W III edycji Nagrody Europejskiego Poety Wolności Iren Baumann reprezentowała Szwajcarię tomikiem „Kiedy dojeżdżający są jeszcze w drodze do domu”.
Iren Baumann często buduje swoje utwory w oparciu o elementy codzienności i współczesności (np. nawiązać połączenie ze snem). Tworzy poezję nominatywną, lubi uliryczniać zwykłe przedmioty, normalne pojęcia, nadając im głębię. Chętnie sięga po wiersz-definicję, jak np.
„Życie”
Kostka cukru
twarda kanciasta i słodka
i psuje zęby.
„Kiedy…” to jak gdyby swoisty liryczny strumień świadomości – to książka, w której znajdziemy niemal wszystko. Są sny oraz myśli towarzyszące zasypiającemu, kołysanki, marzenia snute nie tylko na dobranoc, opisy scen codzienności, powszednie troski, wiadomości z prasy i notatki, wspomnienia, lęki, sceny z filmu czy zapis rozmów i spotkań itp. Podmiot Baumann jest tu, dziś i równolegle wtedy (np. w 1927r.), bywa w Sarajewie bądź gdziekolwiek poniosą go aktualne rozważania.
Poetka często odwołuje się do rozmaitych rozrywek, np. tańca, gry w ruletkę czy popularnej u nas (podczas wesela) zabawy w o jedno krzesło za mało – ten ludyczny nastrój jest jednak tylko pozorny, służy autorce do wzmocnienia kontrastu między wyobrażeniami, marzeniami, beztroską i unikaniem problemów z ich obecnością. Bawimy się razem z podmiotem i w jednym momencie przyjemność – ucięta jak nożem – znika. Poetka wprawia w konsternację i stawia w niezwykle trudnym położeniu, wymaga od nas bowiem odpowiedzi na pytania, które do tej pory tak skutecznie przecież ignorowaliśmy.
Szwajcarska poetka patrzy na drugiego człowieka przez szkło powiększające i skrzętnie notuje swoje spostrzeżenia. Widzi m.in. naczynia wieńcowe na siatkówce oka, sprężynki nerwów, ale dostrzega więcej: potrafi spojrzeć na niewidoczne – ludzkie słabości, nieporadność, ulatującą pamięć, powolne znikanie. Doskonale wie, gdzie człowiek skrywa wrażliwość, litość, strach czy radość, zna go bowiem na pamięć. Zna siebie i mnie równie dobrze jak ciebie.
Kinga Młynarska