„W moim idealnym scenariuszu, jeśli przemoc wobec kobiet w ogóle miałaby istnieć, to tylko na ekranie” – Anna Małyszko. Wywiad.

am fotoAnna Małyszko (ur.1982) – absolwentka Socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim oraz Kulturoznawstwa w Szkole Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. Do niedawna pracowała w mediach. Obecnie, jako doktorantka na Uniwersytecie SWPS, bada antropologiczne, filozoficzne i socjologiczne wymiary jedzenia. Interesuje ją również analiza napięć pomiędzy kulturą dominującą i mniejszościami kulturowymi oraz sposobów, w jakie te relacje wyrażane są w sztuce. W 2013 roku opublikowała książkę „Bestie i ofiary. Przemoc wobec kobiet w filmie współczesnym”.

Naszą rozmowę chciałabym rozpocząć od pytania nawiązującego do tytułu Pani książki „Bestie i ofiary. Przemoc wobec kobiet w filmie współczesnym”. Kto jest bestią, a kto ofiarą? Czy podział ten jest oczywisty?

Pierwotnie książka nosiła tytuł „Przemoc wobec kobiet w filmie współczesnym”. To wydawca po lekturze tekstu zaproponował, żeby zmienić go na „Bestie i ofiary”. Pomysł bardzo mi się spodobał, bo zawierał w sobie tę ambiwalencję, którą kobiecość w kulturze jest obarczona. Oczywiście w najbardziej narzucającej się interpretacji mężczyźni, główni sprawcy przemocy, są „bestiami”, a kobiety „ofiarami”.Jednak analizując dzieje rozwoju wzorców kobiecości i reprezentacji kobiet w kulturze, symbolikę związaną z kobiecością i jej miejsce w systemach wartości, można zauważyć, że często te role są odwrócone i to kobieta jest tytułową „bestią”, a mężczyźni są jej „ofiarami”. Kobiety mogą też z „bestii” stać się „ofiarami”, jak ma to miejsce w filmie noir, gdy niszczącą mężczyzn femme fatale spotyka ostatecznie zasłużona kara.

Co było dla Pani kluczem w wyborze filmów, które stanowią tło dla Pani rozważań?

Przede wszystkim chciałam, aby były to filmy zaliczane do głównego nurtu lub takie, które okazały się głośne i były w szerokiej dystrybucji. Nie interesowały mnie produkcje niezależne, offowe, bo to jest zupełnie inne kino, często autorskie, przedstawiające poglądy konkretnego twórcy. Chciałam sprawdzić, co o przemocy wobec kobiet mówi kultura popularna i jak ją przedstawia. Odniesieniem były dla mnie internetowe rankingi filmów, zawierających sceny przemocy wobec kobiet lub o niej opowiadających, których jest w sieci całkiem sporo. Dzięki temu mogłam przeanalizować te filmy, które rzeczywiście zwróciły na siebie uwagę widzów. Ponadto istniało znaczne prawdopodobieństwo, że potencjalni czytelnicy będę znali analizowane filmy, a nawet jeśli nie, będą mogli łatwo po nie sięgnąć i zweryfikować to, co o nich napisałam.

Film jest swego rodzaju zwierciadłem rzeczywistości. Jednak nie tylko odbija świat prawdziwy, przekładając go na fikcję, ale w swoisty sposób wpływa na odbiorców, tworzy rzeczywistość. Jak to się odnosi do przemocy wobec kobiet?

Rzeczywiście, film stanowi zwierciadło rzeczywistości, jednak przeważnie krzywe. Pewne zjawiska, cechy, problemy są w nim wyolbrzymione, inne z kolei maleją i tracą na znaczeniu. Z przemocą wobec kobiet w kinie tak właśnie jest. Z jednej strony oglądamy jej bardzo dużo, ale najczęściej w kompletnie przekłamanym kontekście. Przemoc wobec kobiet najczęściej zdarza się w domu, a sprawcą jest osoba znana ofierze, często partner (według danych WHO w 15% – 71% przypadków przemocy wobec kobiet sprawcą jest obecny lub były partner, ten odsetek jest nawet wyższy, gdy pod uwagę weźmiemy tylko przemoc seksualną http://www.who.int/mediacentre/factsheets/fs239/en/). Kino popularne mówi o tym bardzo rzadko. Najczęściej przedstawia przemoc dokonywaną przez obcego, psychopatę, seryjnego zabójcę, porywacza – sadystę. Ta przemoc nie jest wynikiem dyskryminacji, nierówności i starej jak świat mizoginii, tylko wynika z zaburzeń psychicznych sprawcy. A to w rzeczywistości są przypadki marginalne. Ten spaczony obraz rzeczywistości, który wynosimy z kina, jest w pewnej mierze wynikiem stereotypów dotyczących przemocy wobec kobiet, pokutujących w społeczeństwie, ale też skutecznie je utrwala.

To ciekawe, że przemoc domowa jest tak rzadko obecna w kinie, a o wiele częściej przedstawiana jest wyszukana i skomplikowana forma relacji bestia – ofiara. Przemoc jest atrakcyjna dla popkultury, tu zapewne się zgodzimy. W jaki sposób ją wykorzystuje? Czy przemoc – ta prawdziwa, codzienna jest po prostu mało interesująca?

Ostatnio przeskakując z kanału na kanał w telewizorze, trafiłam na „Matrix”. Widziałam ten film kilkakrotnie i za każdym razem uderza mnie, że praktycznie wszystkie najatrakcyjniejsze sceny w tym filmie to sceny zawierające jakąś formę przemocy. I ta przemoc jest wizualnie piękna. Przemoc jest atrakcyjna dla popkultury i zawsze będzie. Tak od strony wizualnej, ponieważ potrafi być niezwykle widowiskowa, jak i ze względu na potencjał narracyjny. Od Antyku przez Szekspira po współczesne skandynawskie kryminały zbrodnia i przemoc stanowią świetny klucz fabularny dla opowiadanych historii. Kultura popularna wykorzystuje motyw przemocy na różne sposoby. Przemoc może stanowić czystą rozrywkę, mieć charakter komediowy albo wręcz przeciwnie – wywołuje u widzów strach lub głębokie poruszenie. Bywa obrzydliwa, wstrętna albo spektakularna. Jedno jest pewne, produkty kultury popularnej mają raczej pozwolić widzowi uciec od codzienności niż go edukować na temat przyczyn i destrukcyjnych skutków przemocy. Między innymi dlatego przemoc domowa tak rzadko w nich gości. Ona nie jest spektakularna. Nie ma tu atrakcyjnych strzelanin, wybuchów ani popisów choreografii sztuk walki. Jest za to stałe poczucie zagrożenia, uwikłanie, cykl przemocy, niezrozumiała dla osób z zewnątrz postawa ofiary, szeroki kontekst – społeczny, ekonomiczny, kulturowy, psychologiczny. I silne społeczne tabu. Potoczne pojęcie o przemocy domowej jest całkowicie przekłamane. Wydaje nam się, że problem dotyczy bardzo małej liczby kobiet, kojarzy się z marginesem, patologią. Jest to coś, o czym nie chce się wiedzieć, słyszeć, nawet jeśli dotyczy to naszych bliskich czy sąsiadów. A co dopiero oglądać to w kinie. Takie przynajmniej jest przekonanie znacznej większości filmowców. Mimo to filmy o przemocy domowej powstają. Warto tu zwrócić szczególną uwagę na kino hiszpańskie. Jednak nawet popularne amerykańskie produkcje, jak film „Nigdy więcej” z Jennifer Lopez, z jego naiwną fabułą i dziwaczną, sensacyjną otoczką, powinno się docenić za próbę przybliżenia tego problemu szerokiej publiczności.

przemoc wobec kobiet
Bestia – mężczyzna zazwyczaj wybiera sobie ofiarę, która – jak Pani zauważa – zawsze jest atrakcyjna. Czy taki zabieg nie prowadzi do utrwalenia stereotypu o kobiecie, która swoim interesującym wyglądem „zaprasza” do ataku?

Stereotypizacji ulegają zarówno sprawcy, o czym już wcześniej wspomniałam, jak i ofiary. Oczywiście przeważnie są to atrakcyjne młode kobiety. Z jednej strony dlatego, że w społeczeństwie funkcjonuje stereotyp, iż przemoc seksualna wynika z nieopanowanej żądzy, jaką ofiara wzbudza u sprawcy. Z drugiej strony kino popularne ma to do siebie, że najczęściej przedstawia kobiety młode i ładne, bo na takie w przekonaniu twórców najchętniej patrzy widz. I owszem, filmowe ofiary bardzo często „prowokują” swoich oprawców i to nie tylko wyglądem. Bardzo często jest to zachowanie, które łamie normy określające akceptowane w kulturze kobiece role – matki, żony, gospodyni domowej, biernej i skromnej. Zdarza się, że filmowy seryjny zabójca ma swój określony typ – kobiety aktywnejzawodowo, studentki, prostytutki. Takie kobiety przekraczają przypisane im role: uczą się, pracują, łamią normy obyczajowe i spotyka je za to kara. Jest to dość znaczące i wygląda jak przestroga dla nas, kobiet.

Niezwykle ciekawy dla mnie jest rozdział „Między odrazą a apologią. Niepewny status kobiety w kulturze”. Czy mogłaby Pani rozwinąć, jak we współczesnej kinematografii ugruntowywany jest podział kobiet na „święte” i „dziwki”?

Absolutnym klasykiem w tym kontekście jest „Fatalne zauroczenie” Adriana Lyne’a. Ten podział jest tu bardzo dosłowny. Grany przez Michaela Douglasa bohater jest szczęśliwym mężem i ojcem. Jednak spędza namiętny weekend z drapieżną kobietą sukcesu (Glenn Close). Dla niego to jednorazowa przygoda, ale ona chce, żeby zostawił dla niej żonę. Od tej pory szalona kochanka będzie robiła wszystko, żeby zdobyć mężczyznę. Ciekawe jest wizualne zestawienie obu kobiet. Żona jest stonowaną brunetką, a kochanka ekstrawagancką blondynką. Ostatecznie to żona, wielkoduszna i kochająca, uosobienie „anioła”, ochroni ognisko domowe przed „dziwką” – wariatką zagrażającą trwaniu rodziny. „Dziwka” dostanie to, na co zasłużyła. Ten sam mechanizm działa w kwestii filmowego „prowokowania” mężczyzn do przemocy. Bohaterki wykraczające poza przypisane im kulturowo role – aktywne zawodowo, seksualnie, singielki (serial „Upadek”) lub podróżujące bez męskiej eskorty („Thelma i Louise”, „Nieodwracalne”) – są symbolicznie naznaczone jako „dziwki”. A przecież „dziwki” dostają tylko to, czego same chciały.

W zakończeniu wspomina Pani, że napisanie książki było trudniejsze, niż się Pani spodziewała, gdyż „tematyka nie pozostawia badacza obojętnym, emocjonalnie go angażuje, a przy tym jest jeszcze przedmiotem silnych kontrowersji”. Czy po napisaniu pracy, obejrzeniu ogromnej ilości filmów pod kątem przemocy zmienił się Pani stosunek do niej?

Podczas pisania przechodziłam różne etapy. Oczywiście starałam się zachować postawę neutralną i ani nie popaść w ton moralizatorski, ani nie traktować filmowej przemocy wobec kobiet z pobłażliwością badacza, który wie, rozumie, nie dziwi się i tylko diagnozuje rzeczywistość. Nie wiem, czy to się udało, bo ta tematyka nie jest obojętna moralnie i emocjonalnie. Jak bardzo, przekonałam się podczas analizowania kolejnych filmów. Bałam się, że ciągłe wracanie do scen przemocy, nierzadko bardzo brutalnych, doprowadzi u mnie do znieczulicy. Stało się odwrotnie. Jeszcze silniej odczułam, jak ogromny jest to problem, jak głęboko zakorzeniony w kulturze i jak trudno z nim walczyć. Były momenty, kiedy odczuwałam zwykłą wściekłość. Nie na filmowców, tylko na nas, na społeczeństwo, bo nawet najbardziej instrumentalnie potraktowaną przez kino scenę przemocy wobec kobiet traktuję raczej jako symptom społecznej choroby, niż jej przyczynę.

Na zakończenie naszej rozmowy zapytam więc o obecność obrazów z przemocą wobec kobiet – kiedy warto pokazywać, a kiedy są one zupełnie zbędne? Może jest Pani w stanie przybliżyć nam kilka konkretnych przykładów (scen z filmów)?

Trudno odpowiedzieć na to pytanie, bo przy próbach kontroli treści, czy cenzury w jakiejkolwiek dziedzinie kultury, efekt zwykle jest odwrotny do zamierzonego. Jednak gdybym miała wskazać, w jakich filmach obrazy przemocy ze względu na płeć pojawiają się w sposób w pełni uzasadniony, byłyby to te, które opowiadają o problemie przemocy. Gdzie jej akty osadzone są w szerokim kontekście, a ofiarą nie jest anonimowa atrakcyjna nastolatka, tylko bohaterka filmu, postać z krwi i kości, z którą widz może się utożsamić. Takie filmy zresztą powstają, choćby oparty na faktach film „Daleka północ”. Z kolei, jeśli mam wskazać filmy, w których przemoc wobec kobiet służy jedynie rozrywce lub fakt, że ofiarą jest atrakcyjna kobieta, dodaje tylko pikanterii scenom brutalnych mordów, byłyby to przeważnie horrory, jak „Ty będziesz następna”, seria „Krzyk”, „Walentynki”. Zdarzają się też filmy, w których przemoc ze względu na płeć przedstawiana jest w sposób ambiwalentny. Dotyka głównych bohaterek, z którymi widz się utożsamia, często wymowa filmu jest krytyczna wobec przemocy, jednak jej akty są zobrazowane wysoce estetycznie, wręcz erotycznie lub/i epatują brutalnością, jak w „Dziewczynie z tatuażem” czy w filmie „Thelma i Louise”.
Obecność przemocy wobec kobiet w kinie wydaje mi się nieunikniona. Choć kino nie tylko wyraża uprzedzenia i stereotypy, ale również je utrwala i propaguje, brak przemocy wobec kobiet w filmie w sytuacji, gdy jest ona tak powszechna w rzeczywistości społecznej, świadczyłby jedynie o sile społecznego tabu wokół niej. Dlatego w moim idealnym scenariuszu, jeśli przemoc wobec kobiet w ogóle miałaby istnieć, to tylko na ekranie.

 

About the author
Anna Godzińska
Ukończyła studia doktoranckie na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Szczecińskiego, autorka tekstów o miłości poza fikcją w magazynie Papermint oraz o literaturze w Magazynie Feministycznym Zadra. Fanka kobiet - artystek wszelakich, a przede wszystkim molica książkowa;)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *