Stopy… po co mi one, skoro mam skrzydła? – Frida. Recenzja.

fridaAmerykańska pisarka i krytyczka literacka, Barbara Mujica, w wydanej tego lata nakładem wydawnictwa Marginesy powieści poświęconej osobie Fridy Kahlo (1907 – 1954) opisuje artystkę widzianą oczami jej siostry, Cristiny – nieodłącznej towarzyszki życia, powierniczki i rywalki.

Frida w oczach siostry jest dzika, ekscentryczna, nienasycona, kapryśna, bezpruderyjna, nie przywiązuje wagi do reguł, nie przejmuje się uczuciami innych i lubi doprowadzać ich do ostateczności. Bezkompromisowa, bezczelna i arogancka (Miała otwartą, śmiałą minę osoby, która zna reguły, ale postanowiła ich nie przestrzegać, s. 168), choć mimo wszystko nie zawsze pewna siebie (Chcę powiedzieć, że mimo swoich zadziornych póz wcale nie grzeszyła nadmiarem wiary w siebie. Czasem, kiedy malowała, nagle zaczynała płakać, s. 207). Wypełnia przestrzeń przedmiotami, kolorami i formami, żyje przeszłością i koloryzuje wszelkie wydarzenia, zwłaszcza te związane bezpośrednio z jej osobą (Moja siostra miała tak bujną wyobraźnię, że nie sądzę, by kiedykolwiek odróżniała fantazję od rzeczywistości, nawet gdy już dorosła. W końcu co to jest rzeczywistość? Czy ktoś to w ogóle wie?, s. 38).

Fantazjowanie, podobnie jak malarstwo, zwłaszcza malowanie autoportretów, było dla Fridy sposobem na znalezienie ukojenia w bólu, z którym, niczym drzewo z korzeniami, było splątane jej życie. Hayden Herrera, wcześniejszy biograf Fridy nadmienia:
Malowanie autoportretów było dla Kahlo zarówno formą chirurgii psychicznej, jak i wyrzeczenia. Przenosząc swoje cierpienie na zastępczą Fridę, Kahlo nie tylko stawiała czoło swej trującej rzeczywistości, ale egzorcyzmowała również ból1.
Trafną interpretację intencji, którymi powodowany jest malarz autoportretów, sformułowaną przez Zadie Smith, możemy odnieść i do twórczości słynnej Meksykanki:

Malarz nie chce, abyśmy oglądali twarze, on chce, żeby oglądać dusze. Twarze tylko umożliwiają wejście w głąb2.
Książkę Barbary Mujicy czyta się lekko, czyli tak, jak zdaniem wielu winno się czytać beletrystykę. Zdaniem recenzującej jednak, jako że wiele osób może automatycznie uznać niniejszą pozycję za biografię, uzupełnienie powieści o większą liczbę faktów z życia Fridy, więcej cytatów i przemyśleń artystki uczyniłoby książkę bardziej wyczerpującą. No, ale wtedy czytelnik miałby faktycznie do czynienia z biografią, a jak wiemy, nie taki był zamysł autorki. Podczas lektury „Fridy” czytelnik spogląda na główną bohaterkę z pewnego dystansu, nie będąc w stanie „dotknąć” artystki w sposób, który umożliwiłby mu przeniknięcie do jej życia – tak twórczego, jak i osobistego. Rodzi się pytanie: może to narratorka, której zazdrość wobec fenomenalnej siostry daje się odczuć już na pierwszych stronach lektury – zazdrość, którą ukrywa, nieustannie informując czytelnika o swojej bezgranicznej miłości i przywiązaniu do Fridy – nie chce pozwolić nikomu innemu stanąć obok malarki tak blisko, jak jej samej dane było się znaleźć?

Fridę w wydanej przez Marginesy powieści widzimy przede wszystkim jako postać bezkompromisową i mającą własne zdanie, na ogół znacznie odbiegające od zdania pozostałych przyjaciół, znajomych czy Diega Riviery, z którym, jak wiadomo, pozostawała w wieloletnim i ekscentrycznym związku. Frida chce być sobą. Może dlatego na próbę włączenia jej w szereg surrealistów przez Andre Bretona reaguje słowami: Wszyscy myślą, że jestem surrealistką, ale ja nią nie jestem. Nigdy nie malowałam snów ani sennych koszmarów. Malowałam moją własną rzeczywistość. Natomiast w liście adresowanym do starszej siostry, Maty, pisze:

Andre mówi, że jestem esencjonalną surrealistką, surrealistką „par exellence”, esencjonalną, rozumiesz, mała? Myśli, że rozcinam się na pół i pokazuję swój ból, ponieważ jestem pod wpływem jego głupiej doktryny. Najbardziej podoba mu się mój obraz „Co dała mi woda”. Sądzi, że pełno w nim symboli życia i narodzin, które przyszły do mnie we śnie – a przecież ja tak widzę na jawie! Co bowiem dostrzegam, pływając w morzu swej własnej realności? Moją chorą stopę. Mamę i Papę. Kochanków i trupy. Szkielety i płody. Moje ciało. Chac Moola. Wieżowiec wyrzucany z wulkanu. Starą suknię z Tehuany. Splątaną roślinność. Ci kretyni nie rozumieją po prostu, że my, Meksykanie, inaczej rozumiemy rzeczywistość. Dla nas życie i śmierć są złączone; ta gówniana planetka i nirwana to jedno, kochanie. To, co im wydaje się dziwne, dla nas jest najzupełniej normalne. Do tych „grandes cacas” surrealizmu po prostu nie dociera, że poruszamy się między światem materialnym a eterycznym, równie łatwo, jak żaba przechodzi z wody na ląd (…) [ s. 350 ̶ 351].

Zdecydowanie zachęcam do przeczytania tej powieści, choć, jak zostało to już wspomniane, nie sądzę, aby była w stanie ona zaspokoić ciekawość tych, którzy chcieliby zdobyć wyczerpującą wiedzę na temat życia i twórczości malarki.

Dorota Słapa

Autorka: Barbara Mujica
Przekład: Barbara Kopeć-Umiastowska
Tytuł: Frida
Wydawnictwo: Marginesy
Ilość stron: 448
Ocena: 5/5

About the author
Dorota Słapa
Dorota Słapa. Rocznik 1984. Iranistka z wykształcenia i zamiłowania. Absolwentka Wydziału Orientalistycznego UJ. Doktorantka historii Iranu na Uniwersytecie Teherańskim. Tłumaczka języka perskiego. Skoncentrowana przede wszystkim na współczesnej literaturze perskiej, którą pragnie przybliżać polskiemu czytelnikowi. Jej przekłady ukazały się m.in. w „Biuletynie Iranistycznym” (nr.1/2010) oraz na stronach: www.literaturaperska.com i www.artpapier.com Artykuły poświęcone twórczości irańskich pisarek, takich jak: Zoja Pirzad, Fariba Vafi i Goli Taraghi publikowała m.in. na perskojęzycznej stronie: www.antropology.ir oraz w „Oriencie” nr.1(13)2013. Obecnie pracuje nad przekładem zbioru opowiadań "My jesteśmy tutaj” autorstwa kurdyjskiego pisarza, Beroża Akreji. Pisze poezje po persku i po polsku.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *