Wywiad: Anna Mulczyńska

anna_mulczynska_fot_dariusz_majgierAnna Mulczyńska – Z wykształcenia ekonomistka, pracuje w mediach. W wolnych chwilach zajmuje się szyciem, wyszywaniem, ozdabianiem, dekorowaniem, odnawianiem itp. Jej zainteresowania sięgają jednak dalej: produkuje naturalne kosmetyki, pochłania książki, zachwyca się baletem, opiekuje kotem i zwiedza świat, a ulubionym miejscem wycieczek jest Szwecja. Do kręgu zajęć, którym oddaje się z pasją, dołączyło pisanie – jest autorką „Powrotu na Staromiejską”, a  obecnie pracuje nad kontynuacją. Kobieta aktywna, kreatywna, z optymizmem patrząca na świat.

K.M.: Lista zainteresowań, które w dodatku Pani aktywnie rozwija, jest imponująca. Proszę powiedzieć, jak Pani organizuje sobie czas, żeby go starczało na to wszystko?

Anna Mulczyńska: Ależ problem w tym, że wiecznie nie wystarcza mi na to wszystko czasu! Chciałabym umieć wysypiać się w cztery godziny, może wtedy żadna z moich pasji nie byłaby zaniedbywana, bo wciąż mam poczucie, że wiele z nich traktuję po macoszemu, a pomysłami i planami mogłabym obdzielić kilka osób.

Lata spędzone w agencji prasowej, gdzie ciągle się coś dzieje i zmienia, a większość rzeczy robimy na wczoraj, nauczyły mnie doskonałej organizacji pracy. Dlatego rzadko kiedy siedzę w domu i nic nie robię, nie marnuję cennych minut na oglądanie bezsensownych programów w telewizji. Raczej nie zdarza mi się, że ogarnia mnie „nicnierobienie”.

Uważam, że jeśli coś człowieka naprawdę pasjonuje, jest w stanie wykroić z doby na tyle dużo czasu, by zmieścić w niej wszystkie ukochane aktywności. I chociażby się waliło i paliło, raz w tygodniu muszę być na zajęciach z tańca. Bez problemu znajduję kilka godzin, aby obejrzeć przedstawienie, które mnie interesuje albo przeczytać książkę, którą właśnie upolowałam w księgarni.

K.M.: Każda mała dziewczynka uwielbia bawić się lalkami. Pani jako dorosła kobieta nadal ma ich sporo. Kolekcjonowanie to również Pani konik?

Anna Mulczyńska: Akurat lalki były tylko przejściową pasją i prawie całkowicie straciłam kontakt ze środowiskiem kolekcjonerów. Większość moich zbiorów odsprzedałam, zostawiłam sobie jedynie baletnice, głównie przez sentyment do tej sztuki. Jednak to przejściowe hobby nie poszło na marne, bo dzięki niemu wiem teraz dużo na temat tworzenia domków dla lalek − tę wiedzę udało mi się wykorzystać przy pisaniu drugiego tomu „Staromiejskiej”, w którym pojawia się pewna ciekawa postać, tworząca miniaturowe światy w muzeum zabawek.

K.M.: W „Powrocie na Staromiejską” można pozbierać rozmaite elementy, które – połączone – tworzą mini-wizerunek Anny Mulczyńskiej. Zgodzi się Pani z takim stwierdzeniem, że dzięki lekturze tej książki można Panią troszkę poznać?

Anna Mulczyńska: I tak i nie. Na przykład Jan i Janina to prawdziwe imiona moich nieżyjących już dziadków. Dziadków Weroniki nazwałam ich imionami celowo, chcąc, aby pamięć o nich nie zaginęła. Na pewno by się cieszyli. Niektóre moje pasje pokrywają się z pasjami Werki, ale na przykład ja zdecydowanie nie jestem dobra w szyciu patchworków. Ostatnio doszłam do wniosku, że szycie czegokolwiek dłużej niż dwie godziny doprowadza mnie do szału. Nigdy też nie miałam ochoty na uszycie żadnego z fragmentów patchworku Dear Jane, ba, tak szczerze mówiąc, to on mi się nawet nie podoba.

Na pewno ci, którzy mnie dobrze znają, odnajdą w książce jakieś elementy układanki, które mogłyby utworzyć portret Anny Mulczyńskiej, ale „Staromiejska” jest fikcją, która została poprzeplatana drobnymi elementami, które są dla mnie ważne.

K.M.: A ile Anny Mulczyńskiej jest w Weronice Peterson, poza wspólnymi pasjami?

Anna Mulczyńska: Pewnie czasami bywam Weroniką. Bywam też Anią-baletnicą lub Karoliną, ale żadna z nich nie jest do mnie za bardzo podobna. Zastanawiałam się nawet kiedyś, czy w ogóle byłabym w stanie zaprzyjaźnić się z Werką. Trudno powiedzieć. Pewnie obserwowałabym ją z daleka, skrycie zazdroszcząc jej umiejętności chodzenia w szpilkach po kocich łbach, ale czy zostałybyśmy przyjaciółkami? Kilka drobiazgów nas łączy, jednak Mulczyńska jest raczej introwertyczką, czującą się najlepiej w gronie najbliższych. Ekstrawertyczka, podobna do Weroniki, wychodzi ze mnie jedynie podczas podróży i wtedy bez problemu nawiązuję kontakty, rozmawiam ze sprzedawcami hot-dogów w mieszaninie kilku języków, doskonale się z nimi dogadując. Ale na lotniskach się nie gubię! Nie gubię się zresztą nigdzie, prowadzona przez jakiś wewnętrzny GPS.

powrot_na_staromiejskaK.M.: No właśnie, dużo Pani podróżuje. Ale nie Paryż, nie Rzym czy Wiedeń, a Sztokholm stał się ukochanym miejscem powrotów. Czym sobie zdobył to trwałe miejsce w Pani sercu, a potem i twórczości?

Anna Mulczyńska: Chyba ze względu na lukrecjowe żelki, które uwielbiam i zawsze przywożę ich pełną walizkę. Odmierzają mi później czas do kolejnej podróży, gdy na półce z żelkami robią się pustki, czas kupować bilet.

A tak naprawdę to kocham Sztokholm za niesamowitą atmosferę. To niby metropolia, ale da się ją przejechać wzdłuż w ciągu kilkunastu minut. Z jednej strony mamy wieżowce, a wystarczy przejść mostem na którąś z wysp i czuć się jak na wsi. Nic nie ładuje lepiej akumulatorów jak przesiedzenie całego dnia w Skansenie. Książka, ławka, w przerwie ciasto z jabłkami i mocna herbata, którą tam serwują do każdego posiłku w wielkich kubkach i od razu wraca chęć do życia.

Ale Paryż też lubię. Chociaż zdecydowanie wolę klimat małych, francuskich miasteczek.

K.M.: Stworzyła Pani kolejną literacką parę. Jednak nie da się jej przypisać do popularnego schematu: on – aktywny macho z tłumem wielbicielek, ona – uległa, nieco efemeryczna, bierna romantyczka. Edek Zawiślak, mimo iż daleki od typowego twardziela, podbija niewieście serca, w tym to, na którym mu najbardziej zależy. Zapewne też wiele czytelniczek ulegnie jego urokowi. To Pani ulubiona postać z „Powrotu…”?

Anna Mulczyńska: Oj tak, myślę, że Edzik byłby w stanie podbić niejedno serce. Moje zdobył na samym początku, dlatego chociaż jest najnormalniejszym na świecie facetem, nie udaje, nie stroszy piórek i miewa wpadki, mocno trzymałam za niego kciuki. Edek jest wbrew pozorom większym twardzielem niż niejeden macho, trzeba znacznej odwagi, żeby być po prostu sobą, bez udawania.

K.M.: Pani bohaterowie budzą sympatię przede wszystkim dzięki swojej szczerości i naturalności. To są cechy, które ceni Pani najbardziej?

Anna Mulczyńska: Zdecydowanie tak. Nie lubię udawania i chyba nie potrafię udawać kogoś, kim nie jestem. Świetnie też wychwytuję, na ile mój rozmówca jest szczery w tym, co robi lub mówi, a na ile udaje. Oczywiście mogłam stworzyć bohaterów idealnych, on byłby przystojny jak heros, ona omdlewałaby na jego widok, ale byłoby w nich niewiele prawdziwego życia. Zdecydowanie wolę szare ubrania Edwarda czy Weronikę, która jest po prostu sobą i nie przejmuje się tym, co powiedzą o niej inni, niż bohaterów podobnych do płaskich szkiców, mających niewiele wspólnego z rzeczywistością.

K.M.: Jedną z kilku pasji, które dzieli Pani z główną bohaterką „Powrotu…” jest blogowanie. Od kilku lat prowadzi Pani blog „Sztuka oswojona”. Dzieli się Pani swoimi pasjami, pokazuje efekty pracy, a co Pani dostaje w zamian?

Anna Mulczyńska: Sprawia mi to ogromną frajdę, chociaż przyznam, że ostatnio zaniedbałam blogowanie. Blog jest też doskonałym motywatorem do kończenia różnych projektów, gdyż obserwatorzy pytają mnie często, kiedy skończę jakąś wyszywankę lub jak zagospodaruję nowe zakupy do tworzenia hand-made. Bez tego mój regał byłby dziś wypełniony nieskończonymi pracami i mnóstwem materiałów do robótkowania, a tak udaje mi się na bieżąco je zużywać. Gdyby nie blog, nie poznałabym wielu wspaniałych osób. Kilka z nich dołączyło do mojego grona przyjaciół i spotykamy się nie tylko w życiu wirtualnym, ale i w tym realnym.

K.M.: Jednym z tematów, które czytelników najbardziej interesują są lektury Autora. Można znaleźć informację, że Pani ulubioną książką jest „Opowieść podręcznej”. Czy to znaczy, że Pani woli takie dość wymagające, oryginalne lektury? Czyje dzieła można znaleźć na Pani ulubionej półce?

Anna Mulczyńska: Margaret Atwood kocham miłością dozgonną i ona zawsze będzie dla mnie numerem jeden. Chciałabym kiedyś móc powiedzieć, że w swoim pisaniu otarłam się w jednym, maleńkim akapicie o jej styl. A w tej chwili siedzę i patrzę na całą ścianę książek, które poupychane są w dwóch rzędach na półkach i chyba trudno byłoby mi znaleźć ulubione. One wszystkie są ulubione, inaczej nie mieszkałyby w moim domu! Czytam mnóstwo, zresztą w moim domu rodzinnym książki kochali wszyscy i nawet moja babcia, która miała skończonych zaledwie kilka klas podstawówki, nie zasypiała bez książki w dłoni.
Ostatnio zachwyciła mnie „Delikatność” Davida Foenkinosa, niewielka książeczka, ale dawkowałam ją sobie, czytając, zachwycona trafnością każdego słowa. Żałuję tylko, że wcześniej obejrzałam film, który narzucił mi wyobrażenie pewnych scen.

K.M.: Obecnie pracuje Pani nad kontynuacją „Powrotu…”. Czy spotkamy tam wszystkich bohaterów pierwszej części?

Anna Mulczyńska: W kolejnym tomie spotkamy się ze wszystkimi bohaterami, chociaż tym razem kamera reżysera będzie rzadziej  towarzyszyła Weronice i Edwardowi. Skupimy się na kimś innym. Będzie dużo o hafcie, pasjach i przezwyciężaniu słabości. Pojawi się też kolejny koci bohater, rudy kocur Brutus i ktoś, kto może nie będzie miał tyle wdzięku, co Edek Zawiślak, ale zdecydowanie daleko mu też będzie do twardziela. Ciekawa jestem, czy czytelniczki go polubią.

K.M.: To będzie zamknięcie historii mieszkańców i bywalców Staromiejskiej? Wydaje mi się, że czytelnicy będą tęsknić za bohaterami „Powrotu…” i „Przyjaciółek ze Staromiejskiej” równie mocno jak Pani. Nie kusi Pani może jakaś saga?

Anna Mulczyńska: Niedługo zaczynam pracę nad czymś, co na dysku komputera zatytułowane jest jako „R3”. Oczywiście będzie to trzecia część „Robótkowa” i „Staromiejskiej”. Pojawią się tam nowi bohaterowie, będzie kontynuacja losów już znanych nam postaci, a ja już zacieram ręce, konstruując postać głównej bohaterki tego trzeciego tomu. Kusi mnie też zajęcie się innym tematem, czymś smakowitym, ale nie mam pojęcia, kiedy ta książka powstanie. Na razie zbieram do niej materiały, uczę się nowych rzeczy i myślę nad fabułą. Planuję też pewną podróż do krainy smakowitości. Jednak na razie przede mną wiele miesięcy pracy nad „Staromiejską”. I już zaczynam się na to cieszyć.

K.M.: Jako czytelniczka podzielam Pani radość. Bardzo dziękuję za rozmowę. Życzę Pani przede wszystkim więcej czasu na realizowanie pasji oraz spełniania marzeń!

Rozmawiała: Kinga Młynarska

Zdjęcie: Dariusz Majgier

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *