Premiera „Mysiej Wieży” Agnieszki Fulińskiej i Aleksandry Klęczar – patronat Szuflady

Fragment wywiadu z Agnieszką Fulińską, jedną z autorek „Mysiej Wieży”:

Czy książki Ricka Riordana są wyzwaniem dla tłumacza?

Każda dobrze napisana książka jest wyzwaniem dla tłumacza. Nie chodzi przecież tylko o to, żeby zgadzały się słowa – ważniejsze jest uchwycenie stylu autora, jego poczucia humoru czy dramatyzmu. Dobry pisarz umiejętnie operuje słowami i trzeba się wsłuchać w jego język, chociażby po to, żeby wybrać odpowiednio brzmiące synonimy. Żeby język przekładu miał podobny rytm, nie był zbyt napuszony albo zbyt uproszczony wobec oryginału. Wyzwaniem są też zabawy, gry językowe, a także np. znaczące imiona i nazwiska.

Rick Riordan jest dobrym pisarzem, świadomym swojego rzemiosła, co widać choćby po tym, że kolejne serie mitologiczne mają odmienny styl, dostosowany do charakteru mitów i świata. W gotowym tekście przekładu nie widać zmagań z materią językową – i nie ma być tego widać! – ale zanim odda się tłumaczenie do redakcji, trzeba rozważyć sporo szczegółów. Na przykład, jak oddać zróżnicowanie stylu wypowiedzi bohaterów – po polsku w niewielkim stopniu jesteśmy np. przyzwyczajeni do zwracania uwagi na różnice regionalne, a tymczasem amerykańscy pisarze chętnie raczą nas tym, że ktoś miał charakterystyczny „akcent” i oddają te cechy szczególne w pisowni. Wobec czegoś takiego tłumacz jest bezradny, bo nie da się tego zastąpić regionalizmami – nie chodzi o to przecież, że jedna postać mówi „ziemniaki”, druga „kartofle”, a trzecia „pyry”, ale o to, jak brzmi wypowiedź. Czasem można się zdecydować na specyficzne słownictwo lub np. zmianę szyku zdania, ale nie zawsze to działa.

Wspomniałam znaczące imiona i nazwiska – były one sporym problemem zwłaszcza w serii o Percym Jacksonie. Tam większość nazwisk, pozornie zwyczajnych, ma znaczenie, mniej lub bardziej czytelne dla odbiorców anglojęzycznych. Np. dzieci Demeter mają zazwyczaj nazwiska związane z ogrodnictwem, a dzieci Apollina – z łucznictwem lub medycyną. Ale przecież nie zrobimy z Lee Fletchera – Lee Strzelnika, choć jest to po polsku dokładnie to samo nazwisko, oznaczające wytwórcę strzał. Albo z Mirandy Gardiner – Mirandy Ogrodnik, choć i takie nazwisko w Polsce funkcjonuje. Zwłaszcza że problem pojawiłby się już przy Willu Solace – Will Pocieszyciel nie brzmiałby naturalnie, bo takie nazwisko, jeśli nawet istnieje, jest bardzo rzadkie, i brzmiałoby raczej jak przydomek. Dlatego ostatecznie wraz z redaktorką pierwszych tomów przyjęłyśmy zasadę, że tłumaczymy „fałszywe” nazwiska potworów podszywających się pod ludzi, a nie tłumaczymy nazwisk zwykłych postaci.

Wywiad z Agnieszką Fulińską, tłumaczką książek Ricka Riordana

About the author
Magdalena Pioruńska
twórca i redaktor naczelna Szuflady, prezes Fundacji Szuflada. Koordynatorka paru literackich projektów w Opolu w tym Festiwalu Natchnienia, antologii magicznych opowiadań o Opolu, odpowiadała za blok literacki przy festiwalu Dni Fantastyki we Wrocławiu. Z wykształcenia politolog, dziennikarka, anglistka i literaturoznawczyni. Absolwentka Studium Literacko- Artystycznego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Dotąd wydała książkę poświęconą rozpadowi Jugosławii, zbiór opowiadań fantasy "Opowieści z Zoa", a także jej tekst pojawił się w antologii fantasy: "Dziedzictwo gwiazd". Autorka powieści "Twierdza Kimerydu". W życiu wyznaje dwie proste prawdy: "Nikt ani nic poza Tobą samym nie może sprawić byś był szczęśliwy albo nieszczęśliwy" oraz "Wolność to stan umysłu."

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *