Przypadek Schulzera

W wielkim pomieszczeniu o długości kilkudziesięciu metrów poprzedzielanym półkami, dwóch ludzi przechodząc pomiędzy jasno oświetlonymi regałami rozgląda się po pustych półkach…

– No, to już koniec tutaj. Wszystko zapakowane w tym archiwum. – powiedział jeden z nich.

– Tak, idziemy. – odrzekł drugi, spoglądając poprzez puste regały.

– Okay Frank, idziemy.

– Ty, a na tamtym regale sprawdziłeś?

– Tak, chodź, idziemy.

– Czekaj, zdaje mi się, że coś tam leży na końcu. – powiedział i pomyślał sobie „Tak, sprawdził. Pewno tylko myślał, że sprawdził.”

– A ta teczka, co tu robi? – zawołał – Ross, jak sprawdzałeś? O czym ty myślisz? Pewnie o tej dupie, z którą się umówiłeś na dziś wieczór.

– Oj, nie marudź. Jedna teczka w tę czy w tę stronę… Co to za różnica? -odrzekł tamten drugi.

– Wszystko musi być zabezpieczone na przyszłość. – i zaglądając do teczki dodał – O, a tu mamy raport z przesłuchania niejakiego Schulzera. – i mówił dalej, ale jakby ciszej, do siebie – Schulzer, Schulzer, już  to nazwisko gdzieś słyszałem.

– A bo to jedyny Schulzer na świecie? – podszedł do niego Ross.

– Niby nie, ale ten ma teczkę i zostanie zachowany dla przyszłości.

– Ciekawe, co on takiego narobił, że ma tu teczkę. To nazwisko, Schultzer kojarzy mi się bardziej z medycyną. Zobaczmy…

– Przecież wiesz, że to zabronione. A propos medycyny, ta twoja nowa laska jest piguła?

– Tak, no mówiłem ci. A co?

– Nic, tak tylko zapytałem… To mówisz, masz dziś wieczorem randkę?

– Tak. A ty co…?

– Ja mam robotę, lot do magazynów. Wziałem nadgodziny. – Powiedział wrzucając teczkę do plastikowego pojemnika na stertę innych teczek.

– Co, boisz się, że ci roboty braknie? Przecież firma podpisała umowy na następne dziesięć lat.

– Własnie. Jak się ta moja pierdolona ex dowiedziała, że nasza firma podpisała umowy z setkami instytucji na cyfrową archiwizację i wywóz archiwów do magazynów na księżycu, czyli że ja niby zarabiam więcej, to od razu poszła do adwokata, e ona za mało alimentów dostaje. Tej francy zawsze będzie mało… A to ci na górze zgarniają całą kasę, a tacy, jak my ciągle grosze dostajemy. Wiec biorę te nadgodziny w weekendy. W sumie to żadna robota, bo tylko załadują ci kontenery, lecisz dzień w jedną stronę, rozładują cię, i za dwa dni jesteś z powrotem.

*

Frank siedział wygodnie w kokpicie pociągu-wahadłowca. Na ekranie komputera kwadraciki przedstawiające przyczepione kontenery, jarzyły się na zielono. Głos wygenerowany przez komputer oznajmił:

– Kontrola systemów zakończona. Wszystkie systemy gotowe.

Potem z głośników rozległ się głos kontrolera:

– Gotowość systemów potwierdzona. Start odliczania…

Po chwili Frank poczuł lekkie szarpniecie całego pociągu-wahadłowca, co oznaczało, że opuszcza orbitę Ziemi i zaczyna podróż w kierunku księżyca.

– Wszystko w porządku – znów odezwał się dyspozytor przez głośnik – Masz teraz dwa dni dla siebie.

– Okay. – odpowiedział Frank „Dwa dni.” – pomyślał – „Co tam dwa dni. Więcej dni zmarnowałem w życiu. Dwa dni nie robi różnicy.” Po czym zaczał się zastanawiać, jakie filmy obejrzeć w tym czasie. Odpiął pasy i już miał udać się do pomieszczenia wypoczynkowego, żeby przejrzeć bibliotekę filmową, kiedy na ekranie kontrolnym jeden z kwadratów zaczął migać żółtym kolorem ostrzegawczym i pojawiła się informacja, że w kontenerze numer 21 nastąpiło przemieszczenie balansu, które system próbuje skorygować. Frank podniósł się lekko i nacisnął guzik komunikatora. Po krótkiej chwili usłyszał głos kontrolera:

– Kontrola naziemna zgłaszam się.- i dodał – No, co tam?

– System wskazuje naruszenie balansu w jednym z kontenerów. – odpowiedział Frank. Kiedy tylko to powiedział informacja ostrzegawcza zniknęła z ekranu, a kwadrat znów świecił spokojnym, zielonym kolorem.

– Nic tu nie widzę, u nas wszystko w porządku, wszystkie systemy na zielono.

– Tak u mnie też teraz wszystko w porządku. Nie wiem, co to mogło być…

– Pewnie nic ważnego, czasem jakiś czujnik nie zaskoczy, albo coś?

– Okay. Rozłączam się – rzucił szybko Frank i wyłączył komunikator.

Podniósł się z fotela, aby przejrzeć wykaz załadowanych w komputerze filmów i wtedy ten sam kwadrat na ekranie znów na sekundę zamigotał na żółto i zaraz znów był zielony.

„Pójdę sprawdzę, co tam się dzieje, zanim zadzwonię do dyspozytorni, bo pomyślą, że z nudów robię sobie jakieś jaja.”, pomyślał. Przedostał się do korytarza prowadzącego wzdłuż pomiędzy szeregiem drzwi prowadzących do kontenerów, w których znajdowały się skrzynie z dokumentacją i artefaktami przewożonymi do magazynów na ksieżycu. Szybko zbliżył się do wejśścia przy kontenerze 21, nacisnął guzik odbezpieczający przy drzwiach i prawie bez wysiłku odsunął drzwi. Zajrzał do wnętrza ledwo oświetlonego bladym światłem kontenera, próbując dostrzec coś nieprawidłowego. Wszystkie skrzynie wyglądające, jak dawne kasy pancerne, znajdowały się na swoim miejscu, przycumowane pionowo w swoich pozycjach polem magnetycznym. Po chwili przeglądania przestrzeni kontenera, zauważył, że jedna ze skrzyń ma lekko uchylone drzwi.

„Ach, wiec to spowodowało alarm”, pomyślał. Przemieścił się bliżej skrzyni, aby ją zamknać i wtedy zauwaył w srodku zieloną teczkę,  tę, którą zabrał jako ostatnią wczorajszego dnia. Spojrzał na tabliczkę z boku skrzyni i przeczytał: Archiwum Prokuratury Wojskowej. Już chciał zatrzasnać drzwi od skrzyni, kiedy przyszło mu do głowy, aby przejrzeć dokumentację w tej zielonej teczce.

„To zabronione” – pomyślał – „Przecież rejestrują otwieranie i zamykanie kontenerów, będą wiedzieć, że tu wchodziłem i grzebałem w skrzyniach. A co tam. Przecież zgłaszałem do kontroli, że jest tu jakaś usterka. W razie, czego powiem, że właśnie to sprawdzałem.”

Wziął teczkę i wyszedł z kontenera.

***

Samolot kołował jeszcze na lotnisku, kiedy Jack ocknął się ze snu. Rozejrzał się wokół przyciemnionego pomieszczenia z pewnym zdziwieniem, że obudził się dopiero teraz, a nie podczas lądowania. Wszyscy inni pasażerowie siedzieli spokojnie, pozapinani pasami w oczekiwaniu na zatrzymanie samolotu. Nie pierwszy raz podróżował samolotem, wiec ten widok wydał mu się znajomy, ale pierwsza jego myśl była:,

„Co ja tu robię?”, i zaraz druga: „O, już wylądowaliśmy”.

Wysiadł z samolotu przeszedł rękawem do odprawy paszportów i stanął w kolejce pod napisem „Osoby z obywatelstwem USA”. Po chwili podał swój paszport urzędnikowi w okienku i usłyszał od niego:

– Witamy w domu panie Schultzer.

Potem udał się po odbiór bagażu, wyszedł na zewnątrz, gdzie jak zwykle czekała już na niego limuzyna, którą udał się do swojego domu na przedmieściach. Był już późny wieczór, wiec Jack szybko położył się do łóżka. Przez pewien czas nie mógł zasnąć.

„To pewno przez to, że spałem w samolocie”, obwiniał się.

Nastepnego ranka obudził go zapach swieo zaparzonej kawy. Otworzył oczy i rzeczywiscie na szafce przy łóku stała filiżanka z dymiącą kawą. Podniósł się lekko i już miał sięgać po filiżanke, kiedy nagle uderzyła go przerażająca mysl: „Skąd tu swieżo zaparzona kawa?” Zerwał się z łóżka i pobiegł do kuchni. Tam na wprost niego stała kobieta w jasnym szlafroku.

– Dzień dobry Jack – powiedziała kobieta, kiedy tylko wszedł. – Jak podróż? Pewno wróciłeś wczoraj bardzo późno. Zasnęłam na kanapie czytając książkę, a kiedy się przebudziłam, spałeś już w łóżku i nie chciałam cię budzić.

Zrobiła krok w stronę Jacka, ale wtedy on cofnął się dwa kroki do tyłu.

– Kim pani jest i co pani tu robi? – wyrzucił z siebie po krótkiej chwili.

Przez moment zdziwienie na twarzy kobiety zrównało się ze zdziwieniem Jacka, ale szybko zmieniła je na uśmiech i powiedziała:

– Jack, przestań się wygłupiać i żartować. – I znów zrobiła krok w jego stronę.

– Kim pani jest i co pani tu robi? – powtórzył.

– Jestem obcą kobietą, która zakradła się do twojego domu. – zaczeła udawać, podejmując żart Jacka.

– Proszę się do mnie nie zbliżać.

– Mam zamiar cię uwieść. – grała nadal kobieta.

– Proszę natychmiast stad wyjść albo wezwę policję.

Wtedy kobieta spoważniała.

– Dobrze, już wystarczy tych wygłupów. Wezwiesz policję na własną żone? – zapytała.

- Żonę? – zdziwił się Jack – Pani chce mi powiedzieć, że jest moją żoną?

– Nie chcę, tylko mówię, że jestem twoją żoną.

– Ja nie mam żony i nigdy nie byłem żonaty.

Jack pobiegł do telefonu, wystukał numer i powiedział do słuchawki:

– Proszę o pomoc. U mnie w domu jest obca osoba. Podaje się za moją żonę

i nie chce wyjść.

Kobieta podeszła bliżej i z przerażeniem w oczach zaczeła krzyczeć:

-Ty chyba całkiem zwariowałeś. Wezwałeś policję? – I zaraz dodała – A propos policji, dlaczego nie odpowiadałeś na moje emaile w sprawie włamania? W dniu, w którym wyjechałeś, było u nas włamanie. Pisałam do ciebie o tym. Zginęły tylko nasze zdjęcia, nic więcej…

– Mówiłem, żeby pani się do mnie nie zbliżała. Włamanie, wiem o tym. Nawet wiem, kto tego dokonał. Jak przyjedzie policja złapią złoczyńcę na gorącym uczynku. – rzucił Jack mając na myśli kobietę. Potem odwrócił się szybko, wszedł do sypialni i zamknął drzwi. Minęło kilkanaście minut, kiedy do drzwi domu zapukał policjant. Jack ledwo zdążył się ubrać i wybiegł szybko z sypialni, aby otworzyć drzwi.

– Ktoś wzywał w tym domu policję – zaczął policjant. – O co chodzi?

– Tak, to ja. – odrzekł Jack. – Proszę wejść. Ta kobieta – wskazał na stojącą za nim kobietę – wtargnęła jakimś sposobem do mojego domu, podczas mojej nieobecności i podaje się, za moją żone.

– Proszę pana – wtrąciła się kobieta – Ja nie wiem, co się stało, ale mój maż musi mieć jakieś załamanie nerwowe

– Mówiłem już pani, żeby nie nazywała mnie swoim meem. – powiedział Jack do kobiety i zwrócił się do policjanta – Wczoraj wieczorem wróciłem z podróży i dziś rano zastałem tę kobietę w moim domu.

– Własnie, na pewno w tej podróży coś ci się stało – zawyrokowała.

– Proszę panstwa – powiedział policjant – Poproszę panią i pana o jakieś

dokumenty.

Jak wyjał z portfela prawo jazdy i podał policjantowi. Policjant krótko przyglądał się dokumentowi, a kobieta w tym czasie wróciła z torebka, z której także wyjęła prawo jazdy i podała policjantowi. Po przejrzeniu dokumentów policjant stwierdził spokojnie, jednak z pewnym zdumieniem:

– Według tych dokumentów oboje panstwo macie to samo nazwisko i oboje mieszkacie pod tym samym adresem.

– Co? – wykrzyknął Jack – To nie jest moja żona, ja nigdy nie byłem żonaty.

– Ja stwierdzam tylko fakty. Jeśli jest tu coś nie w porządku musicie to państwo załatwić inaczej, np. w sądzie. Napiszę odpowiedni raport z wizyty, w którym zaznaczę, że nie nastąpiło zakłócenie porządku.

– Jak to? – przerwał mu Jack – Chce pan to tak zostawić?

– Nic więcej nie mogę zrobić w tej sprawie.

Po czym odwrócił się i wyszedł.

Jack udał się do swojego pokoju oznajmiając na głos, że zamierza się skontaktować ze swoim prawnikiem w celu podjęcia kroków prawnych, aby wyjaśnić całą sytuacje. Zamknął drzwi, usiadł na krześle i w telefonie wybrał numer swojego prawnika. Po chwili w słuchawce usłyszał głos:

– Kancelaria Main and Associates. Obecnie nasza kancelaria jest nieczynna. Pan mecenas Main przebywa na urlopie. Jesli chcesz zostawić wiadomość dla pana Main naciśnij jeden. Jeśli masz sprawę niecierpiącą zwłoki, naciśnij dwa i zostaw wiadomość dla pani mecenas Morrison. Pani mecenas Morrison odpowie po weekendzie. Dziękujemy.

Jack wyłączył telefon. Potem wstał, podszedł do drzwi, otworzył je i przez hall zauważył, że do domu wchodzi jakaś starsza kobieta i wita się z tą, która podaje się za jego żonę.

– A pani to, kto? – wyskoczył – Może też chce pani być moją żoną?

– Jack, wstydziłbyś się – odrzekła tamta, tak jak by go znała od dawna i zrobiła kilka kroków w jego kierunku.

– Proszę się do mnie nie zbliżać – cofnął się o krok Jack.

-Widzisz mamo, mówiłam ci, ż e coś mu się stało – powiedziała jego „żona”.

– Ah, to pani ma być moją teściową, tak? Proszę obie panie do mnie się nie zbliżać i nie wchodzić do mojego pokoju.

-Zawsze byłeś dziwakiem – odezwała się „teściowa”, ale tym razem przesadziłeś. Wiesz, do jakiego stresu doprowadzasz moją córkę?

– Możecie zajać resztę domu i nawet wszystko wynieść, jesli o to wam chodzi, ale proszę nie wchodzić do mojego pokoju – mówił stanowczo Jack – Skontaktowałem się z moim prawnikiem. Jutro w biurze mam z nim spotkanie – blefował – Jutro wszystko się wyjaśni i będziecie musiały za to wszystko odpowiadać.

– Jack, jutro? W biurze? – wtrąciła „żona” – Jutro jest niedziela.

– W poniedziałek – poprawił się szybko Jack. – Mam spotkanie z prawnikiem w poniedziałek – udawał trochę speszony.

– Jack umówię cię na wizytę u lekarza – powiedziała zdecydowanie „ona”. A „teściowa” szybko dorzuciła:

– Dawno mówiłam, że powinieneś się leczyć. – i zaraz dodała – A to wszystko przez to, że nie odnawiasz stanu swojej psyche poprzez obrzędy skrzynkowe.

– No własnie – zawtórowała „żona” – zaraz zaczyna się seans przy niebieskiej skrzynce, proszę cię chodź, usiądź z nami. Dawno już nie czyściłeś swojej psyche w ten jedyny prawidłowy sposób. Jutro mamy cotygodniowe spotkanie, poszedłbyś z nami… Na pewno moc płynąca poprzez skrzynkę by ci pomogła.

– Co? – oburzył się Jack – To wy wierzycie w jakaś oczyszczającą moc, jakiejś  skrzynki? To już przechodzi ludzkie pojecie. To, co wy nazywacie oczyszczającą mocą jest zwykłym ogłupianiem i praniem mózgu.

– Nie bluźnij! – odezwała się podniesionym głosem „teściowa”.

– Proszę mnie zostawić w spokoju, nic już więcej do mnie nie mówić i nie zbliżać się do mojego pokoju. – powiedział Jack – W poniedziałek wszystko się wyjaśni. – Po czym zamknął drzwi do swojego pokoju.

Wczesniej niż zwykle Jack przybył do siedziby instytutu. Po drodze do swojego biura portier i pracownicy, którzy go mijali lekko kłaniali się z uśmiechem, na co on „odpowiadał” takim samym uśmiechem, czasem mówiąc lub odpowiadając – dzień dobry.

Zanim wszedł do swojego biura, myślał, że to wszystko, co wydarzyło się w jego domu przez weekend było jedynie jakimś złym snem i tak naprawdę się nie wydarzyło, i e dzisiaj wróci do domu po pracy i na koniec dnia wszystko bedzie tak, jak przedtem. I tak myslac usiadł w swoim biurze na fotelu za biurkiem i zaczał przegladać emaile. Jedna z przeczytanych przez niego wiadomości wymagała listownej odpowiedzi, wiec bez namysłu wezwał sekretarke, aby podyktować odpowiednią notę. Kiedy otworzyły się drzwi do jego gabinetu, znieruchomiał. W drzwiach zamiast sekretarki ukazała się kobieta, która podawała się za jego żonę. Jack zerwał się z krzesła:

– Co pani tu robi? – wykrzyknął.

– Przecież mnie wzywałeś. – odrzekła zdziwiona sekretarka.

Jack oniemiały stwierdził, że to faktycznie jego sekretarka, a nie jak mu się

zdawało tamta kobieta, odrzekł zażenowany:

– Tak… Proszę usiąść, mam list do wysłania.

Jack usiadł z powrotem w fotelu za biurkiem, a sekretarka zajęła miejsce na krześle po przeciwnej stronie i rozłożyła na kolanach mały tablet. Zamiast dyktować list, zaczął się zastanawiać: O co tu chodzi? Kim jest ta kobieta, która siedzi po drugiej stronie biurka? Dlaczego mówi do mnie przez „ty”. To Alison, moja sekretarka. Znam ją od dwudziestu lat. Kiedy zakładałem ten instytut była pierwszym przeze mnie przyjetym pracownikiem, jest tu od samego początku. Można powiedzieć, że budowała ten instytut razem ze mną… Mimo, że nie ma żadnego tytułu naukowego, jest tylko sekretarka, zna ten instytut i to co tu robimy lepiej niż nie jeden naukowiec, który tu pracuje.

Jack skończył dyktować list i powiedział:

– Proszę to wydrukować i wysłać, a kopię elektroniczną proszę także przesłać do mnie. Dziękuje.

Alison spojrzała na niego zaniepokojonym wzrokiem i zapytała:

– Jack, wszystko jest w porządku? Nie zwracałeś się do mnie takim oficjalnym tonem od dwudziestu lat, kiedy zaczynałam tu pracować.

– Przepraszam cię. Tak wszystko w porządku. Miałem ciężki weekend. Cały czas czuję się jeszcze zmęczony po tej podróży. Dziękuję.

– Zauważyłam, że byłeś już zmęczony, no może nie zmęczony, ale jakiś inny, nie swój jeszcze przed podróżą. Myślę, że powinieneś wziąć kilka dni wolnych i pojechać gdzieś odpocząć. Ale tak naprawdę odpocząć. O wszystkim zapomnieć.

– Przecież dopiero, co wróciłem. No i jak to o wszystkim zapomnieć? – zdziwił się.

– To była podróż służbowa, ja mówię o odpoczynku. No i zapomnieć, nie na zawsze. Tak, chociaż na kilka dni. – dodała z lekkim uśmiechem. Po czym wstała i wyszła.

Jack siedział chwilę w zamyśleniu. Moe rzeczywiście Alison ma racje, powinien o wszystkim zapomnieć, chociaż na jakiś czas. Odpocząć gdzieś, a po powrocie wszystko będzie inne. Wszystko będzie w porządku. I wtedy przyszło mu do głowy, że wyjedzie gdzieś na kilka dni, a kiedy wróci do domu nie będzie tam nikogo.

„Tak, muszę wrócić jeszcze raz”, pomyślał.

Około południa wyszedł ze swojego biura i zatrzymał się obok drzwi do biura Alison. Zajrzał do środka i powiedział:

– Masz racje. Teraz wychodzę na lunch, a potem pojadę gdzieś za miasto i będę tam przez kilka dni.

– O nic się nie martw. Wszystkim się zajmę. – powiedziała, a on wyszedł bez słowa.

Po chwili wychodząc z instytutu, zaczął się zastanawiać, jakby dopiero teraz do niego dotarło, co powiedziała Alison, że wszystkim się zajmie.

„A może ona jest w zmowie z tamtą kobieta. Kobiety przecież zawsze trzymają swoją stronę, zwłaszcza przeciw facetom.”, myslał. „Ale o co może im chodzic? No tak, jedna zajmie mój dom, a druga zajmie się instytutem. Tak to może być… Ale nie, no, ta kobieta w domu pojawiła się nagle nie wiadomo skad, a Alison znam od dawna. A może przez te wszystkie lata ona tylko usypiała moją czujność, tak na prawdę przygotowywała to od dawna? W sumie dużo o mnie wie. Nie jest zwykłą sekretarką, jest osobistą sekretarką, załatwia również niektóre moje prywatne sprawy i teraz w zmowie z tamtą kobietą chce wszystko przejąć. Co mi przychodzi do głowy? Przecież Alison kiedyś powiedziała, że instytut to całe jej ycie i niczego poza nim nie ma. Czasami wydaje mi, że ona żyje po to żeby pracować, a nie odwrotnie. Właśnie… poświęciła instytutowi całe życie i teraz chce przejąć całkowitą kontrolę.”

I tak rozmyślając nie zorientował się, kiedy dotarł do skrzyżowania dwóch ulic, w miejsce gdzie na rogu znajdowała się jedna z jego ulubionych restauracji. Zdziwił się trochę, że dotarł w to miejsce jakby instynktownie, bo od wyjścia z instytutu wcale się nie zastanawiał, dokąd idzie.

Myślał o czymś zupełnie innym. Wtedy przyszło mu do głowy, że on też poza instytutem nie ma życia. Spedzał w pracy całe dnie i wieczory. Potem wracał do domu… I w tym momencie przyszła mu na mysl ta obca kobieta w jego domu i teraz, zgodnie z radą Alison chciał o wszystkim zapomnieć i postanowił nie myśleć o powrotach do domu i zaczął przypominać sobie wieczory, kiedy do domu nie wracał. Czasami zdarzało się, że pracował do późnej nocy i zasypiał na małej kanapie w pokoju sąsiadującym z jego biurem. Potem następnego dnia rano jechał do domu żeby się przebrać i wracał do instytutu. Ale oczywiście nie nazywał tego praca, przecież robił to, do czego dążył od dziecka, od kiedy pamiętał. Właśnie, od kiedy pamiętał. Ale teraz nie mógł sobie przypomnieć, kiedy i jak to było, że zawsze chciał robić to, co robi teraz w instytucie. To, co robił i ten instytut to było jego życie i kiedy tylko sobie to uświadomił, zorientował sie, e przed chwilą to samo pomyslał o Alison i to sprawiło, że stała mu się w jakiś sposób bliższa i że to wszystko, co myślał wczesniej o przejęciu przez nią instytutu było niepoważne i nawet było mu trochę wstyd, ale zrzucił całą winę za takie myśli na przepracowanie i zmęczenie, o którym mówiła. A to uczucie sympatii dla niej pogłębiła myśl, że być może całe to przedsięwzięcie z instytutem robił wbrew sobie, jakoś podświadomie, a nie z własnej woli. Bo coś w jakiś sposób nakazywało mu, żeby to robić, chociaż on może nie chciał, i być może, dlatego nie zasługiwał na ten instytut tak, jak Alison. I teraz nadszedł czas, żeby go stracić, albo raczej oddać w dobre ręce, komuś, komu faktycznie na tym zależy, komuś, kto rzeczywiście o to dba, całkowicie, świadomie i podświadomie. Ale skoro nie zasługiwał na ten instytut, to pytał siebie, po co wypadło na niego, żeby go organizować i budować?

Teraz wszedł do środka restauracji i kierując się do swojego ulubionego stolika w rogu, który tak jak i tym razem, najczęściej był pusty, myslał o tym, że łączyła go z Alison tylko praca w instytucie. Przez te wszystkie lata spędzone razem nigdy nic innego między nimi nie było. Czy to możliwe między mężczyzną i kobietą, którzy spędzili ze sobą ponad 20 lat? Kiedyś zaprosił ją do restauracji, zupełnie zwyczajnie z wdzieczności za jej pracę i to jak bardzo poświęca się instytutowi, ale ona odmówiła. Powiedziała, że nie wypada, aby razem wychodzili na kolacje.I teraz, kiedy o tym pomyślał starał się to zrozumieć. Przecież nie miał nic innego na mysli, jak tylko wdzięczność za jej pracę. A nawet gdyby coś jeszcze, to przecież ani ona nie była zamężna, ani on żonaty… I w tym momencie znów przypomniał sobie o tej obcej kobiecie  w jego domu, podającej się za jego żonę.

„Muszę przestać o tym myśleć, muszę o tym zapomnieć”, wmawiał sobie w duchu, patrząc na biel obrusu na stole i zdawało mu się, że szuka tam jakieś, choćby najmniejszej plamki. Ale adnej plamki nie było. Wtedy koło jego stolika pojawiła się kelnerka, którą zauważył kątem oka i jak zwykł zamawiać powiedział:

– To, co zwykle, proszę. – spojrzał na kelnerkę. Wtedy nagle ogarnęło go przerażenie, bo kelnerka okazała się być tą samą obcą kobietą, która nagle pojawiła się w jego domu. Już chciał wstać i wybiec, kiedy zorientował się, że było to tylko jego chwilowe wrażenie, które przeminęło tak szybko, jak się pojawiło i że kelnerka jest zupełnie inną kobietą, tą, która często przyjmuje jego zamówienia, kiedy tu przychodzi. Szybko się opanował i powtórzył:

-T o, co zwykle.

Kelnerka odeszła, a on znów zaczał wpatrywać się w obrus.

„Co się ze mną dzieje?”, myślał.

Trzeba przestać o tym myslec. Ale jak przestać, kiedy ciągle w taki czy inny sposób to powraca i znów zajmuje umysł i nie da się o tym zapomnieć. I myśli znów zaczęły tłoczyć mu się w głowie. Gdyby to było tylko w umyśle, trzeba by to było jakoś wyleczyć, o ile leczenie tego było w ogóle możliwe. Ta obca kobieta, Alison i teraz kelnerka, to jeszcze mogło istnieć w głowie i być może nadawało się do leczenia, ale przecież była jeszcze teściowa i ten policjant. Nie, to nie urojenia, to musi być jakaś zmowa. Ale czyja? Kto i w jakim celu miałby to robić? W tej sytuacji znów Alison stała się celem podejrzeń. Wygląda na to, że to ona ma cel – chce zagarnąć instytut.

Ale, po co zadawałaby sobie tyle trudu organizując taką mistyfikację z żoną i teściową? Przecież ten instytut – można powiedzieć – jest tak samo jej. Bez niej pewno też by istniał, ale nie byłby taki, jaki jest.

„Nie, to nie możliwe.”, pomyślał i znowu jak gdyby wstydził się swoich mysli i zaraz przestał ją podejrzewać.

Wyszedł z restauracji, rozejrzał się w około, jakby sprawdzając, czy nie ma gdzieś w okolicy tej kobiety i nie zwracając na nic i na nikogo uwagi, zaczął mówić do siebie prawie na głos:

„Coś jest ze mną nie w porządku. Rozglądam się, czy gdzieś  jej nie ma, a przecież miałem o tym zapomnieć. Miałem gdzieś pojechać, odpocząć, zapomnieć.”

Kiedy zaczał się zastanawiać, gdzie pojechać na kilka dni, adne miejsce nie przychodziło mu do głowy. Jedyne miejsce, które sobie przypomniał, to mała wioska położona na skraju jeziora, gdzie spędził kilka dni wynajmując mały pokoik w domu jakiegoś gospodarza. Z okna pokoju widział po drugiej stronie jeziora wieżę małego kościoła. Sam kościół zasłonięty drzewami był z tego miejsca niewidoczny. To było tak dawno. Jeszcze zanim zajął się stworzeniem instytutu. Czyby od tego czasu nigdzie nie wyjeżdżał? Przecież zawsze chciał podróżowac, zwiedzać egzotyczne miejsca. Nawet, jeśli praca w instytucie pochłaniała cały jego czas, to musiały być przez te wszystkie lata, chwile, kiedy mógłby mieć wolne i gdzieś wyjechać.

Z tego zamyślenia wyrwał go widok pary stojącej na moście, do którego właśnie się zbliżał. Stali tyłem do niego. O czymś rozmawiali, ale był na tyle daleko, że nawet nie było słychać ich głosów, nie mówiąc o rozpoznaniu jakichkolwiek słów. Kobieta gestykulowała nerwowo rekami, a mężczyzna stał lekko odwrócony do niej bokiem i nawet na nią nie patrzył. Zdawało się, że patrzy gdzieś daleko poza most i niczego nie słyszy. Kobieta przestała mówić i gestykulować, a on ciągle patrzył w dal. Wtedy kobieta zbliżyła się do niego jeszcze bardziej i złapała go za rekę w łokciu, ale w tym momencie meczyzna wywinął reke, tak, że nie mogła go wziąć pod ramię. A czyniąc to odwrócił głowę i spojrzał na Jack’a, który był już całkiem blisko. Potem odwrócił się i odszedł w przeciwną stronę, zostawiajac Jack’a i kobietę za sobą na moście. Jack mijając ją szybko odwrócił wzrok, udajac, że niczego nie zauważył, a ona patrzyła na niego tak, jakby to on był winien całego zajścia. Nie chciał na nią patrzeć, bo przez ten krótki moment wydawało mu się, że widzi tamtą kobietę, która przesladuje go od kilku dni. Jak najszybciej chciał się oddalić z tego miejsca. Wtedy pomyślał też, aby udać się w ślad za tamtym mężczyzną, który odszedł już jakiś kawałek drogi i skręcał w poprzeczną ulicę. Jack przyspieszył, aby nie stracić go z oczu. Kiedy doszedł do rogu, tamten był już na drugiej ulicy. Stał, jako ostatni w kolejce. Przed nim stało kilkanaście osób. Jack zatrzymał się w oddali i chwilę przyglądał się tej sytuacji, zastanawiajac sie, po co oni tu tak stoją i na co czekają. Po chwili podszedł do nich i stanął na końcu kolejki. Tamten zorientował się, że Jack stoi za nim, odwrócił się i spojrzał na niego, a jemu wydawało się, że już wcześniej gdzieś widział tę twarz, która teraz zdawała się pytać:

„A ty po co tu?”

Człowiek nic nie powiedział tylko odwrócił się z powrotem plecami do Jack’a, a on nie mógł odepchnąć wrażenia, że już gdzieś go widział, wcześniej niż przed chwilą na moście. A pytanie na jego twarzy, którego nie zadał, a na które Jack i tak nie umiałby odpowiedzieć, sprawiło, że powoli wycofał się i odszedł z kolejki. Oddalając się całkiem od tamtego miejsca obejrzał się jeszcze za siebie, jakby chciał lepiej zapamiętać tamtą kolejkę, albo tamtego człowieka. Skręcił w inną ulicę, ale ciągle zastanawiał się gdzie mógł wcześniej go widzieć. Żadnej takiej sytuacji nie mógł sobie przypomnieć, co nie dawało mu spokoju. Zostając na miejscu, stojąc w kolejce, mógłby się dowiedzieć czegoś więcej. Czegoś więcej o tych ludziach w kolejce? O tym człowieku? A może o sobie? Przez chwilę nawet myślał żeby tam wrócić i stanąć w kolejce, ale szybko odrzucił ten pomysł. A uszedłszy jeszcze jakiś kawałek, stwierdził, że tylko mu się wydawało, e już gdzieś widział tamtego człowieka zapewne tylko przez tę sytuację na moście z tamtą obcą kobietą. Ta mysl o obcej kobiecie znowu przywołała te wszystkie okropne myśli o jego własnej sytuacji, o której próbował zapomnieć.

„Miałem wyjechać, odpocząć, zapomnieć o tym wszystkim”, myślał, „A tu kręcę się po mieście i nawet próbując myśleć o czymś zupełnie innym, oni, obcy ludzie przypominają mi o tamtym.”

Ale ta sytuacja uzmysłowiła mu, że gdzieś w głebi powątpiewa, czy taki wyjazd cokolwiek zmieni. A nawet, jeśli w jakiś sposób zapomniałby o tym wszystkim, co go spotkało, to nie bardzo był przekonany, że kiedy wróci, tej obcej kobiety nie będzie już w jego domu. I wszystko będzie tak jak przedtem. Ale jak to było przedtem? Teraz zaczął się nad tym zastanawiać i nic nie przychodziło mu do głowy. Kiedy tylko myślał o domu w umyśle pojawiały się jakieś strzępki rozmów, z których nie można było złożyć w jakakolwiek sensowną całość, ani nawet stwierdzić, z kim były te rozmowy. A zaraz potem mysli przerzucały się na instytut, konferencje, spotkania naukowe… A wszystko zdawało się być fikcyjną mieszanką fragmentów rónych filmów skleconych bez jakiegokolwiek porządku i sensu. Ta obca kobieta w domu też może być nieistniejącą fikcją. Bo rzeczywiście, po co miałaby istnieć na prawdę? Chyba tylko, po to, żeby doprowadzić do obłędu.

„Mój umysł jest chory i on sam zdaje sobie z tego sprawe. Coś jest ze mną nie w porządku”, myślał. „Udać się do lekarza? Ale, po co? Co on moe wiedzieć o moim umyśle? Lekarz będzie mnie truł jakimiś prochami albo wyśle do ośrodka zamkniętego i tam dopiero zrobią ze mnie wariata.”

I zaraz odrzucił także tę myśl. Nagle zorientował się, że myśli o swoim obłąkaniu, a przecież nie może być obłąkany. Podczas kiedy widzenia tej obcej kobiety w Alison, kelnerce i tej tamtej na moście mogłyby być wytworem chorego umysłu, to byli jeszcze niby-teściowa i policjant, a oni istnieli w rzeczywistości. Rzeczywiście widział kobietę, która podawała się za jego teściowa. Policjant rzeczywiście sprawdzał jego dokumenty. I nawet ta obca kobieta rzeczywiście zaparzyła mu kawę. Przecież te dwie kobiety przebywały u niego w domu przez cały weekend. Musiały istnieć naprawdę. Nie. Nie był obłąkany. Znów zaczął trzeźwo myśleć. Za tą całą sytuacją musi kryć się coś innego. Ale to oznaczałoby, e jego wyjazd na odpoczynek i nawet zapomnienie tego wszystkiego, w ogóle niczego nie zmieni. Po powrocie sytuacja będzie taka sama. Nic się nie zmieni. Chociaż kiedy o tym pomyślał na moment pojawiła się iskierka nadziei, e ci ludzie, którzy nagle pojawili się w jego życiu, tak samo nagle znikną. Zajęty tymi wszystkimi myślami nie zwracał uwagi na to, dokąd idzie.

Zatrzymał się przed schodami prowadzącymi do przejścia pod ulica. Z miejsca, w którym stał nie było widać, co może być po drugiej stronie. Porównał ten widok do swojej sytuacji i to odebrało mu tę resztkę nadziei, która nie wiadomo skąd pojawiła się na małą chwilkę. Zmeczenie, które teraz sobie uświadomił sprawiło, że zszedł kilka stopni w dół i usiadł. Kiedy o tym pomyslał nie mógł zdecydowac, czy było to zmeczenie droga, którą przeszedł, czy sprawiły to te wszystkie mysli, które kotłowały się w jego umyśle. A moe jedno i drugie? Oparł głowę o ścianę i zamknał oczy. Zdawało się, że na chwilę zasnał, ale jego umysł nie odpoczywał. Znów szczątki rozmów, zamazane urywki obrazów, których umysł nie mógł kojarzyć, ani ogarnąć w jakiś choćby malutki sensowny fragment. Obudził się z bólem głowy i czuł się jeszcze bardziej zmęczony. Kiedy otworzył oczy, nie wiedział jak długo spał, ani nawet czy w ogóle zasnął, czy może tylko zamknał oczy na chwile. Pomyślał, że nie spał, bo nic mu się nie śniło. A nawet gdyby mu się coś śniło, to i tak niczego nie pamiętał. Wtedy nagle wszystko, co doprowadziło go tego miejsca i stanu, powróciło gwałtownie – znów zobaczył przed sobą tę kobietę, niby-żone, pochylającą się nad nim.

– Czy coś się stało? Wezwać pomoc? – pytała.

Przez myśl przebiegło mu tylko: „Znowu ona…” Być może zerwałby się na nogi wyperswadować i wykrzyczeć jej, żeby przestała go prześladowac, ale z jakiegoś powodu pomyślał, że to jest bez celowe i nie odniesie skutku, wiec spojrzał tylko na nią z grymasem na twarzy i rzucił krótko:

– Zostaw mnie w spokoju.

Zdziwienie odmalowało się na twarzy kobiety. Odwróciła się i odeszła. Ale zanim całkiem odwróciła twarz, Jack zdał sobie sprawę z tego, że to zupełnie obca kobieta, nie ta, która zadomowiła się w jego mieszkaniu, że znów mu się tylko przywidziało. I zaraz pomyślał: „A co to za różnica? I jedna i druga są mi tak samo obce.” I wtedy ogarnęła go złość. Nie, to nie była złość, to był raczej gniew. Uczucie, które potrafił sobie uświadomić, ale którego nigdy nie odczuwał. I teraz, kiedy zaczął o tym myśleć wiedział, e to nie była ani złość, ani gniew, to była nienawiść. W momentach, kiedy widział tamtą kobietę, albo zdawało mu się, że to ona, mógłby ją zabić. Nie, nie mógłby nikogo zabić. Ale dłużej tak się nie da żyć.

CDN

 

Jarosław Tomszak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *