Wywiad z Anną Kopaczewską: Dzisiaj zdecydowanie bliższa jest mi opcja „piszę, bo jestem”.

Anna Kopaczewska: trenerka kreatywnego pisania, redaktorka, korektorka, która współpracuje ze stroną mariakula.com : Link do bezpośredniej strony Anny: https://www.annakopaczewska.pl/

„Kiedy piszę, czuję się jak w domu. Wiem wtedy, że znalazłam swoje miejsce w świecie. To wspaniałe uczucie. Chcę się nim dzielić z uczestnikami moich warsztatów. Zależy mi, żeby wychodzili z nich z przekonaniem, że pisanie jest ich drogą; żeby uwierzyli w swoją kreatywność i w to, że pisania można się nauczyć”.

Szuflada: Czym dla Ciebie jest pisanie?

Pisanie jest dla mnie najlepszym sposobem realizowania mojej kreatywności. Czuję w sobie artystyczną duszę. Próbowałam ją wyrażać na różne sposoby –taniec, gra na pianinie, rysunek i kościelny chórek – miałam też okres, kiedy najchętniej rysowałam – ale żadna z tych form nie dała mi tego, co daje pisanie: poczucia, że jestem „na swoim miejscu”, spełnienia i satysfakcji.

Szuflada: Na co dzień zajmujesz się wieloma rzeczami (warsztaty, korekta itd.). Którą z tych rzeczy cenisz, lubisz najbardziej?

Uwielbiam każdą z nich, bo każda spełnia na swój sposób moje potrzeby. Kiedy prowadzę warsztat kreatywnego pisania, to uskrzydla mnie to, że dzielę się wiedzą i doświadczeniem z innymi piszącymi. Czuję wdzięczność na myśl, że coś wnoszę do ich pisarskiej skrzynki z narzędziami, ale i do życia. Często dostaję informację zwrotną, że kogoś zmotywowałam do pracy, zainspirowałam, pokazałam nowe rejony kreatywności. To jest cudowne uczucie. No i energia, która krąży w powietrzu w trakcie warsztatu – mnie ona też mobilizuje i inspiruje do rozwoju, tego trenerskiego, ale i tego pisarskiego.

A kiedy w ciszy i skupieniu pracuję nad tekstem klienta czy klientki, wtedy doceniam przyjemność z indywidualnego obcowania z czyjąś twórczością. To jest zupełnie inny rodzaj skupienia niż ten na warsztacie. Muszę się maksymalnie skoncentrować nad tekstem, żeby możliwie najlepiej go ulepszyć. Czuję wtedy dużą odpowiedzialność. Przecież pracuję z tekstem, w który autor(-ka) włożył(a) kawałek swojej duszy i z którym wiąże plany, nadzieje, marzenia.

Jest jeszcze blogowanie, ostatnio bardzo nieregularne, ale zawsze dające dużo satysfakcji. Dzięki aktywności w mediach społecznościowych poznałam ciekawych i inspirujących ludzi (brzmi banalnie, ale to prawda), dostałam od nich ogrom dobrej energii i wsparcia. To bardzo dziwne, że można tyle dobra przesłać komuś przez „zimny” ekran komputera. A jednak!

Szuflada: Co powiedziałabyś komuś, kto chciałby zacząć pisać, ale się tego obawia?

Zdecydowanie kazałabym mu usiąść na czterech literach i po prostu pisać! (śmiech). No może nie użyłabym trybu rozkazującego, bo ten typ mobilizowania do działania nie leży w mojej naturze, ale zaczęłabym od szczerej rozmowy o jej/jego obawach, pragnieniach, pisarskich doświadczeniach. To ważne, żeby odpowiedzieć sobie na pytanie: czego się właściwie obawiam? Tego, że napiszę słaby tekst? Tego, że ktoś będzie mnie oceniał? Jak sobie przypomnę moje pierwsze próby literackie… (śmiech). Owszem, jedni uczą się szybciej, drudzy wolniej, ale jestem pewna, że determinacja i otwartość na naukę są kluczem do sukcesu. Każdy zaczyna od pierwszego zdania. Nie ma innej drogi. Tutaj wszyscy jesteśmy równi. A efekt zależy już od tego, ile pracy i serca ta osoba włoży w rozwój umiejętności pisarskich.

Szuflada: Od czego zaczęła się twoja miłość do pisania?

Od Ani z Zielonego Wzgórza. Uświadomiłam to sobie dopiero kilka lat temu. To od Ani zaczęło się marzenie o pisaniu i uczeniu innych. Jako prawie nastolatka bardzo utożsamiałam się z tą bohaterką. Tylko potem zapomniałam o niej, kiedy wkroczyłam w dorosłe życie. Aż pewnego letniego dnia jechałam sobie rowerem za miastem, myślałam o tym, co bym chciała robić w życiu, i wtedy – bach! – przyszła nie wiadomo skąd myśl: „Chcę pisać!”. Zaczęłam od wymyślania rymowanek dla mojego najstarszego syna. A potem koleżanka podsunęła mi link do kursu pisania. I zaczęła się dziać magia. Nigdy nie sądziłam, że umiem tak pisać. W szkole zawsze z łatwością przychodziło mi pisanie, ale to było zupełnie coś innego. Teksty, które po latach wychodziły spod moich palców, zaskakiwały mnie samą. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że moja wrażliwość nie jest kulą u nogi, jest błogosławieństwem. Zostawiałam w pisaniu całą siebie. Byłam tylko ja, cisza dookoła i próby malowania słowami obrazów, które pojawiały się w mojej głowie, i oddawania emocji, które z łatwością odnajdywałam w sobie. A potem były kolejne kursy, kluby pisarskie, Szkoła Pisania Powieści Marii Kuli. Pokochałam pisanie i to, jak otwiera we mnie kreatywność, pomaga odreagować literacko codzienne emocje, uchwycić momenty – skrawki życia – które niosą za sobą refleksję i mówią coś o ludziach, ich relacjach. Poza tym to jest świetna intelektualna zabawa!

Szuflada: Co twoim zdaniem znaczy być dobrym nauczycielem?

Ukończyłam Szkołę Trenerek Pisania, pod wymagającym – choć czułym – okiem Marii Kuli. Razem z pięcioma innymi trenerkami (i Marią) tworzymy grupę – Pisarską Bandę. I to jest niesamowite, że każda z nas jest kompletnie inną nauczycielką (śmiech). Dlatego trudno przychodzi mi jednoznaczna odpowiedź na twoje pytanie. Dla mnie bardzo ważne w nauczaniu jest to, żeby być konkretną, wymagającą, ale i łagodną trenerką. Zawsze staram się pokazywać uczestni(cz)kom warsztatów potencjał, jaki tkwi w ich tekstach. Szukam mocnych i słabych stron, a potem pokazuję, jak można ulepszyć te słabe. W nauczaniu nie chodzi o wytykanie błędów, punktowanie, kto jest lepszym pisarzem i kto umie więcej. Chodzi o pokazywanie, co zrobić, żeby tekst był możliwie jak najlepszy warsztatowo i ciekawy dla czytelnika. Ważna jest też dla mnie atmosfera zaufania i otwartości na rozmowę. Wtedy łatwiej jest zrozumieć potrzeby uczestników, ich zmagania pisarskie, i dać im odpowiednie wskazówki. Dobry nauczyciel to w moim odczuciu ten, który wyczuwa potrzeby uczestników warsztatu i potrafi dać im wskazówki, w którą stronę warto pójść, żeby się rozwijać.

Szuflada: Kiedy pomyślałaś o tym, że chcesz uczyć innych i co cię do tego skłoniło?

Niedawno przypomniało mi się, że pod koniec studiów planowałam znaleźć pracę w szkole średniej i uczyć młodzież… etyki i filozofii. Tamten pomysł kompletnie nie wypalił, ale chyba miałam w sobie już wtedy iskrę chęci do przekazywania wiedzy, rozmawiania. O uczeniu innych pisania pomyślałam dopiero po zakończeniu Szkoły Pisania Powieści. Maria ogłosiła wtedy rekrutację do Szkoły Trenerów Pisania. Chciała zbudować zespół, który będzie kontynuował jej pracę nie tylko w Krakowie, ale na terenie całego kraju. Pamiętam, że kiedy otworzyłam e-maila z tą informacją, serce zaczęło mi szybciej bić. Potem byłam świadkiem ciekawej walki, jaką toczyło moje serce z rozumem. Trochę trwało oswajanie wątpliwości, ale jak zawsze poszłam za głosem intuicji. I to był strzał w dziesiątkę!

Szuflada: Czy planujesz napisać własną książkę?

To jest trudne pytanie (śmiech). W moim laptopie jest folder, a w nim kawałki powieści, którą zaczęłam pisać w Szkole Pisania Powieści. Są wiersze dla dzieci, które właśnie odświeżam, jest niedokończona historia dla dzieci. No i mikroopowiadania, pisane na miarę moich aktualnych możliwości czasowych. Napisanie powieści nie jest w tym momencie dla mnie priorytetem. Myślę, że w niedalekiej przyszłości wrócę do tego tematu. Póki co koncentruję się na wierszach dla dzieci. Bardzo chciałabym znaleźć dla nich wydawcę. I cały czas rozwijam się jako trenerka pisania, redaktorka i korektorka. To jest teraz dla mnie zadanie numer jeden.

Szuflada: Czy według ciebie istnieje granica, po przekroczeniu której pisarz/autor jest „doskonały” i nie musi uczyć się dalej?

Myślę, że nie ma takiej granicy w pisaniu. Oczywiście na początku drogi musimy uczyć się więcej. Z czasem nasz warsztat staje się coraz lepszy, bardziej świadomy. Ale uczymy się całe życie, zmienia się tylko stopień intensywności tej nauki. Wkraczamy na wyższy szczebel umiejętności, szukamy zupełnie innych odpowiedzi i rozwiązań. Powiem obrazowo. Początkujący pisarz uczy się podstaw, czyli jak tworzyć wciągające opisy, jak pokazywać bohatera, jakie budować początki i zakończenia historii itp. Potem uczy się, jak dopasować narrację do opowieści, jak budować sceny i sekwencje scen. Jeszcze później zaczyna planować całą powieść. I przychodzi taki moment, kiedy czuje, że jest gotowy podjąć wysiłek napisania powieści, że wie już wystarczająco dużo i nie potrzebuje dalszej nauki. Przychodzi czas na przekucie teorii w praktykę. Jeśli natomiast autor chce się rozwijać, to z każdą kolejną książką będzie szukał nowych pomysłów literackich. Inspiracji i narzędzi uczy się cały czas, czytając książki innych pisarzy i podpatrując ich warsztat. Jeśli mamy na myśli uczenie się jako uczestniczenie w warsztatach, to przychodzi taki moment, kiedy pisarz czuje, że już nie potrzebuje się uczyć, bo jest gotowy do napisania swojej powieści. Ale jeśli chodzi o naukę w szerokim tego słowa znaczeniu, to pisarz uczy się i rozwija przez całe swoje życie. No chyba że chce pisać ciągle takie same książki.

Szuflada: Czy uważasz, że powinno się oczekiwać czegoś konkretnego po nauce kreatywnego pisania, czy też podchodzić do całego procesu bez zobowiązań?

Jeśli prowadzę warsztat, którego celem jest pokazać, jak tworzyć opisy wnętrz albo przyrody, to moim obowiązkiem jest zrobić wszystko, żeby uczestnik zrozumiał, o co w tym zagadnieniu chodzi. Poświęcam mu czas i uwagę, żeby jego opisy stały się lepsze, ciekawsze dla czytelnika. Staram się spełnić jego konkretną potrzebę. Natomiast moje doświadczenie pokazuje, że kiedy w jednym czasie i miejscu spotyka się kilka piszących osób, to jak z rękawa sypią się wartości dodane takiego warsztatu. Wspomniałam na początku, że twórcza atmosfera działa inspirująco na obie strony tego spotkania. Uczestnicy mają okazję wymienić się doświadczeniami, zapytać innych o radę. Czasami wymieniają się e-mailami (i to jest dla mnie wspaniałe doświadczenie!). Mobilizują się do dalszej pracy. Bardzo często dostaję informację zwrotną od uczestników, że zaskoczyli się swoją kreatywnością i że nie spodziewali się, że warsztat da im tyle cennych uwag. Niektórzy poczuli taką determinację, że skończyli pisać książkę albo wysłali ją do wydawnictw, albo planują napisać np. opowiadania. Dobrze jest oczekiwać od warsztatu, że przyniesie nam konkretne umiejętności, ale warto pozostawić sobie furtkę otwartości na nieznane. Nigdy nie wiemy, dokąd zaprowadzi nas nauka kreatywnego pisania.

Szuflada: Piszę, bo jestem, czy jestem, bo piszę?

Dzisiaj zdecydowanie bliższa jest mi opcja „piszę, bo jestem”. Mam w sobie dużo pokory i wiem, że wszystko ma swój czas i swoje miejsce. Nie mogę robić wszystkiego, co bym chciała, bo wtedy tak naprawdę nie robię nic konkretnego. Dlatego skupiam się na tym, co jest w tym momencie najważniejsze – rozwijaniu moich umiejętności redaktorskich, korektorskich i trenerskich. Piszę dla przyjemności i tyle, na ile pozwala mi na to moja aktualna czasoprzestrzeń (a dzielę ją z ambitnym, pracowitym mężem i z trójką naszych dzieci). Pisanie literackie daje mi ogromną radość. Wiem, że przyjdzie kiedyś czas na ponowne oddawanie całej siebie pisaniu. I wyczekuję go cierpliwie.

Rozmawiały: Magdalena Pioruńska,

Kinga Konarska

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *