WIERSZE: Mirosław Mrozek

SZUFLADA poleca:

M2

Wspomnij mnie

 

Jadłem chrome ciało Boga, piłem jego zakażoną krew,

wypełniałem szalone proroctwa, modliłem się słowami,

wyjętymi wprost z wszechmocnych ust – chyba wierzę,

 

że poeta ma być zdeterminowany czasem, w jakim

przyszło mu żyć, moja poezja pozostanie bezczasowa,

bo żyję w czasie równoległym do twojego – sądzę zatem –

 

nie opisuję, nie przedstawiam, nie nawołuję, nie karcę,

nie opiewam, nie nawracam, nie tłumaczę i nie zaprzeczam –

sądzę, bo mam prawo, a po mojej lewicy całe moje życie.

 

 

Kain i Abel. Komentarz antropologiczny

 

I wsiąkła w ziemię krew Abla, krew, co nie popłynęła już

labiryntami tętnic jego nigdy nienarodzonych córek i synów,

którzy nie podnieśli już lemiesza ni miecza, nie zbudowali

miast, nie zasiali pól i nie uczynili ziemi sobie poddaną.

 

Zaś my, wnuczęta Kaina, którego krew szumi w naszych

żyłach, naznaczeni piętnem zwycięskiej siły, wiemy wszak,

że gdzie rośnie jabłoń, tam nie wykiełkuje już grusza,

gdzie woła krew z ziemi, tam kurhan milczenia usypią.


 

Postęp. Komentarz abderyty

 

Ziemię czyniliśmy sobie poddaną, deptaliśmy stopami,

kopaliśmy pazurami, co spadło z drzewa podnosiliśmy,

co nie uciekło na drzewo, chwytaliśmy i rozrywaliśmy.

 

I była nasza myśl tak płasko rozległa i pewna, aż przyszli

i zaokrąglili ją do obłości naszych oświeconych umysłów,

kazali potem krążyć po błędnym kole, wokół słońca nauki.

 

Nikt już nie obejmuje całości, a przecież ten nurt, rwący

do przodu, porywa każdego i każdego, kto nie zdoła nadążyć,

trzaska o skały – zatem budują tamy i zapory rozumowi.

 

Gdy jedni chcą z prądem, drudzy pragną płynąć pod prąd,

więc wiry, sztormy, tajfuny – i spłyniemy, a w nowej Genesis

napiszą: Pana zalała ich krew i sprowadził na nich Potop.

 

 

Obym się mylił

 

Może jednak się pomyliłem, co do celu i przypadku, myślę,

patrząc na mrówkę, którą zadeptałem, drugą wspinającą się

po nogawce moich spodni i kilka innych krążących na pozór

bez celu. Bo przecież pod tym drzewem wznosi się mrowisko.

 

Może jednak się pomyliłem i trzeba odrzucić te odruchy

współczucia, przyznaję, czasami jestem aż nazbyt wrażliwy,

i nie mogę patrzeć na ludzi, prawie każdy z nich z jakiegoś

powodu cierpi, i z jakiegoś powodu sprawia innym cierpienie.

 

Może jednak się pomyliłem, i należałoby popatrzeć na tę

planetę z orbity, jak po ciemnej stronie rozświetlają się

miasta, a po jasnej błękitnieje przestwór. I jest to wykonalne,

a przecież ledwie chwilę temu wymyśliliśmy cyfrę i znak.

 

I może cały czas mylę się, bo jestem tą mrówką, zadeptaną

przez los, niepojmującą tajemnicy konstrukcji mrowiska,

ani celu, jakiemu ma ono służyć. A mój ból jest odrębny,

stronniczy, jednostkowy, i nie potrafię objąć myślą całości.

 


 

Reszta jest milczeniem

 

reszta, którą ściskasz w garści po opłaceniu rachunku za życie,

a było ono monologiem błazna, niekiedy rozmową z duchami.

Zapłacone, przepłacone – cena zawsze okazuje się za wysoka,

życie nigdy nie spełnia pokładanych w nim nadziei, ale trzeba

przemilczeć resztę, trzymać mocno w garści, to, co pozostało,

trzymać się królewsko wyprostowanym, nie upaść na kolana.

About the author
Kinga Młynarska
Mama dwójki urwisów na pełny etat, absolwentka filologii polskiej z pasją, miłośniczka szeroko pojętej kultury i sztuki. Stawia na rozwój. Zwykle uśmiechnięta. Uczy się życia...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *