Wywiad: Ewa Jarocka: Poezja nie jest poligonem, na którym urywamy sobie nogę, żeby móc popłakać

ewa jarocka, oryginałEwa Jarocka Urodzona w 1980 roku. Z wykształcenia nauczycielka plastyki. Wydała kilka ebooków, m.in. „Placki” w Wydawnictwie Nowy Świat. W 2014 otrzymała dyplom z poezji w krakowskiej Szkole Pisarzy. Jest finalistką konkursu na opowiadanie XI MFO i laureatką II edycji Konkursu im. Tymoteusza Karpowicza na książkę poetycką. Mieszka i pracuje we Wrocławiu.

1. Poezja to…?

Poezja to dla mnie forma autoterapii. Wyrzucania z siebie tego, co niepotrzebne, co zaległo i co uniemożliwia mi lub przysłania to, co przede mną. To dążenie do jakiegoś pierwotnego stanu, który, po odrzuceniu balastu, dzieje się teraz. Jest przyjemny i nieprzyjemny, bo staram się przeżywać i przelewać na papier wszystkie emocje, także te trudne. Mam bowiem bzika na punkcie rozwoju. Może dlatego zamiast czytać wypożyczone ostatnio z biblioteki książki Sosnowskiego, czytam dużo poradników psychologicznych, pasjonuje mnie psychoterapia. Może dlatego wiele osób z mojego otoczenia po lekturze tomiku „nie ma dobrych ludzi” zaprotestowało. Oni dotychczas inaczej widzieli świat i to, co nas łączyło. Ale tak już jest, że każdy z nas ma swoją wrażliwość i inaczej pojmuje dobro. Są ludzie, którzy chcą dla mnie dobrze. Jednak ich wyobrażenie o moim dobru może się różnić od tego, co ja chciałabym od nich otrzymać. Gdy byłam mała, nie miałam szans komunikować o swoich potrzebach i nie zawsze były one poprawnie odczytane – i być może stąd tyle oburzonych głosów. Przecież wszyscy się starali i pewnie nie popełniali błędów. Było dobrze. Kiedy oni popełniali błędy! Właśnie o to chodzi – wszyscy to robimy. Choćby dlatego, że się różnimy i co dla jednego jest dobre, dla innego może być złe.

Teraz jest inaczej. Jestem już dorosła, znam swoje prawa, wiem, czego chcę i dostaję to. Jestem za to odpowiedzialna! I wiem, że aby było dobrze, trzeba oglądać się za siebie. Dlatego mówię w wierszach o wszystkim – dobrym i złym, a przynajmniej staram się na tyle, na ile pozwalają mi na to nawyki i wypracowane zachowania. Czy może czasem kogoś w ten sposób krzywdzę? Robię źle, bo ten ktoś nie chce się zmienić? Dostrzec dla siebie szansy w mojej reakcji czy słowie? Bo najczęściej stawką jest jego dobre samopoczucie i dobre wyobrażenie o sobie? Jeśli ktoś ma niskie poczucie własnej wartości, nie będzie słuchał krytyki, bo to potwierdziłoby tylko jego przekonanie o sobie samym. Nie wiem, co by mu trzeba było zaaplikować, żeby się otrząsnął i pogłębił naszą relację. Tacy ludzie są nie do zdarcia. Szkoda mi ich. Nie uczą się i nie rozwijają, nie rozumieją mojej poezji. Śmiem twierdzić, że nie czują poezji w ogóle.

2. Poezja  nie jest…?

Dla mnie poezja nie jest czymś, czego nie da się pomyśleć. Poezją bowiem może być wszystko. Spektakl w teatrze, seans w kinie czy odczyt wiersza. Nie sam wiersz, który może być słaby, ale jego prezentacja. Poezją może być też dobry wiersz, poranek, jutrznia, wakacje nad morzem, smak mandarynek. Choć nie, poezją nie jest dla mnie głupota! A głupota to źródło zła. Poezja nie jest zła, mimo że niektórzy słusznie zauważają, iż nie ma w niej ostatnio wielu zasad. Czy to jest nihilizm? Ale przecież żyjemy w czasach, kiedy wiele sprzecznych ze sobą teorii opowiada nam o jednym świecie. One się ze sobą przeplatają, żeby łatwiej było nam zrozumieć rzeczywistość. Brak reguł jest tam, gdzie pozwalamy na to, by coś nie działało na naszą korzyść. Poezja nie jest poligonem, na którym urywamy sobie nogę, żeby móc popłakać.

3. Jaki jest twój ulubiony współczesny poeta i dlaczego?

Z tymi moimi ulubionymi poetami, i jednym szczególnie, jest związana cała moja historia dochodzenia do pisania wierszy. Otóż nie pisałam ich, zanim nie trafiłam do Studium Literacko-Artystycznego w Krakowie. Na rozmowie wstępnej powiedziałam nawet, że nie asymiluję poezji. Byłam nią znużona po liceum, na studiach sięgałam po wybrane tomiki tylko po to, by mieć jakieś pojecie o współczesnych poetach. Myślę jednak, że wszystko, co pisałam, było nią podszyte. Moje teksty były poetyckie. Na wspomnianej rozmowie mówiłam nawet, że lubię, kiedy w literaturze coś mnie zaboli. Czy to nie liryczne? Czy to nie wyraz tęsknoty za opisem nieodgadnionego? A potem przeczytałam w opracowaniach wierszy pana Romana Honeta, że jego wiersze bolą. Pozazdrościłam mu. Gdy pan Honet przyniósł nam na zajęcia pierwsze przykłady dobrych wierszy, zapamiętałam między innymi utwory Justyny Bargielskiej i Agnieszki Wolny-Hamkało. Byłam nimi zachwycona. Byłam urzeczona, że tak można pisać o codzienności! Że tak można dać się porwać wyobraźni. I że forma tych podskoków nie jest banalna! Potem poznałam Justynę Bargielską i zostałam jej ogromną fanką. Jej i Romana Honeta, bo nie wiem, które z nich ochrzciłabym mianem swojego ulubionego poety. Czy łatwiej było mi lubić ich twórczość, bo ich poznałam? Na pewno tak! Taki w ogóle przyjęłam sposób zaznajamiania się z wartościową polską poezją współczesną. Najpierw wchodzę z kimś w relację, potem wdrażam się w jego wiersze. Ta metoda sprawdziła się w przypadku Mirki i Julii Szychowiak. Mirkę poznałam przy okazji XI Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania, Julkę w czerwcu na preTextach w Nowej Rudzie. Obie mnie ujęły tym, co robią. Są w tym doskonałe! Mam nadzieję, że tych spotkań w moim życiu będzie jeszcze więcej i będę oblatana w temacie jak nikt. Bo nie jestem jakąś znawczynią poezji. Raczej jestem nieznawczynią, która lubi poczytać o niecodziennych spojrzeniach na codzienność i fantastycznych poetyckich podróżach pisarzy.

Dlaczego zatem Justyna Bargielska i Roman Honet? Bo sprawiają, że przechodzą mnie ciarki, gdy czytam ich wiersze. Dlaczego Bargielska? Bo ma dar widzenia na opak oraz niedokończonego. Dlaczego Honet? Bo to, co pisze, rzeczywiście boli. Bardzo.

4. Opowiedz nam o swojej przygodzie z poezją.

Moja przygoda z poezją jest stosunkowo krótka. To jednak lata rozwoju osobistego. To lata, które w oczach innych ludzi były wyrzeczeniami. Piszę od zawsze. Ale gdybym miała zacząć od konkretów, to pamiętam pierwszy wiersz, jaki napisałam. To było w liceum. Wierszyk był o złotej rybce, która wyskoczyła z akwarium i biła ciałem o drewniany parkiet. Dusiła się. I ja czasem czułam się podobnie. Dojrzewałam. Niedojrzałe to było, prawda? Potem pisałam już tylko opowiadania zabarwione liryką. O wietrze i promieniach słońca. Chciałam w ten sposób uciec od poezji, bo ona jest taka nielogiczna, nieracjonalna, nienamacalna. Nie jest konkretna jak okrągłe zdania. No i kto uprawia poezję? Miałam wrażenie, że osoby postrzelone, niepoważne! Ja nie chciałam być aż takim wrażliwcem. Tak, na drodze do pisania wierszy stały moje blokady osobiste. A potem trafiłam na warsztaty do pana Romana Honeta. Pamiętam doskonale, że powiedział, iż mamy napisać wiersz do jakiejś frazy. Ale zastrzegł, że gdyby ktoś nie mógł się przemóc, niech nie pisze wcale. Usiadłam w domu i poczułam, że chcę mu zaimponować. Napiszę więc lirycznego esemesa. W ten sposób powstał mój wiersz, który ogólnie został oceniony jako nieporadny. Jednocześnie pan Roman powiedział o nim kilka miłych słów. A ja poczułam satysfakcję. Potem chciałam jej więcej i więcej – i tak się zaczęło. Okazało się, że mam talent. Pisałam więc w każdej wolnej chwili, a moi koledzy z SLA śmiali się, że pan Honet nie pojechał z nami na warsztaty do Astorii, bo mu wysłałam wszystkie swoje wiersze i on je czyta, nie ma czasu na nic więcej…

5. Byłaś studentką SLA w Krakowie – co dały ci te studia?

Poza wytycznymi, jak pisać wiersze, przykładowo bez przymiotników i z dialogami, bez „aniołów” i „pawich piór”, studia w SLA dały mi kontakty. Poznałam tam swoje bratnie dusze i jednego dobrego ducha, z którym dzisiaj mogę gadać godzinami – o tym, jak układa się moje życie, o pisaniu książek i książkach w ogóle, o udziale w warsztatach, festiwalach i konkursach. Tam z akceptacji dla inności zrodziło się moje zrozumienie dla poezji i siebie jako osoby piszącej wiersze. Tam też w Stowarzyszeniu Pisarzy Polskich miały miejsce pierwsze publiczne odczyty moich wierszy. Dla mnie było to ważne, bo jestem lękliwa. Nikt mnie jednak nie krytykował, co więcej, miałam i mam w tym środowisku ogromne wsparcie. W ten sposób zebrałam doświadczenia, które potem wykorzystałam na preTextach.

6. Opowiedz nam o swoich aktualnych sukcesach – jest ich sporo.

Czy aż tak sporo? Może nie, ale są ważne. Początkowo pojawiały się jakieś tam wyróżnienia, potem nominacja do głównej nagrody XI MFO i teraz to. To, czyli wygrana w konkursie na książkę poetycką, organizowanym przez Fundację na rzecz Kultury i Edukacji im. Tymoteusza Karpowicza. Mam chyba szczęście do wrocławskich inicjatyw kulturalnych. Organizatorzy konkursu zapewnili mi też udział w festiwalu preTexty na terenie dolnośląskiego.

jarocka-ewa_m-cmyk

Miałam już dwa spotkania autorskie, które stały się dla mnie kolejnym sprawdzianem na drodze rozwoju. Pamiętam, że na pierwszym z nich, czytając swoje wiersze, patrzyłam na mikrofon. Latał w moich rękach, jakby był na dyskotece! Patrzyłam też na mikrofon w rękach mojej koleżanki, z którą razem wygrałyśmy konkurs, Ewy Olejarz. I jej mikrofon się trząsł. Pomyślałam wtedy, że to takie ludzkie. Że wreszcie jestem człowiekiem. Na swoim miejscu? Jestem stworzona do tego dygotu!

7. Jaką poetką lubisz siebie nazywać?

Jeszcze nie nazywałam siebie poetką, choć słyszałam już to określenie pod moim adresem. W Legnicy, gdy dostałam swój tomik do rąk. Znamienne słowa padły z ust Jacka Bieruta, redaktora mojego tomiku. Śmiałam się, ale w tej mojej radości było pewne niedowierzanie. Ja i poetka? Nie… Choć w jednym ze swoich wierszy żartuję, że jestem poetką od rzodkiewek.

8. Czym się zajmujesz na co dzień i jaki to ma wpływ na twoją poezję?

Nie pracuję w zawodzie nauczycielki. Na co dzień pracuję w firmie, która zajmuje się obsługą różnych obiektów, czyli w usługach. Lubię swoją pracę, bo uczestniczę w ważnych rzeczach i mam tam kontakt z ludźmi. Nieraz baaardzo ciekawymi. Lubię ludzi, na przekór wszystkiemu nie uważam, że są źli. Mówi się o nich różnie, że rodzą się dobrzy lub że rodzą się źli, a w procesie socjalizacji powinni stać się dobrzy. Nie wiem, jak to z nimi jest. Chyba i tak, i tak, żeby było kolorowo. Różnorodnie.

No więc w pracy podsłuchuję, co ludzie mówią, i spisuję to na wewnętrznych stronach okładek książek. Podam przykłady wypowiedzi, których się mogę pozbyć. „Dobrze plunąć i już jestem na Kosmonautów”, „Niech w buty wejdą, będą wyżsi”, „ Gdzie idziesz? Do księdza i jego kur”, „Nudzi mi się. To się rozbierz i popilnuj ciuszków!”. Fajne, prawda?

9. Gdzie poszukujesz inspiracji i dlaczego?

Inspirują mnie ludzie, książki, ja sama. Wiesz, jestem kolorowa jak wielki balon z Królem Lwem z festynu! Moi koledzy z SLA mówili, że wiele moich rzeczy jest dziwnych. Ja pielęgnuję w sobie tę dziwność, chodząc do kina i zaczytując się w książkach, także tych z literówkami. Pracuję też nad sobą, stale się zmieniam. Siebie i swoje zdanie na różne tematy. Czasem redefiniując coś lub zmieniając perspektywę, otwierają się we mnie takie strefy, że nie mogę spać lub dzięki nim właśnie śpię i śnię rzeczy, o których filozofom się nie śniło. Ostatnio na przykład odkryłam, że nie wszystkie myśli, które mam, są moje! Że niektóre zostały mi zaszczepione i ja je traktowałam jako swoje, przez co popełniałam błędy. A to przykładowo tylko lęki charakterystyczne dla zbiorowej podświadomości naszej cywilizacji globalnej wioski. Albo zrozumiałam, że patrzę na świat, jakby niczego poza tym, na co patrzę, nie było. A jeśliby tak zamknąć oczy na chwilę, otwiera się przed człowiekiem wspaniała perspektywa! Bywa, że wzrok wszystko przekreśla. Ba! Nie ubogaca, ale deformuje lub sprawia, że jesteśmy ubożsi o wiele rzeczy. No i że zdrowe jednostki pozbawione są nihilizmu. Tak naprawdę, jeśli nihilizm jest zły, to tworzą go nieszczęśliwi ludzie. Twierdzę też, że tam, gdzie jest porządek, żadne prawo nie jest potrzebne!

Dlatego zainspirować może mnie wszystko, nie wyłączając nihilizmu. Dlaczego? Bo jestem otwarta. Przyznam się do błędu i przeproszę, jeśli zajdzie potrzeba. Będę się cieszyła z innymi ich sukcesami, udzielę wsparcia i dobrej rady. Do tego nie będę kurczowo trzymała się swojego zdania. Ze mną można wszystko! Jestem mądra.

10. Czego możemy ci życzyć w przyszłości? Czy wiążesz swoją przyszłość z literaturą?

Chcę, by mi życzyć tego, abym mogła się rozwijać. Żeby nie pojawiły się zewnętrzne czy wewnętrzne przeszkody, uniemożliwiające mi pisanie. Bo wiążę swoją przyszłość z literaturą. Kiedyś kolekcjonowałam kolczyki, potem ciuchy, a teraz zbieram ciekawe frazy. I tomiki! Chciałabym, by moja pasja nie wyczerpała się z wiekiem jak te dwie pozostałe. Czasem się o to martwię. Myślę, że skoro zmieniam siebie i swoje zdanie, to przyjdzie czas, gdy stwierdzę, że się bardzo pomyliłam i nie dane jest mi kontynuować podróż obraną onegdaj drogą. Boję się, że także z tym będę szczęśliwa…

Rozmawiała: Magdalena Pioruńska

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *