Przywrócić spokój – rozmowa o Jarosławie Iwaszkiewiczu

Dwudziestego lutego 125 lat temu w ukraińskiej wsi Kalnik urodził się jeden z najbardziej znanych polskich pisarzy i poetów – Jarosław Iwaszkiewicz. Dziś, kiedy mało kto już sięga do jego twórczości, przybliżamy Wam ją za sprawą Kasi Cackowskiej, dla której książki Iwaszkiewicza są tymi, do których najbardziej lubi wracać. Kasia jest polonistką i nauczycielką. Uczy języka polskiego dzieci i młodzież w jednej z warszawskich szkół.

Przywrócić spokój – rozmowa o Jarosławie Iwaszkiewiczu

Lubisz zaczynać rok od dobrych lektur. W tym roku to znowu, jak piszesz – Iwaszkiewicz? To tradycja?

W ostatnich latach jakoś tak się rzeczywiście złożyło, że zaczynałam rok od Iwaszkiewicza. To dobry początek, piękna, spokojna, tradycyjna proza, która przywraca równowagę. Nie umiem do końca tego wyjaśnić, ale jego teksty tak na mnie działają. Bardzo przydają mi się również tuż przed wakacjami. Wtedy, z racji mojej pracy w szkole, jestem już bardzo zmęczona i kilka stron prozy Jarosława potrafi przywrócić mi równowagę i spokój.

Ostatnio uzupełniłam zapasy, odwiedzając różne antykwariaty, i właściwie mogę sięgać na chybił trafił po jakiś zbiór prozy i nigdy się nie zawiodę, zawsze znajdę tam coś, co mnie zaciekawi. Tym razem rok zaczęłam od zbioru esejów, jednych z ostatnich tekstów Iwaszkiewicza pt. „Aleja Przyjaciół”. Jak on pięknie tam pisze o drogich sobie ludziach, o przyjaciołach, nie bez złośliwości czasem czy ostrości spojrzenia, ale z wielką czułością i miłością jednocześnie. Bardzo kochał ludzi. Już to może być pierwszą nauką płynącą od tego autora. Dobra wskazówka na kolejny rok, prawda?

Dlaczego Iwaszkiewicz?

Nie jest mi łatwo odpowiedzieć na to pytanie. Jakoś tak się stało, że książki Iwaszkiewicza do mnie „przyszły”. Nie jest to mój ulubiony pisarz od zawsze. Dopiero w pewnym momencie życia do mnie przemówił. Nie umiem sprecyzować, kiedy dokładnie.

Znałam ze szkoły i lubiłam jego opowiadanie „Ikar”, w czasie studiów (studiowałam polonistykę i zajmowałam się najchętniej literaturą współczesną, ale jednak to nie Iwaszkiewicz należał wtedy do moich ulubionych pisarzy) doceniłam niektóre opowiadania, zwłaszcza te klasyczne: „Brzezinę”, „Panny z Wilka” i czytałam wtedy „Dzienniki”, ale dopiero później wsiąkłam w świat jego prozy wspomnieniowej, podróżniczej i eseistyki. To jest moja ulubiona część jego twórczości.

Pewną rolę w sympatii do Iwaszkiewicza odegrała książka „Rzeczy. Iwaszkiewicz intymnie” Anny Król. Jest wspaniała i pokazuje go jako człowieka, nie pisarza. Mamy w niej wspaniałego męża, który ogromnie wspierał żonę, kiedy przechodziła załamanie nerwowe (odwiedzał ją codziennie w szpitalu w Tworkach), mamy dobrego szefa wspominanego z sympatią przez kierowcę czy gosposię, mamy czułego opiekuna swojego wielkiego przyjaciela i – nie bójmy się tego słowa – kochanka, Jerzego Błeszyńskiego, umierającego na gruźlicę (bardzo polecam poczytać ich listy, zbiór „Wszystko jak chcesz” opracowany również przez Annę Król, przepiękny!). Uzupełnię tylko, że życie uczuciowe Iwaszkiewicza to skomplikowana sprawa, dziś powiedzielibyśmy, że był biseksualistą. Miał wiele romansów z mężczyznami, ale kochał żonę naprawdę bardzo mocno.

No i swoją rolę odegrały odwiedziny w Stawisku i to, że mieszkam bardzo blisko i mogę tam łatwo wracać i na nowo się zachwycać postacią pisarza.

Nie wiem, czy nie narażę się tym pytaniem, ale czy po lekcjach w szkole, gdzie do większości lektur skutecznie zniechęca się młodzież, można odkryć jeszcze Iwaszkiewicza? Pytam w takim znaczeniu, czy są takie jego książki, które zachęcą zniechęconych.

A ja mogę narazić się odpowiedzią – nie uważam, żeby jego teksty miały być wciągane do kanonu, one nie nadają się dla młodszych czytelników, tak sądzę. Taką prozę rozumie się i docenia w późniejszym, dojrzalszym wieku. Szkoła powinna być raczej od tego, żeby w ogóle zachęcać do czytania, a być może do kogoś w późniejszym wieku ten Iwaszkiewicz przyjdzie, jak do mnie. To samo zresztą sądzę na przykład o „Panu Tadeuszu” (to dopiero kontrowersja). Czytanie go w całości w ósmej klasie, w wieku 14 lat, to lekkie nieporozumienie, w tym momencie życia to zbędny wysiłek. Jest to też wielkie wyzwanie dla nauczyciela, żeby jakoś mimo wszystko o tym opowiedzieć. Ale i tak uważam, że nostalgii za utraconą ojczyzną, wielkiej tęsknoty za zostawionymi z konieczności gdzieś daleko za sobą ludźmi, obyczajami, krajobrazem nie da się pojąć w tak młodym wieku albo mogą to zrobić tylko najbardziej wrażliwi uczniowie. Myślę sobie, że z podobnych, trudnych, bo bardzo subtelnych, emocji utkana jest proza Iwaszkiewicza. Nie do każdego to przemówi, a już w młodym wieku, w świecie dynamicznych książek, gier, filmów i komiksów może być to prawie niemożliwe. Dlatego Iwaszkiewicz – tak! i to praktycznie każda jego książka, ale w późniejszym wieku.

Pisałaś mi kiedyś, że z książek Jarosława Iwaszkiewicza można uczyć historii, to prawda, ale ja – czytając go – odkrywam coś dziwnego, co nie przystaje mi do jego osoby – radość życia. Nawet w opisującej realia wojenne „Sławie i chwale” dużo jest stron przepełnionych radością i zachwytem.

To bardzo, bardzo przystaje do jego osoby. Z tego wszystkiego, co przeczytałam o nim, wyłania się obraz wspaniałego człowieka. Poświęcającego się dla innych, ale nie oczekującego nic w zamian, takiego, który naprawdę ma wielkie serce. Na przykład wraz z żoną wychował jak własne dzieci dwoje wnucząt z pierwszego, nieudanego małżeństwa jednej ze swoich córek. Z podróży przywoził dla każdego jakiś podarunek. Myślał nawet o bliskich swoich przyjaciół bardziej niż oni sami. Chwalił się Jerzemu Błeszyńskiemu w listach, że kupił prezenty świąteczne dla niego, dla swojej rodziny, ale wybrał też coś specjalnego dla jego dzieci, o które tamten dbał nieszczególnie. Miał wspaniałe relacje ze wszystkimi osobami, które dla niego pracowały, traktował je na równi. Kochał zwierzęta, zwłaszcza psy. A tak dużo pisał także dla swoich bliskich, aby utrzymać dom.

Jego pogoda ducha, jasność, światło to cecha charakterystyczna zwłaszcza jego poezji, ale eseistyki też – choćby te wszystkie opisy pięknych podróży. Jeśli chodzi o poezję, Iwaszkiewicz należał do Skamandrytów, których twórczość charakteryzowała przecież radość życia, pogoda, witalizm. Co prawda sytuowano go na obrzeżu tej grupy. Anna Nasiłowska wskazuje na jego przynależność do nurtu poszukiwań klasycznych, a także postawę estetyzmu, czyli uznania piękna za cel nadrzędny w sztuce. Dlatego według badaczki nie interesowały go literacko obowiązki wobec ojczyzny ani polemika ze współczesnością, a raczej piękno świata i miejsce człowieka w tym świecie, jego psychologia, ale to bardziej w prozie.

Nawet o starości potrafił Iwaszkiewicz pisać bardzo pogodnie. Myślę, że jest to kolejna rzecz, którą w jego podejściu do świata warto naśladować. Wyrazem takiego spojrzenia na życie i odchodzenie jest jeden z ostatnich tomików poetyckich „Mapa pogody”. Przepiękny zbiór, trudno mi wybrać jeden cytat, ale naprawdę jest tam mnóstwo zachwytu nad światem, przeczuwania odejścia, ale połączonego z miłością do tego świata i już rodzącą się za nim tęsknotą, związaną z nadchodzącą utratą.

Iwaszkiewicz był świadkiem i bystrym obserwatorem prawie całego XX wieku i to jest wspaniałe, na podstawie jego tekstów, dzienników i artykułów prasowych można sobie ułożyć niezły obraz rzeczywistości, zwłaszcza literackiej w wieku XX.

Łączy Was swego rodzaju tajemne porozumienie w miłości do Warszawy. We wspomnianej już książce „Podróże do Polski” czytamy takie zdanie: Warszawa zawsze wydawała mi się piękną w takie letnie dnie… – mogłabyś podpisać się pod tym stwierdzeniem?

I miłość do miejscowości podwarszawskich oraz kolei również nas łączy. Mamy wiele wspólnego z Jarosławem.
Warszawa to była szalona młodość Iwaszkiewicza, to był Skamander i jego przyjaciele stamtąd, Tuwim, Wierzyński, Słonimski, Lechoń, to były przyjęcia, niekończące się dyskusje o literaturze i życiu. To była miłość do Anny Lilpop. Później koszmar wojny i tragedia tego miasta. Nie zawsze je lubił, pisał nawet w sierpniu 1944 roku w „Dzienniku”:
Nie lubiłem dawnej Warszawy. Ale przez te parę lat, kiedy ją widzę taką upartą i taką mocną, pokochałem ją zupełnie inaczej i zupełnie na nowo.

A kawałek dalej, we wpisie z listopada 1944 roku, pisze o Warszawie naprawdę przepięknie. Kocha to miasto, bo kocha związane z nim wspomnienia i ludzi. Jak to u niego. O tym przede wszystkim są jego książki. Pisze tak, muszę to zacytować obszerniej:

Nie mogę myśleć, że Warszawy już nie ma. Taki olbrzymi rozdział odchodzi z nią razem, taka masa przeżyć.

Warszawa nie była piękna. A jednak! Kiedy się szło Alejami Jerozolimskimi ku trzeciemu mostowi, kiedy widziało się tam w głębi zasłony niebieskich wiosennych mgieł albo jesienne zielone blaski na niebie, kiedy brązowe dywany jesiennych chryzantem zlewały się wzdłuż trotuarów w jedną plamę, kiedy kolejowym mostem przemykał pociąg, a dołem na szerokiej Wiśle czepiał się filarów mostowych dym parowca – to było bardzo piękne!

Łamana linia Krakowskiego Przedmieścia niknąca w niebieskiej szarej dali jak linia kosza napełnionego zielenią, kościołami, pałacami… stare domy, stare sklepy, handelki pamiętające 1831 i 1863… lipy przed Wizytkami, krategusy [głogi] przed pałacem Namiestnikowskim i tulipany przed pomnikiem Mickiewicza – to było bardzo piękne.

(…) Ważniejsze dla mnie, że Warszawa miała swój charakter. (…) Mazowiecka z księgarniami, kawiarniami… i plac Małachowskiego, gdzie co wiosna kwitły kasztany, w których cieniu tyle mówiliśmy o malarstwie… z Józiem Czapskim, z Józiem Rajnfeldem…

I tak dalej… Kto tak pięknie pisał o Warszawie, no kto? Ten talent do kreślenia pięknych, malarskich opisów jest niezwykły. Ja też tak widzę Warszawę. Widzę jej piękno, ale i te słabsze strony. Akurat w lecie rzadko tam bywam, chyba że wieczorami. W upalne dni duże miasto jest dla mnie mało przyjemne. Co innego wieczorem, gdy upał zelżeje, pojawi się miękkie światło i gwar kawiarnianych ogródków na Poznańskiej, placu Zbawiciela, Koszykowej. Może tam spacerowałby dziś Iwaszkiewicz? Unikając trochę turystów z Krakowskiego Przedmieścia.

Iwaszkiewicz w „Podróżach do Polski” tak pięknie napisał o Żelazowej Woli. Czytając ten esej, zastanawiałam się, czy o Stawisku też można tak pięknie pisać. I kiedy staniesz w taki dzień późny zimowy przed domem, kiedy spojrzysz na ten łamany dach, na gołe gałęzie i na ciemne okna, poczujesz się nagle sam na sam. Sam na sam z Chopinem. Jest w Stawisku Iwaszkiewicz?

O, żeby odpowiedzieć na to pytanie, pojechałam jeszcze raz do Stawiska. Bardzo lubię tam wracać. I myślę, że zdecydowanie można tak powiedzieć. Według mnie już samo otoczenie sprawia wrażenie, że jest tam Iwaszkiewicz. Oglądam czasem jego zdjęcia z przyjaciółmi, z żoną albo z psami zrobione w Stawisku i później, podczas wizyty, wyobrażam go sobie tam. Dobrze jest przejść się wokół dworku, po parku i pochodzić tymi ścieżkami, którymi i on chadzał. Jest taka ścieżka, na prawo od domu, nieomalże leśna, prowadząca do małej kapliczki zaprojektowanej przez Karola Stryjeńskiego. Zaraz za nią znajduje się płot, a za nim droga i kolejny park, a w nim przepiękny dworek Turczynek, prawie zameczek, w którym mieścił się szpital dla chorych na gruźlicę. Tam umarł ukochany Iwaszkiewicza, Jerzy Błeszyński, i pisarz wielokrotnie przemierzał tę drogę, kiedy go odwiedzał w tych ostatnich chwilach. Ta historia jest mi jakoś bliska i mogę sobie to z łatwością wyobrazić.

We wnętrzu z kolei można zobaczyć gabinet pisarza i to jest ciekawe, tam czuje się jego ducha najbardziej. Z drugiej strony domu, na piętrze, jest pokój gościnny. I nie zapomnę, jak podczas mojej pierwszej wizyty tam gospodyni i wieloletnia pracownica Iwaszkiewiczów, pani Zosia Dzięcioł, otworzyła szafę z ubraniami pisarza i jego żony i zaczęła nam pokazywać z dumą i czułością krawaty oraz sweterki, które należały do pana i pani. Niedługo później zmarła, bardzo wtedy żałowałam, że nie wypytałam ją o więcej szczegółów, a ona mówiła – przyjedźcie latem, wypijemy herbatę na tarasie. Już się niestety nie udało.

I o jeszcze jednym muszę wspomnieć, po prawej stronie, przy podjeździe do domu rośnie ogromna sosna, to jedna z kilku, które rosły tam już od lat, kiedy Iwaszkiewiczowie wprowadzili się do dworku, dziś obok jest już dość spory las młodych sosen, a ona wygląda majestatycznie na ich tle. Nazywa się Urania, tak ją nazwał Iwaszkiewicz. I jej właśnie poświęcił swój ostatni wiersz pod tytułem „Urania”. Jest piękny i został umieszczony przy niej, w parku:

Uranio, sosno, siostro — tak ciebie nazywam
Bo palcem pnia swojego ukazujesz niebo
Wiatr co się w twojej czarnej grzywie zrywa
Zacicha dołem. Siostro, wzywam ciebie
Jak niegdyś wróże w koronach z jemioły
Abyś wytrwała w progu mego domu
I strzegła kwiatu, owocu i pszczoły
I serc co tutaj gasną po kryjomu.
Uranio, muzo dnia ostatecznego
Bogini końca, bogini trwałości
Zniszczeń bogini i wszystkiego złego
Stójże na straży domu i nicości.
Weźmij mnie w swoje grzywy, ty szalona
Wyszarp mi ręce co już nie wyrosną
Pogrzeb mnie, ratuj, daj swoje korony,
Bym także był Uranią, nicością i sosną.

Warto odwiedzić Stawisko, choćby po to, żeby ją zobaczyć, ale i żeby poczuć atmosferę tego miejsca, która według mnie jest niezwykła i niepowtarzalna. Choć mogę być odrobinę nieobiektywna.

Co pisałby dziś Iwaszkiewicz?

To bardzo ciekawe pytanie. Ja myślę, że on po prostu dużo by pisał, jak zawsze. Przede wszystkim jednak eseje, książki o innych książkach, o kulturze, muzyce, podróżach i o otaczających go ludziach. O tym pisał najwięcej. Jestem ciekawa, jak odnosiłby się do spraw wielkiego świata. Ale myślę, że nie za bardzo. W końcu też żył w trudnych czasach, a nie znalazłam u niego wielu utyskiwań na sprawy polityczne, na sytuację w kraju, właściwie w ogóle nie znalazłam. Jakby żył w jakimś własnym, małym świecie. Pewnie dom jego rodziny, Stawisko, mógł w tym pomagać, piękny dworek otoczony parkiem, oddalony od zwykłego świata. Choć Iwaszkiewicz prawie codziennie, jeśli nie codziennie, bywał w Warszawie, w centrum wszystkich tych „ważnych spraw”, i był na bieżąco, to jednak wydaje mi się, że za niczym nie gonił, że w jego prozie i poezji był i jest taki wielki spokój. Przecież on przeżył tyle złych rzeczy, a w tych książkach jest tyle światła. Trzeba go czytać, tak myślę, i próbować zachowywać taki spokój i tak patrzeć na świat. Dlatego tak go cenię i uważam za mojego mistrza. Czytajmy Iwaszkiewicza. On naprawdę może pomóc przywrócić spokój.

Cytaty za: J. Iwaszkiewicz, Dzienniki 1911-1955, J. Iwaszkiewicz, Urania, Stary poeta, A. Nasiłowska, Trzydziestolecie 1914-1944

Zdjęcia autorstwa Kasi Cackowskiej.

Dziękuję, Kasiu, za rozmowę, za przybliżenie nam postaci i twórczości Jarosława Iwaszkiewicza. Taka dobra myśl – urodzinowa i optymistyczna – wyłania się w Twoich słów o nim: bądźmy optymistami, którzy kochają ludzi. Chyba w dzisiejszych czasach to bardzo dobra rada.

Rozmawiała: Monika Mellerowska

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *