Robinson na jednorożcu. Kreatywność dla początkujących i tych w środku

 

Clouds concept 05

Usiądźcie na podłodze pustego pokoju. Jeśli macie taki do dyspozycji, to znaczy, że macie za dużo miejsca. Jeśli nie macie – wyobraźcie go sobie. Spróbujemy zrobić eksperyment myślowy: Zapomnijcie o historii, kulturze, sztuce, o wszystkim, co wiecie, co przeżyliście, zobaczyliście i usłyszeliście. Zdemontujcie pokój i unoście się swobodnie w próżni. Zapomnijcie wszystkie języki, wszystkie pojęcia. Bądźcie „czystą kartką”.
A teraz… spróbujcie w głowie coś stworzyć.
Gdy już uznacie, że się nie da – zapraszam do lektury.

Robinson na jednorożcu. Kreatywność dla początkujących i tych w środku

Czym jest kreatywność, „postawa twórcza”? O co w ogóle chodzi z tworzeniem?
Nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Ale ponieważ to ja napisałem ten tekst, a Wy go czytacie – podsunę wam swoje przemyślenia. Dzięki eksperymentowi wiemy, że nie da się stworzyć czegoś z niczego. Nic nie przychodzi do głowy, jeśli nie ma skąd przyjść. Prowadzi to do prostego wniosku – tak naprawdę nie jesteśmy w stanie wygenerować czegoś rzeczywiście nowego, od zera. Wszystko, co „tworzymy” jest łączeniem istniejących już elementów. Kreatywność to umiejętność łączenia.

Prawdopodobnie dałoby się znaleźć odpowiadający za to obszar w mózgu, ale nie będziemy się nim zajmować. Wiemy po prostu, że niektórym ludziom owo „łączenie elementów” przychodzi łatwiej, innym trudniej, a niektórym nie wychodzi wcale. Funkcjonujemy obok siebie, w tym samym kręgu kulturowym, mówimy tym samym językiem, otrzymujemy podobne informacje i doświadczenia – operujemy niemal identycznym zestawem danych wejściowych, które przez jedne głowy przechodzą nietknięte, a w innych, cóż, balują jak szalone, wychodząc z tych głów w zupełnie niespodziewanych konfiguracjach. Tak po prostu jest. Bardzo możliwe, że znaczenie ma środowisko, w którym dorastaliśmy. Znaczenie może mieć choćby to, czy w dzieciństwie bawiliśmy się klockami… Moim zdaniem kreatywność można wyćwiczyć – ale o tym za chwilę. Skupmy się na klockach.

Ile można zbudować z jednego klocka? Niewiele, prawda? Z dwóch już znacznie więcej, ale to nadal nic w porównaniu z całym pudełkiem. A jeszcze warto pamiętać o tym klocku w dziwnym kształcie, który leży pod szafą. Jeśli chcemy tworzyć, wymyślać – też przyda nam się jak najwięcej klocków. Nie po to, żeby wszystkich użyć, ale żeby znaleźć i wybrać najodpowiedniejsze. Więc czytajmy, oglądajmy, podróżujmy, wyjdźmy na spacer, poznajmy kogoś, porozmawiajmy, interesujmy się, kolekcjonujmy. Jeśli chcemy budować, musimy mieć z czego.
Weźmy jednorożca (nie musi być różowy) – żeby móc go wymyślić, nie potrzebujemy wiele, musimy mieć do dyspozycji klocek „koń” i klocek „róg”. Nic prostszego – ale Aztekowie przed kontaktem z konkwistadorami nie wymyśliliby jednorożca nawet na torturach. Chyba że zamiast konia podstawiliby np. klocek „lama”… No dobra, trochę oszukałem, obszar występowania Azteków nie pokrywał się z obszarem występowania lam. Ale załóżmy, że jakiś Aztek był w odwiedzinach u ciotki (niekoniecznie swojej), u podnóża Andów i tam dostrzegł w oddali lamę. Dlaczego w oddali? Ponieważ to pozwoli mi przejść do kolejnego ważnego elementu kreatywności – – spostrzegawczości. Żeby móc poszerzać naszą bazę danych, żeby móc wyszukiwać połączenia, żeby móc reagować na to, co nas otacza – musimy być czujni, dostrzegać rzeczy, które inni mogą przeoczyć, Dostrzegać punkty, za które możemy złapać, żeby zderzyć ze sobą dwa tematy, dwa słowa, dwie myśli. Wspominałem o ćwiczeniu kreatywności. Otóż może ono na przykład wyglądać tak: ilekroć na coś spojrzycie, spójrzcie ponownie i znajdźcie kilka szczegółów, które umknęły wam za pierwszym razem. Potem możecie próbować coś z nimi robić, ale najpierw nauczcie się je widzieć, jak tę lamę w oddali. A skoro byliśmy przy Aztekach – tam od nich jest całkiem blisko na tropikalne wyspy…

Jeśli zastanawiacie się, z kim chcielibyście wylądować na bezludnej wyspie – i macie do wyboru kolesia, który obejrzał wszystkie programy Beara Gryllsa i ma bajerancki scyzoryk, albo tego, który wymyśla śmieszne gry słowne – wiecie, którego wziąć. Kreatywność – „łączenie elementów” – – sprawdza się nie tylko w sferze literacko-twórczej. To także umiejętność znajdywania znajdowania nietypowych rozwiązań i dopasowywania ich do ewoluującej sytuacji, to wspomniana już powyżej spostrzegawczość… Robinson Crusoe, angielski mieszczuch nie mającyniemający dostępu do internetu ani multitoola w kieszeni, nie przeżyłby doby na swojej wyspie, gdyby nie był kreatywny. A poza tym – przetrwanie w survivalowych warunkach z kreatywnym gościem będzie na pewno zabawniejsze.
I tak dopływamy tratwą z bezludnej wyspy do końca tego wywodu, do ostatniej, być może najważniejszej kwestii: kreatywność to sposób przetwarzania danych, reakcja zachodząca między tym, co dzieje się na zewnątrz naszej głowy i tym, co wewnątrz – oraz płynąca z tego radość. Czy widzieliście kiedyś kogoś, kto ze zbolałą miną jęczy: „o nie, znów wymyśliłem grę słowną”? Albo: „Boże, nigdy więcej pomysłów na zabawne obrazki”, „Świetny pomyśle na hasło reklamowe, wyjdź z mojej głowy!”, „Niesamowity zwrocie fabularny, goń się”…? Ja nie. Z mojego własnego doświadczenia i obserwacji wynika, że wymyślanie jest po prostu fajne. Nie ważneNieważne, czy gdzieś to później publikujesz – bo czasem nie warto – ważne, że każde klik!, każde połączenie, które następuje w głowie, sprawia, że się uśmiechasz. A jeśli podzielisz się tym z innymi, to być może uśmiechniesz jeszcze kogoś.

Jeremiasz „Jerry” Bremer

About the author
Jeremiasz "Jerry" Bremer
Z wykształcenia grafik komputerowy, z zamiłowania wulkan pomysłów, z zawodu chciałby kiedyś zostać copywriterem. Człowiek napędzany potrzebą zmian, kocha podróże i przemeblowania. Rysuje śmieszne obrazki, pisze opowiadania i wiersze.

komentarz

  1. No cóż, powiadają, że prawdziwie kreatywnych jest tylko 5% ludzi, reszta tylko powiela swoje wspomnienia w nietypowy sposób, a ćwiczenia kreatywności polegają na zwiększaniu puli doznań, które można wstawić w zupełnie nietypowym miejscu.
    A co do „spojrzenia w oddali”, polecam analizę strachu i tego, jak powstawały mity o smokach i innych potworach. No cóż, niedopowiedzenia, niedopatrzone szczegóły pozostawiają przestrzeń dla wyobraźni – więc czego nie zauważymy od razu, zostanie uzupełnione przez umysł. Teraz stwórz przekaz pewnej osobie, w miarę potrzeb ubarwiając, nie wymagaj od innych precyzyjności dalszego przekazu… i z przypadkowo zdeptanej żmiji tworzy się bohatersko zabity smok. Tak powstają potwory, tak powstają ubijający ich bohaterowie… tak, przekaz pisemny nie tyle zabija wyobraźnie, co sprawia, że przekaz pozostaje na stałym poziomie, przekaz z ust pozwala historii dalej się rozwijać 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *