Bar dla potępionych – Kealan Patrick Burke

Lepiące się od brudu deski, skrzypią pod ciężarem kroków zabłąkanych przybyszów. Ciężki zapach piwa i potu unoszący się pod zbutwiałym sufitem, zmieszany ze starym odświeżaczem powietrza, przyprawia o mdłości. Przytłumione głosy stałych bywalców milkną, a przekrwione oczy wlepiają się w jeden punkt. W was, nowych klientów baru. Tak można sobie wyobrażać miejsca, gdzie po przekroczeniu progu z normalnego świata przenosimy się do alternatywnej rzeczywistości. Gdzie Bóg jest żółty i smakuje goryczą, a jedynym pocieszycielem są oczy zmęczonego barmana. A gdy mamy szczęście, możemy chwilę zapomnienia znaleźć w ramionach doświadczonej przez życie dziewczyny. Są też miejsca, gdzie można solidnie oberwać za nieodpowiednie słowa czy spojrzenie. „Bar dla potępionych” jest koktajlem z powyższych składników, a to i tak dopiero przystawka do głównego dania.

Deszcz w sobotni wieczór, to najodpowiedniejsza pogoda do spędzania w barze „U Eddiego”. Jego bywalcy nie są jednak zadowoleni z takiej formy spędzania wolnego czasu. Przychodzą tam regularnie od lat, by odpracować swoje grzechy. Policjant Tom i „wielbiciel” Kyle, który wpatruje się w niego trzymając pod blatem stołu nabitą broń. Gracie i Flo, kobiety skrajnie różne, ale żadnej z nich życie nie oszczędzało. Podobnie jak naturystę Cobba, milczącego olbrzyma Wintrego i Kadawara, przerażającego staruszka skwapliwie liczącego monety. Wszyscy oni czekają na przybycie specjalnego gościa, wielebnego Hilla. To właśnie on przynosi zadania do wykonania, które mają zbawić ich dusze. Jednak tej nocy zmieni się wszystko, co bywalcy baru uznawali za pewnik. Wprawdzie bar „U Eddiego” pojawia się w książce bardzo często, to jest on tylko punktem wyjścia do wydarzeń w miasteczku Milestone. Miejscu przygnębiającym, ponurym i pozbawionym nadziei. Zupełnie jak bohaterowie książki.

Kealan Patrick Burke nie jest jeszcze specjalnie znanym pisarzem w Polsce, choć jego utwory były już wydawane na łamach m.in. „Nowej Fantastyki”. Wygląda na to, że „Bar dla potępionych” niewiele zmieni w tej kwestii, choć jest powieścią po którą warto sięgnąć. Książka wciąga od pierwszych stron swoim specyficznym klimatem, otoczką beznadziejności i straconych szans. Z każdą stroną czytelnik daje się pochłonąć pokręconym życiorysom bohaterów, które pozornie się ze sobą nie łączą. Autor nie od razu odsłania wszystkie karty. Dawkuje informacje, tak by zaciekawić odbiorcę. Jednak po pewnym czasie ma się ochotę na poznanie kilku odpowiedzi, a tymczasem dostaje się jedynie kolejne pytania. Wydaje się też, że niektóre z pomysłów Burke’a zostały wciśnięte do książki na siłę. Zupełnie tak, jakby autor pozbierał wszystkie swoje pochowane w szufladzie pomysły i wpakował je na siłę do fabuły. Owszem, są one ciekawe i wyjątkowe, ale zagłębiając się w historię, po chwili trudno się połapać co z czym i dlaczego. Dodatkowo wszystko zostało ze sobą zmieszane bardzo chaotycznie. Wprawdzie historię w większości poznajemy z perspektywy Toma, to zmiany sposobu narracji nie są rzadkością, gdy Burke wprowadza nowe elementy do książki. A jest ich nie mało.

„Bar dla potępionych” jest powieścią nierówną. Po ciekawym i zachęcającym wstępie, całość traci na dynamice i rozmywa się w nawale pomysłów, bez których można by się spokojnie obejść. Książka jako horror się nie sprawdza, bliżej jej do mrocznego thrillera, gdzie głównym bohaterem są emocje, a nie postaci. I to chyba najbardziej przemawia za tym, by wziąć książkę do ręki. Gdy czytelnik złapie depresyjny rytm powieści, bez trudu odnajdzie się i zatraci w Milestone. Cała nadzieja na lepszą przyszłość i drugie szanse przepadnie. Ale nie każdy lubi po lekturze łykać antydepresanty i dlatego nie jest to książka dla każdego.

Bartosz Szczygielski
Ocena: 3.5/5

Tytuł: „Bar dla potępionych”

Autor: Kealan Patrick Burke

Liczba stron: 320

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka

About the author
Bartosz Szczygielski
- surowy i marudny redaktor, który oglądałby świat najchętniej z perspektywy dachu psiej budy, oparty o maszynę do pisania. Czyta wszystko, co wpadnie mu w ręce i ogląda wszystko, co wpadnie mu w oko. Chciałby kiedyś przytulić koalę i zobaczyć zorzę polarną – niekoniecznie w tym samym czasie.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *