Adrian Mole. Czas cappuccino – Sue Towsend

1Bywa tak, że pisarz jest świetny od początku do końca. A czasem napisze jedną, dwie dobre książki, a potem „jedzie” niejako na ich sławie, specjalnie się nie starając. Zdarzyło mi się przeczytać książkę Sue Towsend „Adrian Mole: czas cappucino”. Niedawno zmarła aktorka – moim zdaniem, które nie musi być słuszne – tą książką zepsuła całą serię.  Dlaczego? Wyjaśniam poniżej.

Adrian Mole jest teraz mężczyzną w średnim wieku. Wychowuje samotnie syna, gdyż Jojo, z którą był związany, wyruszyła na „poszukiwanie swych korzeni”. Ich rozwód jest w toku. Adrian nie ma nawet pewności, czy wychowuje własne dziecko, ale kocha je i nie chce się z nim rozstawać. Nadal nie dogaduje się z rodzicami ani z młodszą siostrą. Prywatnie powodzi mu się źle. Jako pisarz się nie sprawdza, lepszy od niego okazuje się dawny szkolny chuligan, Barry Kent. Wielka miłość Adriana, Pandora, robi karierę polityczną i nie ma czasu dla swego wielbiciela. Sam Adrian na ich tle wypada blado – kucharz w podrzędnej restauracji i niespełniony pisarz, łysiejący biały trzydziestolatek obarczony czarnoskórym synkiema. Na domiar złego jedna ze szkolnych koleżanek oznajmia mu nagle, że ona też dała mu potomka i dłużej nie ma zamiaru być samotną matką…

Pamiętam, że byłam wielką fanką „Sekretnego dziennika” i „Bolesnego dojrzewania”, ale przeczytawszy ostatnią część cyklu rozczarowałam się okropnie. Gdzieś po drodze pisarka straciła lekkość i dowcip, zostały wulgaryzmy i ogólny pesymizm. Co gorsza, akcja rozłazi się jak tandetne kalesony po n-tym praniu.Kiedyś czytałam entuzjastyczny krytyki tego gniota i nie mam pojęcia, na czym były oparte, bo na pewno nie na rzeczywistej wartości książki. Została napisana na siłę, dla kasy, i to widać.

Nie jest to przypadek jednostkowy. Kiedyś zachwycałam się pisarstwem Anne Rice i jej wampirzym światem, jednak i ta autorka wypaliła się bardzo szybko. By zainteresować wydawnictwo swymi kolejnymi powieściami i osiągnąć jako taką sprzedaż, wprowadzała do nich coraz wiecej erotyki, nienajlepszego gatunku, aż skończyła na czystej pornografii i przestała być interesująca. Nie ma nic gorszego niż pisarz, który pisze na siłę. Nawet Andrzej Sapkowski, którego bardzo cenię, ostatnie tomy „Wiedźmina” pisał juz siłą rozpędu i to się czuje. Zdecydowanie najlepszej próby są pierwsze opowiadania, pisane „z potrzeby serca” – później było niestety gorzej, aż wreszcie szukał nowych tematów już gdzie się dało. Jednak, jako naprawdę dobry pisarz, wybrnął jakoś z tego z honorem. Wielu nie udaje się ta sztuka. Problem zaczyna się, gdy przestają pisać, bo mają pomysły, a piszą jedynie dlatego, że się im za to płaci. Nie zrozumcie mnie źle – to nic złego zarabiać na swym talencie. Przeciwnie nawet, to chwalebne. Ale jeśli ktoś pisze już tylko dlatego, że mu za to płacą i żeby mu płacili, wypisuje bezmyślne romanse lub przerabia bajkę dla dzieci na utwór pornograficzny, to staje sie żałosny, niezależnie od tego, ile na tym, zarobi. I choć nie lubię Harry Pottera, to muszę tu złożyć uszanowanie J.K Rowling – napisała dokładnie tyle tomów, na ile miała pomysłów i zakończyła sagę.  Sue Towsend tego nie umiała. A szkoda.

Ocena: 2/5

Tytuł: „Adrian Mole:  Czas cappuccino”

Autor: Sue Towsend

Język oryginału: angielski

Rok wydania polskiego: 2002

Wydawnictwo: WAB

 

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *