim akapicie), postaram się za to przybliżyć meandry tego eklektycznego tworu, łączącego w sobie naukę, medycynę, filozofię i „religię bez wiary”.

W książce znajdziecie bardzo dokładny życiorys L. Rona Hubbarda – biografia, którą on sam przedstawiał i która jest powtarzana przez członków Kościoła, zasadniczo różni się od tego, co możemy znaleźć choćby w aktach amerykańskiego wojska (Hubbard służył w nim w latach czterdziestych) – dyferencje dotyczą zasług dla armii i ran odniesionych w trakcie wojny. Sam czytelnik będzie miał zapewne wiele zastrzeżeń do stanu psychicznego założyciela scjentologii, ponieważ autor książki przytacza relacje ludzi bezpośrednio związanych z Hubbardem, z których wyłania się obraz tyrana i patologicznego kłamcy o wyraźnie schizofrenicznych cechach. Swoją karierę Hubbard zaczynał jako pisarz książek science fiction, wydawanych w formie tanich egzemplarzy, na papierze kiepskiej jakości (wiele elementów, które znalazły się w jego powieściach możemy odnaleźć w scjentologii). Prawdziwy przełom nastąpił w 1938 roku, gdy podczas wizyty u dentysty poddany znieczuleniu Hubbard doznał objawienia „tajemnic istnienia”. Na tej podstawie stworzył książkę „Excalibur”, jednak dopiero późniejsza „Dianetyka” przyniosła mu rozgłos i zainteresowanie szerszej publiczności i mediów. Jak podkreśla Wright, „Dianetyka” trafiła na podatny grunt Ameryki lat pięćdziesiątych, zafascynowanej psychoanalizą – ludzie pragnęli wreszcie móc skupić się na sobie i autorozwoju, a dianetyka obiecywała spektakularne sukcesy w tej kwestii.

Wieloletnie badania, objawienia i twórczość beletrystyczna L. Rona Hubbarda spowodowały narodziny scjentologii. Religia zaczęła prężnie się rozwijać głównie w Hollywood, doskonale wpisując się w potrzeby ludzi marzących o karierze i sławie. To właśnie oni stanowią jeden z trzech szczebli Kościoła, o których pisze Wright. Pozostałe dwa przeznaczone są dla „zwykłych śmiertelników” (choć jeśli stać ich na odpowiednie datki, i oni mogą uczestniczyć w kursach Celebrity Centers) oraz duchownych Kościoła należących do Sea Org. Właśnie z tą organizacją wiążą się największe wątpliwości dotyczące scjentologii, ponieważ jej członkowie pełnią skrajnie różne funkcje – z jednej strony odpowiadają za wspomniane wcześniej centra dla celebrytów, pracują na wizerunek Kościoła w mediach i dbają o promocję religii (także poza Ameryką) lub „ściągają” z powrotem uciekinierów; z drugiej natomiast – ich życie może zmienić się w ułamku sekundy, istnieją bowiem miejsca, gdzie pracują na rzecz Kościoła za kilkadziesiąt dolarów miesięcznie, a w razie jakiegokolwiek nieposłuszeństwa lub niewypełnienia zadania są odsyłani do tzw. „dziury”. W Sea Org działają również szkoły dla dzieci duchownych, w których główny trzon nauki stanowią dzieła L. Rona Hubbarda, a nieletni są zmuszani do ciężkiej, fizycznej pracy. Więcej na ten temat możecie dowiedzieć się z książki Jenny Miscavige Hill (bratanicy obecnego przywódcy scjentologów, Davida Miscavige’a) „Ofiarowana. Moje życie w sekcie scjentologów”.

Lecz scjentologia to nie tylko wiara w Xenu, thetany i nadludzkie możliwości, które można osiągnąć za pomocą audytu. L. Ronn Hubbard opracował także metody walki z uzależnieniami i zaburzeniami psychicznymi, które stosowane są w specjalnych ośrodkach scjentologicznych:

Wiele ze scjentologicznych technik Hubbarda zostało opracowanych na pokładzie statku Apollo. W którymś momencie De la Carriere nie mogła sobie poradzić z audytowaniem pewnego zamożnego scjentologa, który przez wiele lat zażywał narkotyki – zawsze bowiem zasypiał w trakcie sesji. Hubbard wysnuł teorię, wedle której zażywane przez lata LSD musiało wciąż tkwić w ciele mężczyzny, i zasugerował, że być może udałoby się pozbyć z organizmu resztek narkotyku, gdyby je wypocił, szorując pokład. Po sześciu tygodniach mężczyzna zmienił się nie do poznania. Według De la Carriere to właśnie był początek scjentologicznego programu leczenia narkomanii, któremu później nadano nazwę Purification Rundown.
Pewien dość rosły członek załogi Bruce Welch zaczął nagle przejawiać niepokojące symptomy, które jego koledzy ocenili jako objawy załamania nerwowego lub atak psychozy (w żargonie scjentologicznym nazywa się to „potencjalne źródło kłopotów, typIII”). Wpadła mu w oko jedna z młodych kobiet przebywających na statku, a gdy się dowiedział, że jest zaręczona, wpadł w szał. Według relacji Karen de la Carriere złapał leżący w spiżarni nóż rzeźnicki i groził, że zabije nim Hubbarda i innych członków załogi. Nie istniały wówczas określone procedury bezpieczeństwa na wypadek takich zajść, a nikt z personelu nie był przygotowany do radzenia sobie z taką sytuacją. Potrzeba było aż czterech mężczyzn, żeby w końcu obezwładnić oszalałego człowieka i siłą wcisnąć go do kajuty w służącej za magazyn nadbudówce na pokładzie dziobowym, z dala od reszty załogi. Przez dłuższy czas dochodziły stamtąd jego ryki. W kajucie znajdowały się metalowe sprzęty: łóżko z materacem i szafka. Jakimś cudem udało mu się gołymi rękami połamać je na kawałeczki, które następnie wyrzucił przez okno. Na pokładzie pojawił się niejaki Mike Rinder – młody Australijczyk, który nieco później miał zostać głównym rzecznikiem Kościoła. Przydzielono mu zadanie pilnowania kajuty Welcha, siedział więc na skrzyni w korytarzu i słuchał, jak zamknięty mężczyzna wrzeszczy: „Dajcie mi tu komodora! Chcę tu zaraz mieć komodora!”. Co jakiś czas szarpał też za drzwi (zamknięte na klucz i mocnymi linami przywiązane do grodzi). Mike Rinder wspominał też, że Welch kilkakrotnie pobił innych członków załogi, gdy prowadzili go do łazienki lub podawali mu posiłki. Hubbard dostrzegł natomiast w tym szaleństwie sposobność, żeby w sposób doświadczalny zbadać problem ostrych załamań nerwowych. Na całym pokładzie dziobowym obowiązywała całkowita cisza, tak aby do Welcha nie dochodziły żadne pobudzające bodźce. Trzy razy dziennie Hubbard posyłał mu notkę, w której pytał o jego samopoczucie. Według relacji Karen de la Carriere Welch odpowiadał zwykle coś w rodzaju: „Jesteś diabłem wcielonym. Z przyjemnością zatopię w tobie ostrze noża”. Hubbard odpowiadał wówczas, że rozumie, a zaraz potem kierował do Welcha pytanie: „A tak przy okazji, czy jest może jakieś szczególne danie, które kucharz mógłby dla ciebie przyrządzić?”. Dzięki tej metodzie wściekłość mężczyzny stopniowo zaczęła słabnąć. W pewnym momencie pozwolił, aby codziennie przychodził do niego audytor. Po dwóch tygodniach otworzono drzwi do jego kajuty i wyszedł z niej pogodny, ponoć całkowicie wyleczony człowiek. „Odkryłem technikę, która prawdopodobnie nie ustępuje rangą innym najważniejszym odkryciom XX wieku – chwalił się Hubbard w jednym ze swoich biuletynów. – Nazwałem ją Introspection Rundown”. Wyjaśniał następnie, że ataki psychozy od dawna stanowiły trudny problem dla psychiatrii, która próbowała je okiełznać za pomocą leków, lobotomii i terapii elektrowstrząsowej. Hubbard natomiast twierdził – na podstawie analizy przypadku Welcha – że kluczem do rozwikłania problemu jest poznanie przyczyny, dla której dana osoba jeszcze przed atakiem dokonała „introspekcji”. „OZNACZA TO, ŻE ZNIKŁA OSTATNIA PRZYCZYNA UZASADNIAJĄCA ISTNIENIE PSYCHIATRII” – oznajmił Hubbard.

Wyznawcy scjentologii znani są z zagorzałego krytykowania psychiatrii, dowodzą oni, że jest ona przyczyną wszelkich niepowodzeń ludzkości. Natomiast amerykańska aktorka Kristie Alley przedstawia siebie jako żywy przykład powodzenia terapii dla narkomanów.

Lawrence Wright to amerykański pisarz i dziennikarz wielokrotnie nagradzany za swoją pracę, również „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary” otrzymała wyróżnienia za Najlepszą Książkę Roku od najważniejszych amerykańskich periodyków. Scjentologia to obecnie temat niezwykle popularny w Stanach Zjednoczonych, ale do tej pory wiedzę na jej temat czerpano głównie z doniesień brukowców piszących o Tomie Cruisie czy Johnie Travolcie (o których w niniejszej publikacji również znajdziecie wiele informacji), dzięki Wrightowi możemy przeczytać rzetelne kompendium wiedzy na temat tej religii. Autor sięga zarówno do oficjalnych pism Kościoła, autorstwa L. Rona Hubbarda, jak i opiera się na licznych wywiadach z Tommym Davisem czy byłymi członkami Kościoła. Wielkim osiągnięciem Lawrence’a Wrighta jest fakt, że w książce nie znajdziecie osobistych ocen ani komentarzy odnoszących się do postępowań czy przekonań wyznawców scjentologii, lub też jej założyciela L. Rona Hubbarda, za to jest ona pełna przypisów i odniesień do źródeł, Wright konsekwentnie podaje również oświadczenia Kościoła i konkretnych osób odnoszące się do słów i tez zawartych w książce, dzięki czemu paradoksalnie stają się one jeszcze bardziej wiarygodne. Co więcej, autor potrafi dostrzec jednocześnie te elementy religii, które zasługują może nie na uznanie, ale na pewno na docenienie, a ich korzeni możemy szukać w psychoanalizie i największych religiach, takich jak chrześcijaństwo czy buddyzm. Należy przyznać, że większość osób, które opuściły Kościół Scjentologiczny, nie kwestionuje bezpośrednich nauk L. Rona Hubbarda i uważa audytowanie za wielkie osiągniecie, które pomogło zmierzyć im się z życiowymi problemami, a swoje odejście tłumaczą oni niezgodą na politykę Kościoła pod dowództwem następcy Hubbarda, Davida Miscavige’a.

1. Wszystkie cytaty pochodzą z książki Lawrence’a Wrighta „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary”.

Tytuł: „Droga do wyzwolenia. Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary”
Autor: Lawrence Wright
Tłumaczenie: Agnieszka Wilga
Wydawnictwo: Czarne
Premiera: 18 lutego 2015
Liczba stron: 576

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *