Wywiad: Martyna Raduchowska

martynaMartyna Raduchowska: Rocznik ’87. Wrocławianka z urodzenia i sentymentu, obecnie zaś Jeleniogórzanka z wyboru i zamieszkania. W tak zwanym międzyczasie nie zabrakło jej też na emigracji, gdzie spędziła piątą część swojego życia. Cierpi na chorobliwy nadmiar pomysłów oraz chroniczny brak wolnego czasu. Pierwsze ubóstwia, drugie pilnie odda w dobre ręce. W duszy gra jej wszystko, co ma dobrą fabułę oraz pełnokrwistych bohaterów, i póki dana historia spełnia te warunki, nie ma znaczenia ani jej tematyka, ani gatunek, ani czy jest opowiadana na papierze, ekranie, czy deskach teatru. Pod tym względem nie pogardzi też grą komputerową, choć raczej w charakterze widza niż czynnego gracza.

Absolwentka psychologii i kryminologii (Uniwersytet Walijski) oraz neurobiologii poznawczej (Uniwersytet w Yorku). Co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że bez większego trudu dogada się zarówno z psycholem jak i kryminalistą, a jeśli trzeba, może im nawet pogmerać w neuronach.

Autorka dylogii o medium Idzie Brzezińskiej (Szamanka od umarlaków i Demon Luster).

Pisać zaczęła gdzieś w okolicach dwunastego roku życia, przestać natomiast – ku udręce niektórych – nie zamierza nigdy.

M.P.: Witaj, Martyno. Kiedy ostatnio rozmawiałyśmy, dopiero debiutowałaś na rynku. Co się zmieniło w twoim twórczym podejściu do pisania od tamtego czasu? Czego się nauczyłaś?

M.R.: Przede wszystkim odkryłam fabułę! A to taki krok milowy, myślę sobie, w „Demonie Luster”, mojej drugiej powieści, dzieje się znacznie więcej i znacznie dynamiczniej. Poza tym nauczyłam się cierpliwości i dokładności przy układaniu kolejnych scen tak, żeby cały utwór był spójny i przemyślany. Dziś nie potrafię już napisać tekstu bez porządnego konspektu. Znaczy, potrafię, ale wtedy rezultaty rzadko mnie zadowalają. Przy „Szamance…” również miałam wszystko z góry zaplanowane, ale nie tak drobiazgowo, jak teraz. Czasami takie podejście jest zgubne, bo wymaga sporo czasochłonnych przygotowań przed rozpoczęciem samego pisania. Być może powinnam pozwolić sobie na większą swobodę, ale z drugiej strony dużo pewniej się czuję, kiedy znam już wszystkie odpowiedzi. Wbrew pozorom łatwiej mi wtedy improwizować i w razie czego zmienić koncepcję.

DSC02474M.P.: „Demon Luster” to kontynuacja „Szamanki od Umarlaków”. Czy twoi bohaterowie dojrzewali razem z tobą? Jak myślisz w którym z nich najlepiej się to uwidacznia?

M.R.: W Idzie. Ona przechodzi największą przemianę, z dość nieporadnego podlotka przeistacza się w zdeterminowaną i znacznie silniejszą dziewczynę. Drugą postacią, której metamorfozę możemy obserwować, jest Kusiciel, czyli tytułowy Demon Luster, choć w jego przypadku musimy cofnąć się w czasie, by poznać jego motywacje, zobaczyć kim był, zanim przeszedł na ciemną stronę mocy. Reszta bohaterów jest już raczej ukształtowana, w drugim tomie mamy jednak okazję dużo lepiej ich poznać, dowiadujemy się też sporo o ich przeszłości. W „Demonie…” wszystkie najważniejsze postacie na swój sposób zostawiają to, co było, za sobą, ruszają dalej, rozpoczynają kolejny rozdział.

M.P.:Opowiedz coś o fenomenalnej okładce „Demona Luster”. Czy brałaś udział w wyborze okładki?   

M.R.: Owszem i strasznie się z tego powodu cieszę. Dominik Broniek, autor ilustracji okładkowej, jest moim ulubionym grafikiem, więc kiedy skontaktował się ze mną i zapytał, czy mam dla niego jakieś sugestie, od razu wiedziałam, że się dogadamy. Właściwie mógłby narysować cokolwiek, a i tak byłabym zachwycona 🙂 Pierwszy raz miałam okazję przedstawić artyście moją wizję okładki – a raczej wizje, bo było ich kilka. Kiedy Dominik pokazał mi pierwsze szkice, sama nie wiedziałam, który wybrać, bo każda koncepcja jak ulał pasowała do klimatu książki. Gdyby decyzja należała do mnie, prawdopodobnie skończyłoby się na losowaniu, na szczęście jednak ostatnie słowo miała tutaj Fabryka Słów. Wybór mnie nieco zaskoczył, a rezultat końcowy oczarował od pierwszego wejrzenia.

M.P.: Czy wzorujesz swoje postacie na prawdziwych osobach? Przy okazji pierwszej części często spotykałaś się z opinią, że Ida jest twoim alterego. 😉 Zdementujesz tę plotkę?   

M.R.: Nie wiem, czy powinnam ją dementować. Co prawda nie tworzyłam szamanki z premedytacją na mój własny obraz i podobieństwo, ale mimo to jesteśmy do siebie całkiem podobne. Zwłaszcza ja i Ida z „Demona Luster”. Psychologia, ironiczne usposobienie , studia z dala od rodzinnego domu. Sporo nas łączy.

Ponadto pierwowzorem Tekli jest Jadlik, moja osobista siostra, osóbka o ciętym języku i z takąż ripostą na każdą okazję. Bez jej wsparcia „Demon Luster” rodziłby się w dużo większych bólach i pewnie jeszcze do dziś nie przyszedłby na świat.

No i postać Kruchego również została wyposażona w charakter należący do człowieka z krwi i kości – Beza, mojego najlepszego przyjaciela i przyszłego męża w jednym. Takie kombo. Wiele kwestii, które padają z ust podkomisarza Kruszyńskiego, usłyszałam właśnie od osobistego narzeczonego. Ba, mam cały zapas cytatów z kilku ostatnich lat, myślę zatem, że łowca nie powiedział jeszcze ostatniego słowa 🙂

20131015122M.P.: Ostatnio miałaś przygodę z magiczną antologią opowiadań o Opolu- Festiwal Natchnienia. Lubisz teraz Opole? 😉

M.R.: Bardzo i mam nadzieję, że niedługo znowu je odwiedzę. Podczas pierwszej wizyty zabrakło mi czasu, by porządnie zwiedzić miasto. Udało mi się tylko pospacerować po Wzgórzu Uniwersyteckim, które odgrywa ważną rolę w moim „Proszku spadkowym” i zobaczyć fontannę na Placu Daszyńskiego, tytułową „Ceres” z Twojego opowiadania. Mam wielką ochotę zobaczyć więcej.

M.P.: Jak Ci się pisało tekst do tej antologii? Czy stworzenie „Proszku spadkowego” było dla Ciebie wyzwaniem?

M.R.: A i owszem, bo strasznie ciężko znaleźć jakąś legendę o Opolu, która nie opowiada o Św. Wojciechu! Ta o powstaniu miasta również nie pozostawia zbyt wielkiego pola dla wyobraźni 🙂 Musiałam dość głęboko poszperać i sporo poczytać, żeby w końcu znaleźć jakiś punkt zaczepienia. Ale kiedy natknęłam się na historię Śląskiego Kopciuszka, poszło już z górki, dziewczyna ma naprawdę inspirujący życiorys.

M.P.: Jak odbierasz polskie realia po walijskiej przygodzie ze studiami? Tęsknisz za Anglią?

M.R.: Rozdział emigracyjny uważam za zamknięty. Wróciłam do domu i w domu mi najlepiej, tu jestem i czuję się jak u siebie. Oczywiście nic mi nie zastąpi doświadczenia zdobytego za granicą, w końcu spędziłam na Wyspach pięć długich lat. To właśnie tam rozegrały się jak na razie najważniejsze wydarzenia w moim życiu, tam dojrzałam i zmieniłam spojrzenie na wiele spraw. A w międzyczasie spełniłam marzenia związane z wykształceniem, psychologia, kryminologia i neurobiologia coraz bardziej przydają mi się w pisaniu. Więc nie, nie tęsknię za bardzo, ale darzę tamte czasy sporym sentymentem.

M.P.: Co najbardziej lubisz w pisaniu? Czy czytanie książek pomaga Ci w szlifowaniu stylu? Czy wręcz przeciwnie- przeszkadza?

M.R.: Czytanie to podstawa, absolutna konieczność. Umysł trzeba ćwiczyć, a wyobraźnię karmić, jak inaczej szlifować warsztat? Kiedy mam przerwę w pisaniu lub jestem we wczesnej fazie konstruowania konspektu, czytam ile wlezie, zbieram informacje i materiały, szukam inspiracji. Ale potem, kiedy już tylko piszę, nie tykam innych lektur, a już zwłaszcza takich, które tematycznie są zbliżone do tego, co sama właśnie usiłuję popełnić. W twórczym szale bardzo łatwo się zasugerować, nieświadomie pozwolić na to, by umysł przesiąkł cudzą wizją – łatwo może nie tyle skopiować czyjś pomysł, co raczej skrępować i skutecznie wybić z rytmu własną wyobraźnię. Dlatego gdy już siadam do pisania, moim jedynymi literackimi przyjaciółmi są teksty źródłowe.

M.P.: Jakie masz plany na najbliższą przyszłość? Kiedy zobaczymy kolejną książkę twojego autorstwa w księgarni?

M.R.: Chciałabym móc powiedzieć, że jeszcze w tym roku i dołożę starań, by tak się stało, ale czy mi się uda, to już wyjdzie w praniu. Teraz biorę na warsztat kilka opowiadań spod znaku urban fantasy i kryminału, a potem zabieram się za kolejną powieść. I nie, jeszcze nie mam na myśli trzeciego tomu cyklu o szamance, choć nie wykluczam, że ten może powstać całkiem niedługo.

M.P.: Czego możemy Ci życzyć w tym konkretnym momencie? A może wszystkie twoje pisarskie marzenia już się spełniły? 😉

M.R.: A gdzie tam, jestem dopiero na początku drogi. Wciąż szukam swojego podwórka, i teraz nadszedł dla mnie czas wielkich eksperymentów. W urban fantasy czuję się więcej niż komfortowo, na pewno na dłużej zostanę przy tym podgatunku, ale bardzo chciałabym zrobić mały skok w bok i spróbować swoich sił także na innym poletku. Życzcie mi zatem powodzenia 🙂

Rozmawiała: Magdalena Pioruńska

Zapraszamy do czytania fragmentu „Demona Luster”: http://issuu.com/fabrykaslow/docs/raduchowska_demonluster_frag

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *