Demony na firmamencie

Słowianie mieli bardzo rozbudowany panteon bóstw pomniejszych rządzących przestworzami. Działo się tak, ponieważ codzienne zjawiska pogodowe jak zachmurzenie, deszcz, śnieg, grad, mgła, czyste, nieskazitelne niebo, ulewy czy susze musiały być jakoś wytłumaczone. Kiedy świata nie definiowała jeszcze nauka oraz oparta na badaniach i doświadczeniach racjonalna refleksja, ludzie, kierujący się niepohamowaną fantazją jako metodą poznawczą przyporządkowali wprawiające w konsternację zjawiska siłom wyższym – bóstwom i demonom, które zdolne były do nadnaturalnych działań. Zaś każde z bóstw i demonów przynależało do odrębnego zjawiska meteorologicznego.

Poza tym na wierzenia Słowian duży wpływ wywarła literatura z czasów kontrreformacji, potępiająca czary, demony i bóstwa. Takie dzieła jak: „Pogrom czarnoksięskie błędy, latawców zdrady i alchemickie fałsze, jako rozpłaszcza, za pozwoleniem zwierzchności spisany od Stanisława z Gór Poklateckiego, na ochronę zbawienia ludzkiego wydany”, „Młot na czarownice”, Peregrynacyja dziadowska” czy też „Nowe Ateny” ks. Benedykta Chmielowskiego spowodowały, że istoty zamieszkujące podniebną krainę zaczęły być utożsamiane z ciemnymi mocami, diabłem i jego poplecznikami.

Mamy więc do czynienia z zasadniczą ambiwalencją demonów powietrznych – są one albo złowrogie i niekiedy sieją postrach, albo odznaczają się neutralnym stosunkiem do tego, co ziemskie bądź są dla ludzi całkiem przyjazne. Z reguły za tego typu demony uważa się dusze pokutujące za ziemskie grzechy, diabły powietrzne i inne istoty zazwyczaj o proweniencji pozaziemskiej, czyli nie związanej z tym, co „na dole”. Dwa pierwsze przypadki wyniknęły zapewne z procesu chrystianizacji Słowiańszczyzny, ostatni jest reliktem pierwotnych wierzeń średniowiecznych Słowian.

Wierzenia w diabły powietrzne zwane też latawcami oraz w dusze pokutujące występowały na znacznym obszarze Słowiańszczyzny. Rezultatem tej zgodności wyznaniowej była rozmaitość, a także niemała rozbieżność wyobrażeń tychże stworzeń. W trakcie burz i wietrznych dni widziano zarówno unoszących się na wronich skrzydłach karzełków jak i same diabły z klasycznymi atrybutami: rogami i kopytami. W innych okolicach fruwały małe dzieci, wisielcy z blizną na szyi, chudzi i grubi mężczyźni, kobiety w sukienkach, a nawet ryby i gady, nie wspominając już o ptakach. Proszę sobie wyobrazić latającego karpia bądź kota. Teraz to mało prawdopodobne i trochę śmieszne, ale kiedyś ludzie mieli krystalicznie niewinną fantazję. Pozazdrościć.

Istniały również istoty posiadające szczególną zdolność panowania nad wiatrem i chmurami. Byli to płanetnicy. Nazwa nie wywodzi się, jak niektórzy mylnie uważają, od planety, lecz od chmury, bowiem w niektórych miejscach Słowiańszczyzny obłoki nazywano właśnie płanetami. Nie tylko wierzono, że demony te mają władzę nad zjawiskami meteorologicznymi, ale też składano do nich modły i ofiary, aby, na przykład zesłały życiodajny deszcz. Szczególnie interesowali się poczynaniami płanetników właściciele wiatraków, których praca uzależniona była od siły wiatru, napędzającej ich ramiona. Płanetnicy posiadali cechy antropomorficzne – podobni do ludzi przebywali w obłokach i kierowali swoim żywiołem. Zdarzało się, że płanetnikiem mógł zostać zwykły chłop, a nawet dziecko, na które spłynęła boska łaska i w rezultacie potrafi aranżować ruch chmur. Demonem zostawała także osoba porwana przez wir czy trąbę powietrzną. Wreszcie płanetnikami były też dusze śniących ludzi, zwłaszcza znachorów i szamanów, którzy odbywali swoje oniryczne wędrówki właśnie w przestworzach.

Oddzielne zagadnienie stanowią smoki i żmije. Przede wszystkim wyróżnić trzeba dwa podstawowe rodzaje smoków. Pierwszy to klasyczny smok o wyglądzie jaszczura. Najlepszym przykładem może tu być znany nam smok wawelski. To od niego wzięły się późniejsze, różnorodne warianty tej legendy. Dużo miejscowości miało więc swojego oddzielnego potwora, różniącego się od wawelskiego prototypu imieniem i nielicznymi niuansami. Tego gatunku smoki wylegiwały się w pieczarach i strzegły skarbów. Ulatywały w przestworza tylko po to, by napełnić grozą serca mieszkańców niedalekich wsi i od czasu do czasu upolować owcę lub człowieka. Na ich wygląd miała częściowo wpływ ikonologia chrześcijańska, zwłaszcza przedstawienia św. Jerzego.

Drugim rodzajem smoka był potwór występujący w przestworzach, inaczej nazywany żmijem, ażdachem czy ałem. Nie stanowił on realnego zagrożenia. Jedynym szkodliwym działaniem było „wypijanie” przez niego chmur, co sprowadzało na danych obszar suszę i upały. Wierzono także, że tęcza to pijący chmury smok. Żmije były koloru szaro-granatowego i złocistego.

Smoka zastępował niekiedy wielki pająk, bazyliszek bądź wąż. Choć są to zwierzęta bardziej związane z ziemią niż niebem, ich wyobrażenia mają korzenie w wyglądzie i działaniu smoka właśnie. Dlatego pająk nie był zwykłym pająkiem, a ogromnym monstrum, którego ślad odnajdujemy w mieście Pajęczno. Tam miał jakoby jeden z takich potworów siać postrach wśród mieszkańców. Bazyliszek natomiast to czysta klasyka – nie istnieją bazyliszki, które nie mieszkają  w lochach czy kazamatach, nie strzegącą skarbów i nie zabijają wzrokiem. Niczym nas ów król wszelkiego stworzenia pełzającego nie zdziwi. Wąż z kolei, otoczony żmijami również zawzięcie bronił skarbów, które w przeciągu wieków zgromadził. Na głowie ma złotą koronę, którą jednemu z bohaterów udało się zabrać, przez co wąż zmuszony był oddać wszystkie swoje skarby. Z reguły  był okrutny, ale bywało, że zwykły ubogi pastuszek lub wiejska dziewoja wzruszały go na tyle, że dzielił się z nimi kosztownościami, których pilnował.

Lokalnych nazw na powietrzne diabły jest bardzo dużo. Z drugiej strony są one tak zuniwersalizowane, że to, co nazywamy chmurnikiem-płanetnikiem, w różnych wyobrażeniach podporządkowane jest całemu szeregowi zjawisk meteorologicznych. Płanetnik może być odpowiedzialny zarówno za deszcz, grad jak i silny wiatr czy też porywanie ludzi w powietrzne wiry. Z grubsza rzecz biorąc, nieważne było, który demon jest sprawcą danego zjawiska pogodowego. Wszelkie opady, burze, wichury, trąby miały jednaką proweniencję. To, co pochodziło „z góry” zawsze budziło głęboki respekt i dlatego też panteon istot powietrznych stanowił dla Słowian jeden z najważniejszych elementów ich praktyki wyznaniowej.

Ewa Jezierska

About the author
Ewa Jezierska
studentka kulturoznawstwa. Pasjonatka polskiej fantasy. Aktualnie mieszka w Warszawie, blisko nadwiślańskiej plaży, gdzie spędza swój czas wolny. Współpracuje z Księgarnią Warszawa oraz kolektywem fotograficznym Gęsia Skórka. Okazjonalna graczka Warcrafta i miłośniczka scrabbli.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *