Gry video – medium, rozrywka, czy zagrożenie?

Kiedy w trakcie jednej z niedawnych rozmów otrzymałem od Magdy propozycję, aby napisać coś dla Szuflady, kompletnie sobie tego nie wyobrażałem. Jako osoba techniczna (choć z bardzo „humanistyczną” przeszłością) nie widziałem siebie piszącego na temat literatury czy kina – istnieje jednak pewna różnica między konsumowaniem określonych mediów, a umiejętnością składnego mówienia o nich. Postanowiłem jednak wyjść nieco poza ten kanon i zająć się tematem, którego chyba nikt dotąd tutaj nie poruszał, a uważam go za taką samą część kultury, jak książka czy film. Mianowicie, powiemy o grach video.

Pierwotnie miałem napisać „gry komputerowe”, ale zreflektowałem się, że to zły termin. Wydaje mi się, że już dawno wyszliśmy – a jeśli nie, to powinniśmy – poza utarty schemat myślowy. Gry oderwały się od swojego pierwotnego nośnika (komputerów, konsol, czy nawet telefonów komórkowych – de facto tam też są obecne) i żyją swoim życiem jako osobne medium. Postrzeganie gier jako rozrywki dla dzieci przestało mieć rację bytu, czemu dowodzi wiele czynników. Wystarczy przypomnieć ekranizacje filmowe popularnych tytułów (Mortal Kombat, Tomb Raider czy Max Payne – to tylko kilka z wielu) czy też tłumy ludzi obecne na niedawnej premierze Diablo 3 w warszawskich Złotych Tarasach (byli tam nie tylko wierni fani, ale też kierowani ciekawością tzw. „zwykli ludzie”).

Dla nieprzekonanych mam również argumenty w postaci liczb. Wiedźmin 2 – komputerowa adaptacja książki A. Sapkowskiego wydana przez polskie studio CD-Projekt RED – w ciągu dwóch tygodni sprzedała się w pół milionach egzemplarzy. Gdyby to nie była gra, lecz album muzyczny nagrany w kraju, zdobyłby trzykrotnie złotą płytę. Mało? Jasne, w porównaniu z Angry Birds, która w każdej swojej odsłonie jest pobierana w dziesiątkach milionów egzemplarzy – śmiesznie mało. Ale jednak wystarczająco dużo, by tych liczb nie bagatelizować.

Wydawałoby się, że to wszystko takie proste i oczywiste w połowie roku 2012. Tymczasem wciąż trafiają się przykłady niedoceniania rynku gier przez osoby, które najwyraźniej nie rozumieją, albo nie chcą go zrozumieć. Pół biedy, kiedy są to anonimowe wypowiedzi złośliwych komentatorów na blogach czy forach internetowych. Ale jeśli za wypowiedź na temat gier zabiera się telewizja, i w dodatku przedstawia je wyłącznie jako infantylną rozrywkę i źródło zagrożeń dla zdrowia fizycznego i psychicznego, to coś jest na rzeczy.

A mowa o TVP Kraków i reportażu na temat Europejskiego Festiwalu Gier Komputerowych. Reportażu, który jak dla mnie przebija wszystkie przykłady absurdu, jakie dotąd mogłem zobaczyć w telewizji.

Na temat tego reportażu powiedziano w ostatnich dniach praktycznie wszystko – rzesze internautów zarzuciły TVP tendencyjne i bardzo jednostronne przedstawienie branży gier, znaleźli się też tacy, którzy w materiale nie dostrzegli niczego niepoprawnego. Przedstawiciele telewizji odnieśli się do podniesionych zarzutów w dość arogancki sposób. W przygotowaniu jest zresztą zbiorowa skarga do KRRiTV. Nie chcę jednak zaczynać sporu o jej zasadność – każdy Czytelnik może wyrobić sobie własne zdanie.

Ideałem byłoby jednak, żeby każdy, kto zacznie wypowiadać się w jakimkolwiek tonie o grach i ich wpływie na ludzi, był świadomy kilku ważnych aspektów – dla samych graczy zazwyczaj oczywistych, a w dyskusjach najczęściej pomijanych:

1. Istnieje klasyfikacja gier video PEGI, która w czytelny sposób informuje o grupie docelowej, dla której dana gra jest odpowiednia. Zarzut, że wiele gier jest szkodliwych i nieodpowiednich dla młodych odbiorców jest truizmem – dokładnie to samo można powiedzieć o niektórych filmach i książkach. Natomiast decydowanie o tym, co obejrzy lub w co zagra małoletni odbiorca nie należy do sprzedawcy ani autorów klasyfikacji, lecz do rodziców.

2. Gry komputerowe same w sobie nie są bardziej szkodliwe od innych mediów, które konsumujemy na codzień. To, co w nich faktycznie jest szkodliwe, to sposób, w jaki je odbieramy – w pozycji siedzącej, nieruchomo, nie zawsze w sposób ergonomiczny. Ale podobnie jak w punkcie powyżej, ten argument można łatwo skontrować. Ręka do góry, kto nigdy nie czytał książki albo nie oglądał filmu na leżąco albo nie słuchał muzyki w słuchawkach? Wiecie, że to też nie jest do końca zdrowe?

3. Po wydaniu „Cierpień Młodego Wertera” pod koniec XVIII w. miała miejsce fala samobójstw. Przypadki zbrodni inspirowanych grami owszem, również istnieją. Jednak skoro fala samobójstw była możliwa pod wpływem książki, a dziś podobne zdarzenia są możliwe za sprawą gier, to wypadałoby zastanowić się, czy aby na pewno problem leży tylko w grach.

4. I nie można zapominać, że gry to nie tylko zabijanie, przemoc i krew – które zresztą obecne są w takim stopniu w wielu filmach. To także wciągające wielowątkowe historie, na podstawie których można byłoby napisać dziesiątki tomów (wystarczy spojrzeć na niektóre gry osadzone w realiach fantasy), możliwość wczucia się w role, których na codzień nie jest nam dane odgrywać (od pilotowania samolotu, przez kierowanie sportowym samochodem, aż po dowodzenie wojskami w trakcie wojny secesyjnej) czy po prostu okazja do nauki języka (choćby poprzez osłuchanie z obcą intonacją i konieczność zrozumienia treści w celu podjęcia właściwej decyzji co do losów gry). Jednym słowem, są po prostu rozrywką z określonym kontekstem i walorami edukacyjnymi.

W TVP Kraków ktoś o powyższych aspektach zapomniał. Nie mam złudzeń, że takie przypadki jeszcze będą miały miejsce i znów trzeba będzie boksować się z dalekimi od prawdy stereotypami. Ale może za drugim, trzecim, piątym razem ktoś zweryfikuje swoje poglądy, a przynajmniej nie wpadnie na pomysł prezentowania ich w opiniotwórczym medium.

Tym niespecjalnie pozytywnym akcentem witam społeczność Szuflady. Jeśli formuła pisania o kulturze i mediach z perspektywy kapryśnego konsumenta sprawdzi się, to pewnie wrócę tu z kolejnymi tekstami.

Foto: MarX Photography

Łukasz Wójcik

About the author
Czarnobylski rocznik '86. Kiedyś anglista, obecnie, hmmm, informatyk. Pasjonat technologii i nowych mediów, Lubi dobrą książkę i ciekawe kino, mimo że nie potrafi określić swoich gustów ani znaleźć na to tyle czasu, ile by chciał.

komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *