Prometeusz, puszka i swastyka

Prawie każdy zna opowieść o Prometeuszu, który podarował ludziom ogień. Przypisuje się ją starożytnym Grekom, choć w rzeczywiśtości jest to mit starszy od opowieści o bogach Olimpu i wywodzi się z Indii. Imię Prometheus, oznaczające przezorność, ma się nijak do przymiotów i dokonań tego najsławniejszego z tytanów, mitografowie uważają więc, że zostało ono urobione z sanskryckiego Pramantha Agni, co oznaczało krzesiwo lub… swastykę. Tak, moi drodzy miłośnicy mitologii: tak zwany Hackenkreutz to bardzo stary znak, nie mający absolutnie nic wspólnego z chorymi ideami Hitlera i masowym ludobójstwem, ani tym bardziej z jakąkolwiek odmianą chrześcijaństwa. Prawoskrętna jest symbolem słońca, a lewoskrętna – symbolem księżyca. Trójramienna odmiana swastyki oznacza zaś w Afryce potrójną boginię Ngame. A wśród ludów słowiańskich tradycyjna swastyka był to znak cechowy ludzi zajmujących się rzemiosłami związanymi z ogniem, a wiec nie tylko kowali, ale też np. garncarzy. W czasach przedchrześcijańskich umieszczano ją w chramach, w których palono wieczne ognie i na wyrobach trwałych, do których uzyskania konieczny był ten żywioł. Czyli tu wracamy do Prometeusza.

Prometeusz bywał lokalnie utożsamiany z Hefajstosem, choć jest raczej pewne, że chodziło o dwie różne mitologiczne postacie. Łączyło je pojęcie ognia. Nie jest całkowicie jasne, dlaczego Zeus odmawiał ludziom prawa do owego daru. Mówi się, że był rozczarowany ludzkimi postępkami. Wydaje się jednak, że biorąc pod uwagę zachowanie samych bogów, trudno wymagać od ich niedoskonałego tworu, ludzi, aby byli aniołami, których Grecy zresztą nie znali. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że była to reakcja na podstęp Prometeusza, przez który częścią ofiarną przeznaczoną dla bogów stało się nie mięso, a kości i tłuszcz zwierzęcia. Zeus w ogóle miał tytanowi za złe to, że wiecznie ujmował się on za ludźmi, znosił to jednak mając na względzie lojalność Prometeusza, okazaną mu podczas tytanomachii. Ścierpiał nawet to, że tytan sporzadził z brązu ozdobny dzban, w którym zamknął wszystko, co mogło trapić ludzkość – choroby, starość, głód, ciężką pracę, obłęd i gwałtowne namiętności. Jednak miarka się przebrala, gdy Prometeusz złamał jego wyraźny zakaz i w wydrążonej łodydze dzikiego kopru przemycił na Ziemię żarzącą się głownię, zapaloną od rydwanu Heliosa. Początkowo król bogów miał zamiar zemścić się w sposób bardzo wyrafinowany i uderzyć w tytana przez jego brata, Epimeteusza. Polecił mianowicie Hefajstosowi, żeby ulepił z gliny kobietę, którą następnie boginie na jego rozkaz uczyniły tak piękną, że nie ustępowała samej Afrodycie. Następnie Cztery Wiatry tchnęły w nią życie, a Zeus podarował ją Epimeteuszowi. Była to owa słynna „Pandora od puszki”.

Prometeusz, który był bardzo inteligentny, przewidział, że podarunek Zeusa może przysporzyć kłopotów i doradził bratu, by ten go nie przyjął. Zeus, rozwścieczony jego przenikliwością, oskarżył go fałszywie o romans z Ateną, a następnie przykuł łańcuchami w górach Kaukazu i nasłał na niego sępa gryfona – lub, jak twierdzą niektórzy, orła – który co dzień wydziobywał mu wątrobę. Odrastała ona w nocy, więc można rzec, że miał ptak co jeść. Biedny Prometeusz nie miał nawet tej pociechy, że jego cierpienie na coś się zdało, gdyż Epimeteusz dał się w końcu oczarować Pandorze i ożenił się z nią. Stworzona przez bogów piękność okazała się głupia, złośliwa i leniwa, a do tego równie ciekawska jak biblijna Ewa. Chociaz Epimeteusz zaklinał ją, by nie ruszała pozostawionego przez jego brata dzbana, nie mogła się powstrzymać, by go nie otworzyć. W ten sposób wypuściła na świat wszystkie nieszczęścia, przed którymi Prometeusz chciał ludzi ochronić. Jedyną pociechą odtąd stała się nadzieja, którą tytan również zamknął w dzbanie, uważając że krzywdzi ludzi przez swą złudność.

Przykuty w górach Kaukazu tytan cierpiał swe męki, póki do Gruzji nie zawędrował Herakles, wracając ze swej wyprawy po złote jabłka. Poprosił on Zeusa, swego ojca, o łaskę dla tytana. Ten się zgodził, od dawna bowiem żałował swej popędliwości, tylko wstyd mu było przyznać się do błędu. Herakles zabił więc ptaka dręczącego Prometeusza, a jego łańcuchy zerwał. Zeus zażądał, by odtąd Prometeusz nosił na znak swej niewoli pierścień zrobiony z tych łańcuchów, a ozdobiony kamieniem z góry, na której go przykuto. Właśnie od tego czasu ludzie zaczęli nosić pierścienie z kamieniami. Problem w tym że zaczęli też się mścić na najzupełniej niewinnych sępach-gryfonach tępiąc je bezlitośnie w odwecie za cierpienia tytana (ot ludzka logika).

Pozostał jeszcze jeden szkopuł: cierpienie Prometeusza miało według boskiego wyroku trwać wiecznie, a to znaczyło, że w pełni może on zostać uwolniony dopiero wtedy, gdy jakiś nieśmiertelny zstąpi za niego do Tartaru. Zgodził się na to centaur Chejron, którego Herakles kiedyś przez nieuwagę zranił zatrutą strzałą, przez co biedak cierpiał nieustające bóle, nie mogąc umrzeć.  Z radością skorzystał z okazji by móc wreszcie skończyć z życiem, i dzięki temu nieszczęsny więzień mógł odejść wolno. Oprócz pierścienia miał odtąd nosić stale wieniec z gałązek wierzby na pamiątkę swej kary. Solidaryzując się z nim Herakles założył wieniec z gałęzi dzikiej oliwki i podobno już się z nim nie rozstawał.

Co porabiał Prometeusz, gdy odzyskał wreszcie wolność? To prawdziwa zagadka, ponieważ nie ma nigdzie o tym żadnej wzmianki. Wraz z zerwaniem łańcuchów ten najbardziej znany z tytanów zniknął bez śladu i żaden późniejszy mit o nim nie wspomina. Jednak jego imię przetrwało w ludzkiej pamięci, na przykład w powiedzeniach (jest takie określenie jak „prometejski trud”). Warto też wspomnieć, że polskie słowo „promień” ma swe źrodło właśnie w jego imieniu…

About the author
Technik MD, czyli maniakalno-depresyjny. Histeryczna miłośniczka kotów, Star Treka i książek. Na co dzień pracuje z dziećmi, nic więc dziwnego, że zamiast starzeć się z godnością dziecinnieje coraz bardziej. Główna wada: pisze. Główna zaleta: może pisać na dowolny temat...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *