SZUFLADA poleca:
Strach na dzieci
Nie śmieszy podartą koszulą
obłoconymi spodniami
On straszy naprawdę
stęchłym oddechem
przekrwionymi oczami
Gdyby chociaż legł w szczerym polu
ale woli suche cztery kąty
i udomowione wróble
Kiedy wraca
rozpierzchają się po kątach
Jest skutecznym stróżem porządku
Pióra fruwają
Dzieci już nie płaczą
głośno
01.03.2015r.
Narowisty koń
Źrenice jego oczu skrywają wiele czułości
W nich świat wydaje się bezpiecznym i dobrym
Wtulam się ufnie w srebrną grzywę
Obejmuję rękoma szyję
Zaciągam zapachem skóry
Tylko głosem zdradza nieujarzmioną naturę –
to dziki step
urządzony po bożemu
(może stąd jego czystość?)
Żaden dotyk nie uszczęśliwi go bardziej
niż dotyk ziemi
Żadnym ramionom nie pozwoli się zamknąć
Żadne miasto go nie zatrzyma
Nie jestem stepem
nawet nie wiatrem
Odchodzę
Słyszę z oddali jego galop
szczęśliwy
15.04.2016r.
* * *
Nie dowierzam pięknu rezydencji
z lśniącymi oknami do nieba
przez które nikt nie wygląda
Nie zachwyca mnie gładkość trawnika
po którym dzieci nie biegają
ani widok precyzyjnie przyciętych iglaków –
kolumny karnie stojących rekrutów
Kłamstwo też bywa gładkie
lśniące przycięte
W dużym pięknym domu
łatwiej zgubić z oczu innych
między jednym salonem a drugim
między bibelotami antykami pierdołami
na które trzeba chuchać i dmuchać –
nie dotykaj gówniarzu!
łatwiej stracić z oczu
czyjąś duszę
17.08.2015 r.
Wiersz bezradny
Podeszłam do twojego łóżka szpitalnego
z wierszem
Był sterylnie czysty biały
Zrobił okrągłe oczy
Cierpienie nie pasuje do ciebie –
siłaczki pokonującej każdą słabość
Chciał przywołać dobre wspomnienia
z podróży z pointą „bez końca”
wywołać uśmiech na twarzy
Szepnął mi na ucho
że jednak wyjdzie
nic tu po gadaniu wierszem
miłość wyznaje się prosto
13.08.2016r.
Ogień
Jesienią chowam się w ciepłych kątach domu
Przepraszam z kocem i swetrem
pogrzebanymi przed latem
na dnie szuflady
Herbata z cytryną wraca do łask
co ani ziębi ani parzy kawę
w przeciwieństwie do dłoni i nosa które
rozkoszują się jej ciepłem i aromatem
Przyprószone kurzem książki
znowu królują na parkiecie
moich długich wieczorów
Zasypiają przytulone do policzka
Szukam ognia który podtrzymuje
ten dom
Płonie w oczach moich dzieci
22.08.2016r.
W ogniu w y p r ó b o w a n e
Przerażone szaleństwem świata
wołają –
od powietrza głodu ognia i wojny
wybaw nas
Bezradne wobec szaleństw swoich synów
uciekają od nich
pod Twoją obronę
Mówisz –
to nie o mnie
Tak wiem
Ty już nie wołasz
Nie uciekasz
Ogień zamienił cię w złoto
22.03.2013r.
(z tomiku „Niemocni”)
Chłopiec z brzydkimi zeszytami
Krótkie blond włosy niebieskie oczy niewinne
siedmiu lat grzechów innych
W jego zeszytach codzienności brak magicznych słów
okrągłych zdań o miłości zaufaniu bezpieczeństwie
Za to wiele zaczyna się od skurwysynu a
kończy na zabiję cię
Wiele kartek wyleciało
Korektor nie poradził sobie z czerwonymi plamami
Trzeba było usunąć je brutalniej żeby
nie wywołały niepożądanych pytań pani ze szkoły
z takimi zeszytami nie zajdziesz daleko
dziecko
Chłopiec przeklina niemądrą panią na razie
uśmiercając ją tylko w marzeniach
Żył kiedyś Stary Doktor
który uczył dorosłych –
mów dziecku że jest dobre
że może że potrafi
I stał murem za dziećmi
z brudnymi zeszytami
30.06.2014 r.
(z tomiku „Niemocni”)