Wawrzyniec Siedlecki – Na końcu świata

preview_Okladka_malaNapiszę tak: dostałam książkę, która miała być polskim „Mikołajkiem”. Hm, sprawa jest trudna, bo ja „Le Petit Nicolas”, książek napisanych przez René Goscinny’ego po prostu nie trawię. Jednakże wypowiedzieć się muszę.

Przykro mi to mówić, ale „Na końcu świata” Wawrzyńca Siedleckiego w żadnym stopniu nie skojarzyła mi się z francuskim „Mikołajkiem”. Natomiast od razu pojawiło się pytanie, czy aby na pewno blurb napisany przez Andrzeja Grabowskiego dotyczy tej samej książki, którą ja również przeczytałam. Nie wiem. Może musiałabym czytać ją jakoś inaczej. Na przykład na trzepaku, do góry nogami? Taki tragiczny żarcik pozwolę sobie wpleść. Ano, proszę Państwa, „Na końcu świata” jest, niestety, na końcu świata, bo ja takiej formy pisania po prostu nie znoszę. Pech chciał, że egzemplarz recenzencki trafił w moje ręce. Może komuś innemu by taka narracja odpowiadała.

Wawrzyniec Siedlecki wraca wspomnieniami do mazowieckiej wioseczki. Akcja wydaje się rozgrywać pół wieku temu i składa się na nią 44 krótszych i dłuższych opowiadań. Wszystkie napisane w formie, chciałoby się rzec: mówienia sześciolatka. Krótkie zdania, których najczęściej podmiot i orzeczenie powtarzają się w następnym. I tak, o zgrozo, do końca. Ażeby nie być gołosłownym, przytoczę jeden krótki fragment z opowiadania „Bałabieże”:

„Pracy było dużo i nigdy się nie kończyła. Nie było też żadnej nagrody za pracę. Lubiłem niektóre prace, ale żadnej pracy nie lubiłem tak bardzo, jak czytać książki. Raz w roku był jednak dzień, kiedy lubiłem pracować bardziej niż we wszystkie inne dni, prawie tak bardzo, jakbym czytał książkę. Ale nie z powodu pracy, tylko z powodu nagrody, która czekała na mnie w połowie dnia. Taki dzień był tylko jeden raz w roku” (s. 74).

I tak przez najbliższe strony. I mimo szczerych chęci nie znalazłam opowiadania, w którym ta straszliwa maniera zostałaby wyparta przez inną stylistykę. Inne pisanie i snucie opowieści. Zamysł jest piękny. Każdy lubi czytać wspomnienia, tym bardziej, że są to wspomnienia bardzo serdeczne.  Ale ja, niestety, w takiej formie tego przyjąć nie mogę. I nikt mnie do tego nie zmusi.

Jeszcze jedna sprawa, na którą zawsze zwracam uwagę. Strona graficzna. Kiedy zobaczyłam książkę, pomyślałam, że są to kolejne przepełnione smutkiem wspomnienia byłego więźnia obozu koncentracyjnego. Okrutna okładka przedstawiające pole (?) zmierzające do nicości niewątpliwie kojarzy się z ogromem strachu pól, które pochowały umarłych.

Nic więcej nie dodam, bo chyba nie ma takiej potrzeby.

Jednakże tym, którzy lubią narrację zwrotów powtarzanych, z pewnością polecić mogę.

Ula Orlińska-Frymus 

Tytuł: Na końcu świata

Autor: Wawrzyniec Siedlecki

Wydawnictwo: Hillman

Miejsce: Warszawa

Rok: 2015

Liczba stron: 120

 

About the author
Ula Orlińska-Frymus
doktorantka US, ukonczyła szkołę dla emigrantów w Izraelu oraz podyplomowe studium nauki o Holokauście na UW, autorka reportaży z Izraela i Japonii, zakochana w Harukim Murakamim, sushi i komiksach Rutu Modan. A przede wszystkim - mama Franka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *